Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeź chrześcijan. Każdego dnia giną ich setki

Krzysztof Ogiolda / Nowa Trybuna Opolska
W Indiach wyrzucani z domów chrześcijanie budują prowizoryczne szałasy w dżungli.
W Indiach wyrzucani z domów chrześcijanie budują prowizoryczne szałasy w dżungli. Fot. nto
Każdego roku ginie za wiarę 170 tys. chrześcijan. Codziennie przybywa więc 465 męczenników. 350 mln wyznawców Chrystusa w kilkudziesięciu krajach jest represjonowanych.

Prześladowanie chrześcijan kojarzy nam się zwykle ze starożytnością i imionami cesarzy - Nerona, Trajana czy Dioklecjana. Niesłusznie. Nigdy w historii męczenników za wiarę nie było tak wielu jak dziś. Katolicy i protestanci giną codziennie mordowani w Indiach i w krajach muzułmańskich, latami tkwią w więzieniach lub ukrywają się w nielicznych, ale konsekwentnie walczących z wiarą krajach komunistycznych.

Większość męczenników, zupełnie jak w starożytnym Rzymie, umiera anonimowo. Bo kto słyszał choćby o Grahamie Stewarcie Stainesie. Był australiskim baptystą. W 1965 roku wyjechał do Indii. Pracował w szpitalu dla trędowatych i jeździł po hinduskich wioskach uczyć higieny i opieki nad chorymi. W 1999 roku wybrał się z synami, 10-letnim Filipem i 8-letnim Tymoteuszem, do stanu Orisa. Nocowali w samochodowej przyczepie. W nocy pojazd został zabarykadowany, oblany benzyną i podpalony przez hinduskich nacjonalistów. Staines i jego synowie spłonęli żywcem.

Jeden naród, jedna religia

Indyjski stan Orisa to jedno z najbardziej spektakularnych miejsc prześladowania chrześcijan w XXI wieku. W ostatnich 2-3 latach zamordowano tam co najmniej 200 osób, wysiedlono około 70 tysięcy ludzi, splądrowano 5 tysięcy domów należących do chrześcijan i spalono blisko 400 kościołów. Pierwszy atak nastąpił w noc Bożego Narodzenia 2007 roku. Hinduiści spalili wówczas kilkadziesiąt świątyń i atakowali domy przystrojone świątecznymi ozdobami. Kolejne, trwające 9 miesięcy prześladowanie zaczęło się w sierpniu 2008. Kto na czas nie uciekł lub nie dokonał aktu przejścia na hinduizm, ginął. Zwykle polany benzyną i podpalony lub poćwiartowany.

- Hinduiści stanowią 82 procent liczącego 1,2 mld ludzi społeczeństwa Indii - mówi ks. Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. - Dziesięć procent z nich to fanatycy skupieni wokół dwóch religijnych partii nacjonalistycznych i to oni dokonują morderstw i gwałtów na chrześcijanach.

Hasło hinduskich nacjonalistów brzmi: "Jedno państwo, jeden naród, jedna religia". Coś jak nazistowskie "Ein Volk, ein Reich, ein Führer". Metody też zresztą mają podobne. Walczą z chrześcijanami, bo ich zdaniem niszczą oni tradycyjną hinduską kulturę.

- Fanatycy mają chrześcijanom za złe choćby to, że nie rozróżniają kast i tym samym naruszają tradycyjny społeczny porządek - mówi ks. Cisło. - Pariasi, czyli niedotykalni, byli dotąd niewolnikami, bezpłatną i wyzyskiwaną siłą roboczą. Pod wpływem chrześcijaństwa ich społeczna pozycja się powoli zmienia i to drażni nacjonalistów.

Skrajni hinduiści atakują zresztą nie tylko chrześcijan. W Orisie zamordowali także 2 tysiące muzułmanów. Ci odpowiedzieli zemstą. Za każdego zabitego muzułmanina mordowali 2-3 hinduistów. W ten sposób utrzymują równowagę strachu. Chrześcijanie nie stosują odwetu. To daje Hindusom do myślenia.

Gladys Staines, wdowa po zamordowanym baptyście, publicznie przebaczyła mordercom swej rodziny. Po śmierci męża i synów wyjechała do Australii, by jednak wkrótce wrócić do swoich hinduskich trędowatych. W 2002 roku otrzymała Nagrodę Gandhiego.

- Zdaniem indyjskiego arcybiskupa Raphaela Cheenatha - mówi ks. Waldemar Cisło - jeszcze nigdy tylu dorosłych nie prosiło o chrzest, co po niedawnych gwałtach i mordach. Wygląda na to, że tak jak w czasach starożytnych krew męczenników jest posiewem nowych chrześcijan.

30 lat w więzieniu

Statystyki zdają się tę obserwację potwierdzać. W Afryce w ostatnich 30 latach liczba chrześcijan wzrosła dwa razy, w Azji nawet trzykrotnie.

Prześladowanie chrześcijan jest normą w istniejących wciąż państwach komunistycznych. W Chinach podlega im przede wszystkim tzw. Kościół podziemny, uznający - w przeciwieństwie do wspólnoty tolerowanej przez państwo - władzę papieża.

Jednym z symboli dręczonego Kościoła w Chinach stał się zmarły w więzieniu w 2007 roku biskup John Han Dingxiang. Miał 68 lat. Pierwszy raz za działalność antypaństwową został aresztowany w 1960 roku. W sumie 30 lat spędził w więzieniach, obozach pracy i pod koniec życia w areszcie domowym. Tylko w ostatnich pięciu latach zmarło w Chinach prawie 40 biskupów. Wszyscy byli za życia więzieni. Losy kilkudziesięciu biskupów i kapłanów są nieznane.
Prześladowanie nie zawsze polega od razu na odbieraniu życia. Zachowujący łączność z papieżem chińscy zakonnicy czy klerycy przenoszą się z miejsca na miejsce co 2-3 miesiące, bo to pozwala uniknąć aresztowania, ale trudno w takich warunkach normalnie funkcjonować.

