Stówa dziś jest już w lepszym stanie. Ale było z nim źle
(fot. I. Wysocka)
- To było w niedzielę, 19 lipca, rano - opowiada Katarzyna Bielecka, właścicielka małego psa o wdzięcznym imieniu Stówa. - Nasz pies zerwał się z łańcucha i pobiegł do suki, która miała akurat cieczkę.
Niestety, Stówa trafił na posesję Romana Z. Tam złapał się w... zrobiony przez niego wnyk.
- Widziałem jak on bił tego psa - opowiada Zdzisław Szydłowski, którego posesja bezpośrednio graniczy z posesją Romana Z. - Kiedy przerzucił go przez płot, myślałem że pies jest martwy. Z pyska leciała mu krew.
Mieszkańcy zawieźli psa do weterynarza.
"Podejrzenie wstrząśnienia mózgu, obrzęk czaszki, wrażliwość na dotyk na całym obszarze ciała, ogólna tkliwość, osłabienie znacznego stopnia" - czytamy w opisie, który wystawił po zbadaniu pieska, lekarz weterynarii, Grzegorz Bączek.
Dziś Stówa czuje się znacznie lepiej. Zostały tylko blizny. Jednak mieszkańców, z którymi rozmawiamy to nie uspokaja.
- To nie jest bezpieczny człowiek. Kiedyś rzucił sąsiadowi przez płot miksturę, przez którą zapaliły się jego wędzone na święta szynki - opowiada Zdzisław Szydłowski, który ma u siebie na posesji wnyki, zrobione z drutów, a które ściągnął z płotu sąsiada - Do mojego syna wyskoczył kiedyś z widłami.
- To się może kiedyś skończyć tragedią - dodaje Katarzyna Bielecka. - Największy strach jest o dzieci, bo starsi wiedzą, że lepiej z nim nie zadzierać i nie wchodzić na jego posesję.
Więcej w papierowym wydaniu TO
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?