5/8
Kiedy zmarł na Florydzie w 2010 roku, autopsja trwała ponad...
fot. TVP Info

Siergiej Tretiakow

Kiedy zmarł na Florydzie w 2010 roku, autopsja trwała ponad 2 tygodnie - amerykańscy lekarze, śledczy i opiekunowie Trietiakowa z FBI musieli się upewnić, że jego śmierć nastąpiła rzeczywiście w wyniku ataku serca, a nie na skutek wymyślnego otrucia przez rosyjskie służby. Raczej nic nie znaleziono - ale podejrzliwość Amerykanów wydaje się jak najbardziej uzasadniona. Ciekawi również fakt, że okoliczności śmierci byłego agenta SWZ objęte zostały klauzulą tajności na 25 lat. Trietiakow przeszedł w 2000 roku na stronę USA jako - oficjalnie - jeden z dyplomatów średniego szczebla w rosyjskiej misji przy ONZ w Nowym Jorku - (placówką kierował wtedy obecny szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow). W rzeczywistości jednak pełnił zupełnie inną funkcję. Z ramienia Służby Wywiadu Zagranicznego FR kierował siatką około 60 agentów działających w samym tylko Nowym Jorku. FBI uznało werbunek Trietiakowa za największy sukces w rywalizacji z Kremlem od czasu głębokiej Zimnej Wojny.

W 2012 roku, po wycieku w ramach Wikileaks depesz związanych z katastrofą smoleńską, w których Trietiakow przewijał się jako „Comrade J”, w Polsce pojawiła się teoria, że jego zgon miał jakiś mieć związek ze Smoleńskiem. Oprócz tego, że Trietiakow zmarł w czerwcu 2010 roku, czyli dwa miesiące po katastrofie nic tej hipotezy jednak nie uprawomocnia.

6/8
Pułkownik KGB, który z przyczyn najprawdopodobniej ideowych...
fot. News (UK) Ltd / Rex Features/EAST NEWS

Oleg Gordijewski

Pułkownik KGB, który z przyczyn najprawdopodobniej ideowych (sam mówił o wewnętrznym sprzeciwie wobec inwazji na Czechosłowację w 1968 roku) podjął długoletnią współpracę z brytyjskim MI 6. Zaczął w 1974 roku, jako rezydent KGB w Kopenhadze. Zdołał pozostać niewykryty do roku 1985.

Wydał go Rosjanom dopiero słynny renegat CIA - Andrich Ames. Ames (szef kontrwywiadu Wydziału Radzieckiego i Wschodnioeuropejskiego CIA - co brzmi jak dowcip) był mianowicie tak zdesperowany swą sytuacją finansową po rozwodzie (rzeczywiście była trudna - musiał płacić byłej żonie ok. 3000 dolarów alimentów), że w 1985 roku wkroczył do sowieckiej ambasady w Waszyngtonie i zostawił tam oficerowi dyżurnemu kopertę z dwoma nazwiskami agentów CIA w KGB - tym Gordijewskiego. Zażądał za to 50 tysięcy dolarów, na co Sowieci ochoczo przystali - trzeba przyznać, że cena była niewygórowana. Ames i tak swoje zarobił - rozpoczął kilkuletnią współpracę ze służbami ZSRR a następnie Rosji - z pieniędzy za sprzedaż informacji i nazwisk agentów kupił m.in. dom i Jaguara. Wpadł dopiero w 1994 roku - dostał dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego, siedzi w więzieniu i dziś.

Tymczasem Gordijewski okazał się jedynym z licznych agentów wydanych przez Amesa, któremu udało się uciec - i to z Moskwy. Nie pomógł mu fakt, że od 1985 objął rezydenturę akurat w Londynie. Gdy wezwano go do kraju na pilne konsultacje zaalarmował MI6 - Brytyjczycy uznali jednak, że nie ma się czego obawiać. W Moskwie Gordijewski został jednak zdemaskowany i przesłuchany. Choć zwolniono go do domu, wszędzie otaczali go agenci, być może chciano go wykorzystać jako przynętę w celu zwabienia ludzi z MI6. Gordijewskiemu udało się jednak nawiązać kontakt z ambasadą Wielkiej Brytanii. W końcu któregoś dnia wyszedł z mieszkania w dresie (biegał co rano) i już nigdy nie wrócił. MI6 w bagażniku samochodu wywiozło go do Finlandii. Stamtąd poleciał już do Londynu. Mieszka w Wielkiej Brytanii do dziś. Należał do przyjaciół Aleksandra Litwinienki.

7/8
Podpułkownik FSB, który w 1998 roku wstrząsnął rosyjską...
fot. EAST NEWS

Aleksandr Litwinienko

Podpułkownik FSB, który w 1998 roku wstrząsnął rosyjską polityką ogłaszając na konferencji prasowej, że otrzymał od przełożonych rozkaz zabicia Borysa Bieriezowskiego - oligarchy i polityka związanego z Borysem Jelcynem, członka tzw „rodziny kremlowskiej”. W tamtym momencie Bieriezowski był jednym z najbardziej zażartych konkurentów wyrastającego na najsilniejszego gracza na Kremlu Władimira Putina. Po ogłoszeniu tych rewelacji Litwinienko został dwukrotnie aresztowany, a w 2001 roku udało mu się wyjechać i poprosić o azyl w Wielkiej Brytanii. Tam wykazał między innymi ze znacznym prawdopodobieństwem możliwość udziału FSB w przygotowaniu zamachów na bloki mieszkalne w Moskwie i Wołgodońsku - po to, by obciążyć za nie czeczeńskich bojowników i dać pretekst do powtórnego ataku Rosji na Czeczenię. O roli FSB w tej sprawie powstała książka „Wysadzić Rosję” napisana przez Litwinienkę wspólnie z Jurijem Felsztyńskim, następnie film dokumentalny.