Represje administracyjne spotykają chrześcijan także w Wietnamie, gdzie nie wolno obchodzić kościelnych świąt, a władze wyznaczają limity przyjęć do seminariów duchownych i nie pozwalają na swobodne mianowanie biskupów. Nie lepiej jest na Kubie. Tam duszpasterstwo, szczególnie adresowane do młodzieży, jest praktycznie niemożliwe. Ale i tak sytuacja chrześcijan jest tam lepsza niż w większości krajów muzułmańskich.

Chrześcijanie na krzyż

W Sudanie chrześcijan zamieszkujących południe kraju morduje, torturuje i przepędza tzw. Armia Oporu Pana. Aresztowanych mężczyzn wciela się przymusowo do armii, zgwałcone kobiety stają się seksualnymi niewolnicami. Nierzadkie są przypadki krzyżowania chrześcijan. W tej sytuacji trudno się dziwić, że porzucają oni swoje wioski i uciekają do miast, gdzie władze choć trochę lepiej dbają o bezpieczeństwo ludzi.

- Bolesne i niezrozumiałe jest milczenie świata - uważa ks. Cisło. - Kiedy młodej Nigeryjce groziła za cudzołóstwo śmierć przez ukamienowanie, w jej obronie stanęły media i organizacje humanitarne na całym świecie. I słusznie, bo życie ludzkie domaga się szacunku. Ale przybijanych do krzyży sudańskich chrześcijan nikt nie broni. A apelom o pomoc dla nich świat woli nie wierzyć.

W bardzo trudnej sytuacji są też chrześcijanie w Nigerii. W wielu prowincjach stają się ofiarami szariatu - koranicznego prawa, które władze lokalne rozciągają nie tylko na prawodawstwo cywilne, ale i karne. Obowiązuje ono także chrześcijan. W myśl tego prawa za przyjęcie chrześcijaństwa można zapłacić głową. A kobietę wolno pozbawić pracy np. w edukacji czy w służbie zdrowia, jeśli nie zechce zasłaniać twarzy.

Najbardziej krwawe prześladowania chrześcijan miały miejsce w Nigerii w listopadzie 2002 roku. Zamordowano kilkudziesięciu wiernych, zdemolowano i zbezczeszczono ponad 20 kościołów. Władze nie muszą same organizować pogromów. Wystarczy przyglądać się biernie działaniom fanatyków.

Jak nie strachem, to ekonomią

W Egipcie represje spadają na wyznających chrześcijaństwo Koptów. Na porządku dziennym są tam porwania córek pochodzących z koptyjskich rodzin. Porywacze informują potem rodziców, że dziewczyna wróci, jeśli przyjmie islam.

Prześladowania czasem mają także charakter ekonomiczny. W tymże Egipcie niedawno wydano - pod pozorem walki z epidemią - nakaz wybicia wszystkich stad świń. Przepis uderzył tylko w chrześcijan, bo muzułmanie tych zwierząt - jako nieczystych - nie hodują.

- Najtrudniejsza jest z pewnością sytuacja w Arabii Saudyjskiej, gdzie w całym kraju nie ma ani jednej chrześcijańskiej świątyni - mówi ks. Waldemar Cisło. - Swojej wiary nie mogą tam wyznawać także cudzoziemcy. Głośna stała się sprawa stewardesy British Airways, którą zmuszono do zdjęcia krzyżyka. Zaś policja urządza w domach Saudyjczyków prowokacje. Agent podaje się za ukrywającego się chrześcijanina i prosi na przykład o pokazanie świętego obrazka, żeby się przed nim pomodlić. Ale kto mu taki obrazek da, zwykle zostaje aresztowany i ukarany.

Na szczęście nie we wszystkich krajach islamskich sytuacja chrześcijan jest równie zła. Cieszą się oni względną swobodą i szacunkiem m.in. w Jordanii i Syrii. Kraje te są zresztą ostatnio azylem dla 700 tysięcy chrześcijańskich uciekinierów z Iraku. Nie zmienia to faktu, że dysproporcja między swobodą muzułmanów budujących bez przeszkód meczety w Europie i chrześcijan żyjących w świecie islamu jest ogromna. Podczas Roku Świętego Pawła chrześcijanie w Turcji prosili o oddanie im kilku kościołów, skoro w zachodniej Europie buduje się nowe meczety. Spotkali się z odmową.

- Wielu ludzi zadaje sobie pytanie: Czy warto w dzisiejszych czasach cierpieć i umierać dla Chrystusa? - przyznaje ks. Cisło. - Tak, warto. Zresztą Chrystus nie zostawił nam wątpliwości. Mówił: "Mnie prześladowali i was prześladować będą". Ci, którzy spotykają na swej drodze autentycznych i cierpiących chrześcijan, widzą ich wiarę. I to jest wielka wartość. Ale na tym tle widać, jak często my, chrześcijanie w Europie, jesteśmy byle jacy. Chcielibyśmy dać Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Więc skoro oni oddają za nas życie, to my powinniśmy przynajmniej modlić się za nich i wspierać prześladowane Kościoły materialnie. I tym m.in. zajmuje się Pomoc Kościołom w Potrzebie.

Źródło: Nowa Trybuna Opolska Rzeź chrześcijan. Codziennie ginie ich prawie pół tysiąca

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki