Na pośmiertnej fali egzaltacji jego twórczością można odnieść wrażenie, że takie stwierdzenia są wymuszone koniecznością godnego pożegnania Michaela Jacksona.
Czarne rytmy miał we krwi
Jednak skala emocji i poruszenia jego przedwczesnym odejściem zaskoczyła nawet jego najzagorzalszych krytyków.
To właśnie szczere reakcje zrozpaczonych fanów z całego świata, a nie (wbrew pozorom) znawców branży show-biznesu, są najlepszym wyznacznikiem wielkości Jacksona jako muzyka, tancerza, artysty estradowego, a nade wszystko człowieka, który zniwelował poczucie niższości wśród czarnych i zwrócił oczy świata na problem ksenofobicznej, zbiorowej mentalności.
Początkowo traktowany w branży muzycznej jako swoisty ewenement, który odświeżył pojęcie muzyki pop, a zarazem niepasujący do "białych" element dysonansowy świata show-biznesu. To popchnęło go do przełomowej decyzji o zmianie pigmentu skóry. Powierzchownie stał się jednym z "nich". Mentalnie i artystycznie osiągnął zdecydowanie więcej. Nigdy jednak nie zapomniał o swoich korzeniach. Nie odciął się od przeszłości, czemu dał wyraz w swojej muzyce.
Zawsze stał po stronie dyskryminowanych
Teledysk do łamiącej stereotypy i konwenanse piosenki "They don't care about us" wolał nagrać w biednej brazylijskiej dzielnicy z udziałem rzeszy czarnych robotników niż w luksusowej scenerii plaży na Copacabanie. Takim posunięciem zaryzykował bardzo wiele. W latach rasistowskiej nagonki na ludność afroamerykańską nie bał się przyznać, że apartheid jest wciąż żywy. Wraz z dziesiątkami prostych ludzi dyskryminowanych ze względu na status społeczny i kolor skóry wykrzyczał swoje zmęczenie nienawiścią świata, który wzbudzał w nim poczucie niższości i wstydu. "Powiedz, co zostało z moich praw?" - pytał retorycznie w imieniu wszystkich Afroamerykanów pragnących zniesienia nienamacalnych już wprawdzie, ale wciąż istniejących, mentalnych gett segregacji rasowej.
W świetle ujawnionego przez CNN fragmentu ostatniej próby koncertowej Jacksona, podczas której Król wykonał zapowiadający jego wielki powrót utwór "They don't care about us" na scenie Staples Center w Los Angeles, słowa piosenki nabierają jeszcze większego znaczenia. Są bowiem kwintesencją tego, o co przez całe swoje życie i lata fenomenalnej kariery walczył Mistrz gatunku. O tolerancję, akceptację dla ludzkiej odmienności, słowem: zmianę zbiorowej mentalności w niemal każdym wymiarze. Jackson zniwelował różnice między czarnymi i białymi. Na własnym przykładzie: człowieka znikąd, który dzięki ciężkiej pracy i determinacji pokonał trudną drogę do sukcesu, przywrócił swoim rodakom wiarę we własne możliwości. I co najważniejsze, nawet gdy wspiął się na sam szczyt, nigdy o nich nie zapomniał. Wręcz przeciwnie! Świadomość narodowej przynależności napawała go dumą. Nakręcała do dalszej pracy. Akcenty afroamerykańskie towarzyszyły mu nie tylko w muzyce, ale również w tańcu. Swój gorący temperament najpełniej ujawnił w kultowym Moonwalku. Każdy występ dopracowywał w najdrobniejszym szczególe.
Miał szanse na wielki, wymarzony powrót
Wprawdzie zasłużone skądinąd miano Króla Popu nadał sobie sam, nigdy jednak nie odwrócił się od swoich fanów, z którymi do końca życia łączyła go niezwykła więź. Podczas ostatniej marcowej konferencji prasowej zdawał się być poruszony ich entuzjastycznym przyjęciem, wręcz onieśmielony zainteresowaniem, jakie wzbudził w przybyłych mimo 15 lat nieobecności na rynku muzycznym. Z uśmiechem dziękował za uznanie, zapowiedział swój wielki powrót. A biorąc pod uwagę nagranie ze Staples Center, miał na niego ogromną szansę. Szkoda, że już nigdy nie zobaczymy go w formie znanej ze słynnej trasy HIStory z lat 90-tych.
Obok artystycznej spuścizny po Królu, która z pewnością posłuży za inspirację dla wielu pokoleń przyszłych twórców, nie sposób przejść obojętnie. Tym bardziej boli fakt, że światowe media nie potrafią w sposób godny uszanować jego pamięci. Portale internetowe zaciekle krytykujące Jacksona za życia oddają mu pośmiertne hołdy, a gwiazdy światowego formatu populistycznie uderzają w żałobny ton wspomnień i wyrazów publicznego współczucia. To budzi mój niesmak i zażenowanie. Zmanierowanemu przez żądzę pieniądza światu ciężko pojąć, że istnieją ludzie potrafiący bezinteresownie współczuć rodzinie gwiazdora i szczerze zapłakać po stracie idola, na którego muzyce zdążyli się wychować.
Właśnie dziś w dniu jego pogrzebu, chcemy po raz ostatni podziękować za muzyczną wrażliwość, wielkie serce i ponadczasowy dorobek postaci, na której godnego następcę z pewnością przyjdzie nam długo poczekać. Żegnaj, Mistrzu...
Katarzyna Soczyńska
Chcesz podzielić się ze wszystkimi swoimi przemyślaniami i przeżyciami w związku ze śmiercią Jacksona? Wyraź to na forum lub napisz do nas. Opublikujemy Twój list
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?