W 2006 roku próbował z kolei wyjaśnić zabójstwo Anny Politkowskiej niezależnej, krytycznej wobec Putina dziennikarki zastrzelonej w windzie własnego domu w centrum Moskwy. To właśnie najprawdopodobniej to śledztwo przesądziło o wyroku na Litwinienkę.

Na początku listopada 2006 roku Litwinienko bardzo źle się poczuł. Wcześniej tego samego dnia był na spotkaniu w restauracji sushi, wcześniej wpadł na herbatę do swego dawnego kolegi z FSB - był tam jeszcze niejaki Władimir (co wiemy z relacji Gordijewskiego). Wizyta w restauracji sushi sprawiła, że lekarze przez kilka dni podejrzewali zwykłe zatrucie pokarmowe, Litwinienko został nawet dość szybko wypisany ze szpitala, następnie jednak musiał do niego wrócić.

W rzeczywistości nie zatruł się żadnym sushi, tylko został otruty silnie radioaktywnym (i zarazem toksycznym) izotopem polonu 210. Póki żył, lekarze nie mogli zyskać pewności, jaka to dokładnie substancja. Na podstawie objawów (m.in. łysienie) przeważała opinia, że został otruty związkami talu. Obecność śladów polonu 210 w jego organizmie ostatecznie potwierdzono dopiero w trakcie autopsji. Litwinienko umierał w męczarniach przez prawie miesiąc - pierwsze objawy otrucia wystąpiły 1 listopada 2006 roku, zgon Litwinienki nastąpił natomiast w nocy z 23 na 24 listopada. Przed śmiercią Litwinienko zdążył napisać list pożegnalny, w którym odpowiedzialnością za swoją śmierć obarczył Władimira Putina. Wiadomo, że ten ostatni Litwinienki wyjątkowo nie znosił, a ta niechęć datowała się jeszcze z czasów pracy obecnego prezydenta Rosji w FSB. Rosja konsekwentnie odmawiała jakiejkolwiek współpracy z Wielką Brytanią na rzecz wyjaśnienia śmierci Litwinienki. Rosyjskie media zależne od władzy chętnie natomiast rozpowszechniały wersję, jakoby kontakt z polonem 210 miał nastąpić podczas kontrolowanej przez brytyjskie służby próby przemytu tej substancji.

8/8
Na koniec coś z krajowego podwórka. Historia Władysława...
fot. IPN

Władysław Mróz

Na koniec coś z krajowego podwórka. Historia Władysława Mroza, to jeden z niewielu znanych przypadków, w którym odstępcę z własnych szeregów na wzór sowiecki zlikwidował wywiad PRL. Mróz na przełomie lat 40. I 50. organizował siatkę nielegałów w krajach skandynawskich. Miał niewątpliwe sukcesy, dlatego w 1953 roku wszedł w skład supertajnej komórki organizującej struktury całego wywiadu nielegalnego. W 1959 wrócił jednak do roli rezydenta - ze względu na urodzoną we Francji żonę zależało mu na tym, żeby znaleźć się w Paryżu. To mu się udało. Jego wywiadowcza działalność została jednak szybko rozpracowana przez Francuzów. Przyciśnięty (starczyła wizyta policji) Mróz sam zaoferował współpracę francuskiemu kontrwywiadowi. Przekazał DST sporo informacji na temat peerelowskich siatek wywiadowczych we Francji, podał też personalia agentów w Wielkiej Brytanii i Izraelu.

Informacja o przewer-bowaniu Mroza podejrzanie szybko wyciekła z francuskich służb - prawdopodobnie za sprawą nieznanego do dziś „kreta” pracującego dla KGB. W Warszawie szukano rozwiązania - miało być możliwie spektakularne, odstraszyć ewentualnych chętnych do naśladowania Mroza. Rozważano nawet porwanie go we Francji i przewiezienie do Polski, by tu przeprowadzić pokazowy proces zakończony oczywiście wyrokiem śmierci za zdradę. Inspiracja dla tego pomysłu jest dość oczywista - w maju tego samego (1960) roku Mossadowi udało się porwać Adolfa Eichmanna, by postawić go przed izraelskim sądem, właśnie trwały przygotowania do jego procesu. Ostatecznie jednak w wydziale I zapadła decyzja, że transport do Polski stwarzałby zbędne ryzyko. Mróz ma zostać zlikwidowany na miejscu. Tak też się stało. W październiku 1960 roku Mróz został porwany, załadowany prawdopodobnie do bagażnika samochodu i wywieziony na podparyskie wysypisko śmieci. Tam właśnie znaleziono jego zwłoki z dziurą po kuli kalibru 7.62 nad prawym uchem.

Kontynuuj przeglądanie galerii
WsteczPrzejdź na i.pl

Polecamy

Najlepsze oprawy z finałów Pucharu Polski. Przoduje Legia

Najlepsze oprawy z finałów Pucharu Polski. Przoduje Legia

Dramatyczne sceny na ulicach Tbilisi. Tak policja rozprawia się z protestującymi

Dramatyczne sceny na ulicach Tbilisi. Tak policja rozprawia się z protestującymi

Świetny mecz i cztery gole w Monachium. Remis w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów

Świetny mecz i cztery gole w Monachium. Remis w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów

Zobacz również

Turyści ruszyli na szlaki w Tatry. Tłoczno robi się przed kasami biletowymi

Turyści ruszyli na szlaki w Tatry. Tłoczno robi się przed kasami biletowymi

Świetny mecz i cztery gole w Monachium. Remis w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów

Świetny mecz i cztery gole w Monachium. Remis w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów