Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć w garażu

Mieczysław Bubrzycki
Hanna i Krzysztof zginęli w tym garażu
Hanna i Krzysztof zginęli w tym garażu Fot. M. Bubrzycki
Wszystko wskazuje na to, że przyczyną tragicznej śmierci dwojga ostrowian był brak wyobraźni. Życie nie pieściło Hanny P. Już od dość dawna jej pożycie z mężem nie układało się najlepiej. Parę lat temu wyprowadził się z ich mieszkania spółdzielczego przy ul. Widnichowskiej. Hanna P. pozostała z trzema córkami. Na szczęście miała niezłą pracę w Mazowieckiej Spółdzielni Mleczarskiej "Ostrowia". Pomimo rozstania z mężem, Hanna P. starała się być dobrą matką dla swoich dorastających córek.

- Ona dobrze je wychowywała - zapewnia jedna z sąsiadek. - Nie zaniedbywała ich, starała się znajdować dla nich czas.
Od kilkunastu miesięcy 42-letnia Hanna P. spotykała się z nieco młodszym Krzysztofem - też mieszkańcem Ostrowi. To też mężczyzna po przejściach, choć bez rozwodu. Córki Hanny P. - najstarsza ma dziś 20 lat i kończy zaocznie technikum, a dwie młodsze to 14-letnie bliźniaczki - nie bardzo godziły się z tym, że matka spotyka się z mężczyzną.
- To był jej przyjaciel - mówi Cecylia P., sąsiadka.
Brak akceptacji ze strony córek sprawiał, że Hanna P. nie zapraszała Krzysztofa do domu. Spotykali się w różnych miejscach, często był to samochód Hanny P. Hanna P. miała pracę terenową, czasami Krzysztof jechał w teren razem z nią.
W czwartek 12 lutego około godziny 20.00 Hanna P. zaszła do mieszkającej piętro niżej Cecylii P.
- Wprowadzę samochód do garażu i zaraz wracam do domu - powiedziała.
To była ostatnia rozmowa Cecylii P. z Hanną P. Cecylia P. mówi, że Hanna P. była dla niej kimś więcej niż tylko sąsiadką.
- Byłyśmy ze sobą zżyte jak siostry - mówi.
W piątek 13 lutego z rana do Cecylii P. przyszły bliźniaczki - córki Hanny P. Powiedziały, że mamy nie ma. Cecylia P. dała im 10 zł, żeby kupiły coś do jedzenia.
- Parę razy w ciągu dnia myślałam o Hani, ale do głowy mi nie przyszło, że coś jej się mogło stać - wspomina Cecylia P.
Na dobre coś ją tknęło wieczorem. Przed dwudziestą wzięła psa i wyszła na podwórko, ale z zamiarem poszukania Hanny P. Najpierw skierowała się do garażu, który stoi 100 metrów od bloku, na rogu ulic Lipowej i Widnichowskiej. Jest murowany, wśród trzech w szeregu - pierwszy z lewej.
Na drzwiach garażu nie było kłódki, choć drzwi były domknięte. Cecylia P. bez trudu otworzyła je. W środku stał samochód, paliło się światło.
- Widziałam, że oboje siedzą na przednich siedzeniach samochodu - mówi Cecylia P., która już czwarty dzień z rzędu jest na tabletkach uspokajających. - Od progu krzyknęłam "Cześć!" Nie zareagowali. Drzwi w samochodzie, zarówno te od strony Hani, jak i od strony Krzyśka, były uchylone. Krzysiek miał nawet wysuniętą jedną nogę, tak jakby chciał wyjść z samochodu. Ponieważ wciąż siedzieli bez ruchu, więc na cały głos powiedziałam: "Ooo, pewnie śpią!" Najpierw podeszłam do Krzyśka. Jak dotknęłam jego ręki, wydała mi się bardzo zimna. Także twarz miał prawie białą. Zaczęłam go szarpać i krzyczeć: "Krzysiek! Krzysiek!" Nie reagował. Pomyślałam sobie, że może wypił za dużo i dlatego nie daje znaku życia. Podeszłam z drugiej strony samochodu. Zaczęłam szarpać Hankę za rękę. Też miała ją przeraźliwie zimną, a twarz niesamowicie białą. Do mnie jeszcze nic nie docierało. Nie mam telefonu komórkowego, więc szybko wróciłam do domu. Pomyślałam o bracie Hanki, który mieszka w bloku tuż obok tego garażu. Telefon odebrała bratowa. "Danka - mówię - z Hanką jest coś nie tak". Poszłyśmy tam razem. Byłyśmy widocznie w szoku, bo Danka mówi, że Hanka jest jeszcze ciepła. Zadzwoniłyśmy na pogotowie, ale lekarz od razu stwierdził zgon i Hanki, i Krzyśka. Od czego to się stało, nie wiadomo. Mówią, że zatruli się spalinami, ale gdy wchodziłam do garażu, silnik samochodu nie pracował.
Oboje zmarłych przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku. 17 lutego przeprowadzono sekcję zwłok w obecności prokuratora. Jej wyniki wskazują, że ponad wszelką wątpliwość przyczyną śmierci obojga było zatrucie tlenkiem węgla. Zgon nastąpił w czwartek 12 lutego.

Jak doszło do tragicznej śmierci

Prokuratura Rejonowa w Ostrowi Mazowieckiej prowadzi w tej sprawie dochodzenie, które ma wyjaśnić okoliczności tej śmierci. Wiadomo już, że dwoje ostrowian zatruło się spalinami i że nie było żadnej ingerencji osób trzecich.
- Mimo że drzwi były zamknięte, nie poczułam zapachu spalin - mówi Cecylia P.
Tak mogło być, ale trzeba pamiętać, że Cecylia P. weszła do garażu wiele godzin po tragedii. Śmierć obojga mogła nastąpić nawet ponad dwadzieścia godzin wcześniej, bo Hanna P. spotkała się ze swoim przyjacielem pewnie zaraz po wyjściu z domu, a więc w czwartek wieczorem.
Nie ma na razie odpowiedzi na pytanie, czy to był nieszczęśliwy wypadek, czy może samobójstwo? Więcej okoliczności wskazuje na to, że to nieszczęśliwy wypadek.
Wiadomo, że Hanna P. już nieraz spotykała się w garażu ze swoim przyjacielem. W czwartek 12 lutego było zimno, garaż jest nieogrzewany, więc zapewne Hanna P. włączyła silnik, aby nagrzać samochód. Niewielkie pomieszczenie szybko wypełniło się trującymi spalinami. Silnik samochodu Hanna P. mogła wyłączyć sama, gdy w samochodzie było już ciepło, albo też silnik zgasł po wyczerpaniu się paliwa. Otwarte drzwi w aucie wskazują na to, że chyba próbowali się ratować. Nie zdążyli, bo spaliny bardzo szybko zabijają.
PS. Córkami Hanny P. po jej śmierci zaopiekowała się babcia, która mieszka w tym samym bloku, tylko w sąsiedniej klatce schodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki