Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śladem naszych publikacji: Dzieci zabrano

mb
Po dzieci Stepnowskich przyjechali w poniedziałek. Zabrali wszystkie pięcioro.

W TO nr 11 z 16 marca br. opisywaliśmy los rodziny Stepnowskich ze Zgorzałowa w gm. Wąsewo. Tekst pt. "Jak dzieci zabiorą, to sobie życie odbiorę", był efektem wizyty Tadeusza Stepnowskiego w redakcji. - Chcą mi zabrać wszystkie dzieci, pomóżcie - powiedział wtedy po wejściu do redakcji. Hanna i Tadeusz Stepnowscy mają pięcioro dzieci. Prawda o ich życiu rodzinnym jest skomplikowana. Jakiś czas temu Stepnowscy przeprowadzili się z drewnianego domu do mieszkalnej części budynku chlewni. Cała rodzina jest pod opieką kuratora już od 10 lat. Zaczęło się od stwierdzonych przez policję przypadków znęcania się Tadeusza Stepnowskiego nad żoną, co zakończyło się wyrokiem w zawieszeniu. Potem wzajemnie małżonkowie oskarżali się podczas licznych rozpraw w sądzie o niedopilnowanie dzieci. Hanna Stepnowska mówiła, że mąż wygania ją z domu, a Tadeusz, że wciąż żony nie ma w domu i dlatego nie zajmuje się dziećmi. Faktycznie, dzieci były niedopilnowane, co stwierdzano wielokrotnie, a czego efekty widzieli na co dzień nauczyciele. W styczniu ostrowski sąd wydał postanowienie o umieszczeniu dzieci Stepnowskich w domu dziecka. Wtedy właśnie pisaliśmy o sprawie. Tadeusz Stepnowski, który bardzo zabiegał o to, aby dzieci nie zabrano, miał wtedy jeszcze nadzieję, że zostanie uwzględnione jego odwołanie. Sąd Okręgowy w Ostrołęce utrzymał jednak w mocy postanowienie ostrowskiego sądu. 13 września, w poniedziałek, pod dom Stepnowskich podjechały samochody. - Policja przyjechała po moje dzieci jak po terrorystów - mówi Tadeusz Stepnowski. - Kazali się spakować i zabrali je do domu dziecka w Zambrowie. W sprawie postępowania policjantów złożone zostało doniesienie do prokuratury. Gdy przyjechano po dzieci, Hanny Stepnowskiej nie było w domu, co nie powinno dziwić, bo bardzo często nie ma jej w domu. Znika nieoczekiwanie i nie wiadomo, gdzie jej szukać. W trzy dni później Hanny Stepnowskiej wciąż nie było w domu. Na pytanie, gdzie jest żona, Tadeusz Stepnowski wzrusza ramionami. - Może w końcu pójdę i zamelduję to na posterunek? - zastanawia się. Tadeusz Stepnowski po zabraniu dzieci nie może sobie znaleźć miejsca. Chodzi z kąta w kąt, nic mu się nie klei, mówi, że życie nie ma sensu. Redakcję o zabraniu dzieci powiadomił mieszkaniec Czerwina - ojciec dziewczyny, z którą najstarsza córka Stepnowskich chodziła do jednej klasy. Justyna dojeżdżała do szkoły rowerem, który pozostawiała na podwórku koleżanki, a gdy była brzydka pogoda, ojciec koleżanki wiózł ją do Zgorzałowa swoim samochodem. - Justynka poszła od 1 września do liceum w Czerwinie - mówi Tadeusz Stepnowski. - Bardzo dobrze się czuła w tej nowej szkole, inaczej niż w gimnazjum. Miała tam już bardzo dobrą koleżankę, z którą siedziała w jednej ławce. Przyjeżdżała do domu bardzo zadowolona. - Bardzo dobrze pamiętam, jak Justyna składała dokumenty o przyjęcie do pierwszej klasy liceum - mówi Teresa Choromańska, dyrektor Zespołu Szkół Powiatowych w Czerwinie. - Przyszła zalękniona, może nawet ze łzami w oczach. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że sytuacja rodzinna Justyny jest skomplikowana. Widziałam, że są jakieś problemy, więc rozmawiałam z wychowawczynią klasy i prosiłam, aby Justyna dobrze się czuła wśród kolegów. Myślę, że tak właśnie było. - Justyna nie przyszła do szkoły w poniedziałek, potem we wtorek - opowiada koleżanka Justyny. - Zatelefonowałam do niej, ale nikt nie odbierał telefonu. We wtorek przyjechali do nas do domu jej tata z ciocią i powiedzieli, że Justynę zabrali do domu dziecka. Byłam bardzo zaskoczona. Justyna nic mi nie wspominała, że może tam trafić. Może o tym nie wiedziała? Z drugiej strony, wcale jej się nie dziwię. Gdybym była w jej miejscu, pewnie też bym nikomu o tym nie mówiła... - Ja także nic nie wiedziałam o tym, że Justynę zabrano do domu dziecka - mówi dyrektor T. Choromańska. - Dowiedziałam się w dwa czy trzy dni później. Był u mnie ojciec Justyny z prośbą o pomoc w odzyskaniu dzieci. Zatelefonowałam do Pogotowia Opiekuńczego w Zambrowie, gdzie przebywa Justyna i jej rodzeństwo. Dyrektorka pogotowaia powiedziała, że nie ma właściwie żadnych szans, żeby dzieci wróciły do domu. Nic więcej w tej sprawie nie mogę zrobić. Tadeusz Stepnowski twierdzi, że zabranie jego dzieci to efekt spisku ludzi, którzy mu źle życzą. Nie ujawnia szczegółów swej teorii. Z pewnością jednak przeżył szok, gdy w poniedziałek 13 września zabrano wszystkie dzieci. - Co ja teraz zrobię? - powtarza chodząc po pustym domu. - Nic mi nie idzie, w głowie mi się prawie miesza. Sam już nie wiem co robić...

***

Przypomnijmy opinie fachowców w tej sprawie. Zanotowaliśmy je jeszcze w marcu, gdy zbieraliśmy materiały do reportażu o rodzinie Stepnowskich. - Powodem takiego postanowienia sądu była troska o dobro dzieci, które są zaniedbane - powiedziała nam Marta Krasińska, kurator zawodowy. - Dramatem tej rodziny jest, że ona nie chce żadnej pomocy. Mimo że od lat rodzina jest pod opieką kuratorów, to oni nawet nie wpuszczali ich do domu. - Ta rodzina miała wcześniej niejedną szansę, żeby poprawić opiekę nad dziećmi, ale z tej szansy nie skorzystano - mówi Zuzanna Kędzierska, kurator społeczny. - Dzieci w tym domu nie zaznały nic dobrego, w domu dziecka będą miały lepiej pod każdym względem. Już po zabraniu dzieci Stepnowskich do domu dziecka spytaliśmy o opinię dyrektora Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Ostrowi. - Dzieci nie muszą przebywać w domu dziecka aż do pełnoletności - twierdzi dyrektor Robert Grabowski. - Rodzice biologiczni mają teraz pole do popisu. Jeśli sytuacja w rodzinie poprawi się, dzieci mają szanse wrócić do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki