Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica bitwy pod Andrzejewem

(am)
Pokaz w wykonaniu ułanów z Zarąb
Pokaz w wykonaniu ułanów z Zarąb Fot. A. Mierzwiński
13 września minęła 65. rocznica bitwy pod Andrzejewem, największej i najbardziej krwawej w wojnie obronnej w tej części Mazowsza.

Pokaz w wykonaniu ułanów z Zarąb
(fot. Fot. A. Mierzwiński)

Otoczona pierścieniem niemieckich oddziałów zmotoryzowanych została tutaj wówczas rozbita 18. Dywizja Piechoty, a ponad 400 polskich żołnierzy, którzy zginęli na podandrzejewskich polach, spoczywa dziś we wspólnej mogile na miejscowym cmentarzu parafialnym. Co roku tragiczną rocznicę ich nierównego boju społeczeństwo gminy obchodzi bardzo uroczyście.
Tegoroczne obchody rozpoczęła Msza święta w liczącym ponad 400 lat kościele pw. Wniebowzięcia NMP, który w tamtych wrześniowych dniach pełnił rolę szpitala polowego. Oprócz mieszkańców i władz gminy udział w nich wzięli między innymi: prof. Józef Kossecki - syn ciężko rannego w bitwie, a następnie zamordowanego przez NKWD dowódcy dywizji gen. Stefana Kosseckiego, dowódca garnizonu Ostrów-Wyszków płk Ryszard Kołacz, komendant WKU w Wyszkowie mjr Andrzej Kruchel, liczne poczty sztandarowe organizacji kombatanckich, a także ochotniczy pluton kawalerii z Zarąb Kościelnych.
Po mszy uczestnicy uroczystości przeszli na cmentarz, gdzie przy bratniej mogile-mauzoleum żołnierzy 18. DP odbył się apel poległych, a na grobie złożono wieńce i wiązanki kwiatów. W swym wystąpieniu na cmentarzu wójt Antoni Cymbalak mówił o obowiązku pielęgnowania i podtrzymywania tych tradycji i wartości, za które spoczywający tu żołnierze oddali życie. Nawiązując zaś do ostatnich lat i naszego członkostwa w Unii, wójt powiedział:
- Powinniśmy być przeciwni jakimkolwiek obcym wpływom na nasze sprawy. Doświadczyli tego nasi ojcowie i dziadkowie, którzy w roku 1939 wierzyli i liczyli na pomoc Francji i Anglii.
Z kolei prof. Józef Kossecki zwrócił między innymi uwagę na bezprzykładne w swej arogancji żądania rewindykacyjne podnoszone w ostatnich miesiącach przez środowiska rewizjonistyczne w Niemczech i brak, jego zdaniem, właściwej reakcji na nie polskich mediów i władz III RP.
Uroczystość na cmentarzu zakończył występ młodzieży ze Szkoły Podstawowej w Andrzejewie noszącej imię bohaterskiej dywizji.
Mimo że od bitwy minęło już 65 lat, jest ona nadal żywa w pamięci mieszkańców Andrzejewa i okolicznych miejscowości. O tamtych odległych wydarzeniach mówią oni tak, jak gdyby rozegrały się całkiem niedawno.
Gdy wojna dotarła w te strony, Zygmunt Iglikowski miał zaledwie dziewięć lat i pasł z kolegami krowy:
- Usłyszeliśmy nagle takie głośne terkotanie. Nie wiedzieliśmy, co to jest. Nikt z nas nie słyszał nigdy strzałów z broni maszynowej i myśleliśmy, że to sąsiad odrywa deski. Jak wracałem do domu, to przez Andrzejewo jechały już niemieckie samochody i nie można było przejść na drugą stronę ulicy. W domu matka na mnie nakrzyczała, że się gdzieś włóczę, a tu wojna. Wtedy dopiero dowiedziałem się, że do Andrzejewa przyszła wojna.
- Jak Niemcy przyszli do Andrzejewa, to podpalili na samym początku zabudowania Pszczołkowskich - wspomina ówczesny dwunastolatek Jan Raczyński. - Wcześniej od Małkini szło nasze wojsko na Łętownicę i Borek, i tam się zaczął ten bój. Bitwy nie widziałem, gdyż siedzieliśmy w piwnicy. Słyszałem tylko strzały i huk artylerii, która tu niedaleko stała. Potem przyszli Niemcy i spędzili mieszkańców do kościoła. Dostałem wtedy od jednego z nich kopniaka. Po bitwie zabrali wszystkich młodych mężczyzn, w tym mojego ojca i wuja, do zbierania zabitych z pól między Łętownicą i Andrzejewem.
- Widziałem, jak zwozili tych żołnierzy na cmentarz - wtrąca Zygmunt Iglikowski. - Tu od bramy aż do kapliczki leżeli oni po trzech, jeden na drugim. Potem układali ich warstwami w takim dużym dole po wapnie, nakrywali płaszczami i na nich kładli następne warstwy.
- A tutaj leżał drugi rząd zabitych - uzupełnia Raczyński, wskazując cmentarną alejkę. - I trzeci tam, w stronę Załusk, gdzie zwozili tych z pola.
Zasłane trupami pola wokół Andrzejewa dobrze pamięta również siedmioletni wówczas Romuald Krakówka, który przyjechał ze stryjem szukać wśród poległych swojego chrzestnego Jurkowskiego:
- Znaleźliśmy go w kartoflisku, tu niedaleko za cmentarzem. Leżał tam parę dni. Jak go braliśmy, to jeszcze żył, ale już się pod nim zalęgły robaki. Odwieźliśmy go do rodziny, lecz nie było leków i wkrótce zmarł.
Takie wstrząsające wspomnienia ma tutaj każda niemal rodzina i może także dlatego w Andrzejewie dbają o to, aby zbiorowa mogiła żołnierska na cmentarzu była zawsze pielęgnowana i posprzątana.
Niedzielne uroczystości zakończyły pokazy w wykonaniu ułanów z Zarąb Kościelnych, którzy w ten bardzo zresztą widowiskowy sposób kultywują pamięć i tradycje żołnierzy Września z 10. Pułku Ułanów. Nic w tym zresztą dziwnego, jeśli się zważy, że ojciec dowódcy ułanów z Zarąb, a jednocześnie proboszcza tamtejszej parafii, księdza Andrzeja Dmochowskiego, służył w tym właśnie pułku. Zarębscy kawalerzyści zaprezentowali widzom musztrę w szyku konnym, elementy woltyżerki oraz umiejętności władania bronią białą, takie jak gonitwa z lancą do pierścieni czy w pełnym galopie cięcie szablą łóz oraz główek kapusty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki