Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rękawice Berniego Sandersa, polityczny fiolet Kamali Harris, różne odcienie niebieskiego. Amerykańska gra kolorów

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Kolory Partii Demokratycznej w różnych odcieniach – niebieski krawat prezydenta Joego Bidena i turkusowy odcień (ocean blue) pierwszej damy dr Jill Biden.
Kolory Partii Demokratycznej w różnych odcieniach – niebieski krawat prezydenta Joego Bidena i turkusowy odcień (ocean blue) pierwszej damy dr Jill Biden. East News
Kamala Harris miała najważniejszą suknię. Fiolet, który nosiła, nie był zwykły, był polityczny. Był oczywistym przedłużeniem apelu Joego Bidena o jedność podzielonych Stanów Zjednoczonych – mówi dr Janusz Sibora, historyk, znawca protokołu dyplomatycznego. Rozmawiamy o symbolice obecnej w czasie inauguracji nowego prezydenta USA, wpadkach w czasie uroczystości, zdjęciu Bidena z papieżem oraz memach z Berniem Sandersem.

Kilka dni po zaprzysiężeniu Joego Bidena ucichły dyskusje o przemówieniu inauguracyjnym nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, za to rekordy popularności biją zdjęcia Berniego Sandersa, uchodzącego za najbardziej socjalistycznego amerykańskiego Demokratę, który ubiegał się kilkukrotnie o nominację na kandydata na prezydenta.

Postacią nr 1 inauguracji był właśnie Bernie Sanders. Odebrał tę rolę Joemu Bidenowi. To była jednoznaczna narracja – Sanders, siedząc na tym krzesełku, uosabiał Amerykę. Jeden z komentatorów amerykańskich napisał, że Sanders, z kopertą w kolorze pomarańczowym, w której trzymał zaproszenie na uroczystość, ubrany w puchową kurtkę, przypominał „sąsiada każdego z nas, gościa na poczcie, chcącego nadać list”.

On w dużej mierze, ze swoją naturalnością, reprezentował te 92 miliony amerykańskich obywateli bez ubezpieczenia zdrowotnego, zmagających się z pandemią. Sam zresztą mówił o bezrobotnych Amerykanach i największym kryzysie od czasów Wojny Secesyjnej. Siłą jego przekazu były rękawiczki, które dostał od znajomej z Vermont, zrobione ze starych, poprutych swetrów. Tym samym, podkreślał: „jestem normalnym mieszkańcem USA, oszczędnym, także ekologicznym, bo polar w tych rękawiczkach był wykonany z butelek z recyklingu”. W tych jego rękawicach była głęboka myśl. Słynne zdjęcia ma jednak dalszą historię. Sanders przekuł medialny sukces w konkret. Sprzedaje teraz w cenie 45 dolarów za sztukę bluzy z tym zdjęciem w swoim sklepie, a cały dochód przeznacza na cel charytatywny. Otrzymuje go organizacja Meals on Wheels (posiłki na kołach) z Vermont, która dostarcza jedzenie starszym i samotnym.

Tyle tylko, że stał się bohaterem memów.

Tak, np. ten z Berniem Sandersem siedzącym przed domem kogoś z naszego kraju. Memy obiegły świat, poniekąd przekuwając tę głęboką myśl, o której mówiłem. Ten demokratyczny polityk został z całą pewnością gwiazdą. W dodatku, wbił poniekąd szpilę, pokazując, że nie wyrzuca pieniędzy na drogie ubrania od Prady, Channel i innych domów mody, bo w takiej sytuacji, w jakiej znajdują się USA, nie wypada tego robić.

Sam się zastanawiałem, czy w dobrym tonie jest, w momencie gdy Stanami Zjednoczonymi targają wstrząsy – po tragicznych wydarzeniach z 6 stycznia, gdy trwa pandemia, gdy są one w żałobie po 400 tys. ofiarach covidu, stosownie jest ubierać się tak drogo? Czy na pewno inauguracja prezydenta powinna być wybiegiem haute couture? To jest poniekąd cecha Demokratów amerykańskich – oni oszczędni nie są, co im często Republikanie wypominają, co ciekawe, nawet ci, którzy mają ogromne pieniądze.

Bidenowi wytykano np. bardzo drogi szwajcarski zegarek, całkiem ładny, sportowy. O ile dobrze pamiętam, Obama nosił niezbyt drogi zegarek jednej z amerykańskich firm. Pamiętajmy jednak o amerykańskiej kalce wrażliwości. W USA, inaczej od Europejczyków, postrzegają wzorce estetyki. I inauguracja Joego Bidena była bardzo amerykańska.

Senator Bernie Sanders skradł ubiegłotygodniową inaugurację Joe Bidena na prezydenta. A wszystko to za sprawą ogromnych, wełnianych i niezwykle wzorzystych rękawiczek. Drobiazg ten nie umknął uwadze internautów, którzy sieć zalali MEMAMI z rękawiczkami Berniego Sandersa w roli głównej. Oto najlepsze z najlepszych! >>

MEMY z Berniem Sandersem w roli głównej! Inauguracja Bidena ...

Uroczystość musiała się odbyć w warunkach pandemicznych oraz poważnego napięcia po marszu na Kapitol.

Ceremoniał nie jest wyryty w kamieniu. Musi być elastyczny. To wszystko odbiło się na sferze protokolarnej. Miejsca siedzące były dość mocno oddalone od siebie, korpus dyplomatyczny został rozmieszczony na trawnikach, w znacznym oddaleniu od schodów Kapitolu, ambasadorowie wcześniej przeszli testy. Odwołano bale, słynny lunch, paradę.

Moim zdaniem nie zadbano należycie o żołnierzy Gwardii Narodowej, strzegących Kapitolu. Nie zapewniono im rotacji, widzieliśmy obrazy, gdy przeniesiono ich do garażu Kapitolu, a tam dysponowali jedną toaletą.

Pierwsza Dama dr Jill Biden, której było przykro, choć przecież to nie nowa administracja była winna tej sytuacji, zaraz po inauguracji zjawiła się na Kapitolu z czekoladowymi ciasteczkami upieczonymi w Białym Domu.

Na terenach przed Kapitolem, zamiast publiczności, były amerykańskie flagi...

Mam z tym pewien problem. Były nawet komentarze, że przypominało to ujęcia z Korei Północnej lub Chin, obrazki z pochodów poparcia dla dyktatorów. Zwolennicy Donalda Trumpa tak to interpretowali – Biden ukradł wybory, nie ma publiczności, ludzi zastąpił flagami (były tam flagi nie tylko USA, ale i poszczególnych stanów, m.in. nowa flaga Missisipi z kwiatem magnolii, pozbawiona po letnich protestach elementów Konfederacji, uznawanych za rasistowskie).

To oczywiście kwestia interpretacji, narracji, jednak należy przyznać, że dyplomacja USA była wyczulona na tę kwestię. W czasie wizyty Johna F. Kennedyego w Berlinie, proszono, by na jego przemówienie nie zabierać flag, by nikomu nie kojarzyły się one z widokiem hitlerowskich parad. Pamiętajmy jednak, jak dziś Stany Zjednoczone podzielone są politycznym sporem. Inauguracja Bidena była pod wyjątkowym ogniem krytyki amerykańskiej.

Stylu ubioru raczej nie krytykowano. Rozważmy ten wątek, skoro wspominał Pan o pewnych wątpliwościach co do ceny kreacji uczestniczek inauguracji, ale też amerykańskiej formule zaprzysiężenia i protokole...

Tworzymy jeden zespół i działamy jako team. Takie przesłanie zobaczyliśmy na platformie przed Kapitolem. Ważna jest symbolika. Kostiumom dam poświęcili sporo miejsca komentatorzy magazynów modowych, ale ich praca była dość prosta. Odnotowano, że główne aktorki inauguracji prezydenta Joe Bidena miały na sobie stroje od młodych projektantów z raczej małych, młodych wytwórni, co było wcześniej praktyką Michelle Obamy. Ona wierzyła, że, nosząc ubrania od nieznanych, choć utalentowanych twórców mody, pomaga ich lansować. Tak też było.

W jednej z analiz podkreślono, że Pierwsza Dama dr Jill Biden miała w swoim kostiumie „odrobinę z wróżki ze Śpiącej Królewny”. Dość ubogie stwierdzenie, nawiązujące do hollywoodzkich produkcji.

Znacznie więcej do powiedzenia mieli komentatorzy zajmujący się komunikacją. Zauważmy zatem – dr Jill Biden, Kamala Harris, była pierwsza dama Hilary Clinton, wystąpiły w różnych odcieniach koloru niebieskiego. Narzuca się od razu oczywista interpretacja – niebieski to kolor Partii Demokratycznej USA, zresztą takiego koloru krawat miał Joe Biden. Ponieważ kolory kreacji były w różnych odcieniach, to można ten zabieg odczytać jako następujące przesłanie – reprezentujemy partię, ale działamy zespołowo. Żadna z nas nie będzie grać na siebie.

Dr Jill Biden, która prosiła o uwzględnianie jej stopnia naukowego, bo uznaje za ważne podkreślenie jej osobistych dokonań i należy to uszanować, miała na sobie kreację w kolorze, którą media w USA określiły jako ocean blue. Ja uważam, że precyzyjniej byłoby ją nazwać turkusowym. To była bardzo dobra kreacja.

Michelle Obama wyłamała się trochę z tego niebieskiego teamu. Pytanie, dlaczego kolorystyka ubioru ma w dyplomacji, protokole aż tak wielkie znaczenie?

Rzeczywiście, wyróżniała się w kostiumie w kolorze wina merlot. Była pierwsza dama zna swoją pozycję, nie musi już o nic zabiegać i jest pewna swojej roli. Jest ikoną stylu. Oglądając inaugurację. można powiedzieć, że „oto weszła Michelle Obama z mężem”. Tak to wyglądało. To zdanie mówi chyba wszystko.

Skoro pyta Pan o znaczenie kolorystyki w podobnych sytuacjach, to ja podam przykład. W Wielkiej Brytanii w czasie parady na Tamizie z okazji jubileuszu królowej, Kate, żona księcia Karola, ubrała wyraźnie czerwony płaszcz. Skupiła na sobie kamery, odebrała uwagę świata od Elżbiety II, a to przecież do niej należał ten dzień. Bardzo Kate wtedy skrytykowano, bo tak się nie postępuje. Zaprzyjaźnione służby dyplomatyczne, współpracują ze sobą w czasie organizowania wizyt międzynarodowych, ustalają m.in. kolorystykę ubioru pań. Podobne kostiumy bardzo źle wyglądają na zdjęciach – pamiętamy wszyscy Angelę Merkel i Beatę Szydło w listopadzie 2015 r. na szczycie w Brukseli w niemal identycznych, bordowych garsonkach.

Jedną z cech charakterystycznych prezydentury Donalda Trumpa był zbyt długi, według kanonu, czerwony, republikański krawat.

Dziś nastąpiła zmiana estetyki prezydenta USA. Ktoś napisał, że w czasie zaprzysiężenia Joego Bidena „nie wiedzieliśmy prezydenta z krawatem przyklejonym taśmą”. Donald Trump w czasie swojej prezydentury nosił garnitury włoskie, firmy Brioni, bardzo dobrej i bardzo drogiej. Joe Biden był natomiast ubrany od stóp do głów przez dom amerykańskiego projektanta Ralpha Laurena. To zresztą jego ulubiona marka, wielokrotnie występował w koszulce polo z charakterystycznym wzorem jeźdźca na koniu, ostatnio choćby w czasie szczepienia.

Moda męska jest stosunkowo prosta – Biden prezentował klasyczną elegancję dżentelmena. Garnitur dopasowany, nie za duży, noszony dobrze. Prezydent USA umie ubrać się stosownie do sytuacji i tak było w czasie zaprzysiężenia.

Podoba mi się jak nosi poszetkę, w tzw. trzy góry, dość wymagające ułożenie, co świadczy o precyzji, o przywiązywaniu wagi do szczegółu, detalu Bidena.

Rozmawiamy jednak o symbolice i, moim zdaniem, kolorem zaprzysiężenia był fiolet. Kamala Harris miała najważniejszą suknię.

Przecież mówiliśmy o niebieskim, demokratycznym teamie...

Fioletowe nakrycie miało w sobie największą polityczną moc. Przypomnę jak powstaje fiolet. To połączenie barwy niebieskiej i czerwieni w równych proporcjach. To oczywiste przedłużenie przemówienia Joego Bidena o jedności, o tym, że nie ma już stanów niebieskich i czerwonych, tylko Stany Zjednoczonej Ameryki. To, że prezydent będzie miał krawat w kolorze niebieskim, a panie kostiumy w odcieniach tej barwy, było oczywiste. Tu mamy jednak najważniejsze przesłanie amerykańskiego ingresu.

Fiolet Kamali Harris nie był zwykły. Był polityczny. Był wyrazem konieczności budowy mostu między zwaśnionymi Amerykanami. Był to „kolor ponadpartyjny” – most, łączący USA Republikanów i Demokratów. Był to również, obok białego, kolor amerykańskich sufrażystek.

Biały kostium miała w czasie występu Jennifer Lopez.

Zgadza się. Dodatkowo jej kreacja, krój, elementy, takie jak żabot, była bardzo dokładnym odwzorowaniem ubioru, jaki sufrażystki nosiły ponad 100 lat temu. Setki białych sukien możemy zobaczyć na starych fotografiach z demonstracji w 1913 r. w Nowym Jorku. Amerykanki walczyły wówczas o prawo do głosowania.

Mieliśmy też inną gwiazdę, Lady Gagę, w której ubiorze symboliczne znaczenie przypisywano elementowi złotego gołębia, niosącego gałązkę pokoju.

Młodziutka poetka Amanda Gorman wystąpiła w żółtym kostiumie od Prady, a przypomnieć należy, że Trump poematu nie miał w czasie swojej inauguracji. Gorman, której trudno przetłumaczalny na język polski utwór został bardzo dobrze przyjęty, pytana o swoje plany, powiedziała, że wystartuje w wyborach prezydenckich w roku 2036.

Krytykowano jeansy i kowbojskie buty Gartha Brooksa, piosenkarza country, którego jednak występ, bo jest Republikaninem przecież, przyjęto jako również symbol potrzebnej w USA jedności. Stanął ponad ten ostry spór, mający miejsce w USA.

W czasie takich uroczystości zawsze zdarzają się potknięcia.

Niektórzy wskazują, że żołnierze Gwardii Narodowej w czasie przejazdu ulicami kolumny prezydenckiej byli odwróceni plecami, co komentowano jako przejaw braku szacunku. To jednak nie było potknięcie, bo żołnierze pilnowali porządku, nie mieli witać Bidena, nie byli w mundurach galowych.

W pewnym punkcie ceremonii Biden zapomniał oddać honory żołnierzom marines, pełniącym asystę. Wówczas ratowała go z opresji Kamala Harris.

Warto odnotować też, w jaki sposób akredytowani w Waszyngtonie dyplomaci starali się, aby media odnotowały ich obecność na inauguracji. Podobało mi się, jak np. ambasador Kanady, w wielkich czerwonych rękawicach z klonowym liściem, jak sama mówi, machała tak, by dostrzegły ją kamery. Mieliśmy przedstawicielkę Holandii w pomarańczowej czapce i szaliku lub elementy zielone u przedstawiciela Irlandii.

Największe potknięcie nastąpiło jednak już w czasie wejścia pary prezydenckiej do Białego Domu.

To była część kończąca uroczystość i jednocześnie moment symboliczny – wkroczenie nowego prezydenta do Białego Domu, przejęcia władzy w praktycznym wymiarze.

Po odegraniu Marszu Prezydenckiego, zwyczajowo nowa para prezydencka czeka na wejście. W tym momencie drzwi Białego Domu powinny się otworzyć. Tymczasem Bidenowie zdążyli się uścisnąć, potem stali dość długo, a drzwi pozostawały zamknięte. Ten moment przeciągał się, dziennikarze odmierzali długie sekundy, a nowi gospodarze Białego Domu nie za bardzo wiedzieli co zrobić. Dokładnie kamery tego nie ukazują, ale Joe Biden musiał w końcu sam otworzyć drzwi.

Wytłumaczenie było takie – zwolniony został tzw. chief usher staff, majordomus siedziby prezydentów USA. Sugerowano, że mógł być to przytyk ustępującego Donalda Trumpa. Tzw. ushera widziano jeszcze w dniu zaprzysiężenia, około godziny 8 rano. Później już go nie było. Dodać należy, że chief usher staff był zaufanym pracownikiem hoteli firmy Trumpa, który trafił do Białego Domu razem z poprzednim prezydentem. Po czasie, okazało się jednak, że owego majordomusa zwolniła zapewne już nowa administracja.

Indagowana rzecznik Białego Domu mówiła o tej sprawie w sposób bardzo zawiły. Dziennikarze wywnioskowali, że to Biden nie chciał, by drzwi do siedziby prezydenckiej otwierała mu osoba związana z Donaldem Trumpem. W wyraźnym kontekście – chciał mieć czyste wejście. Nie chciał jakiejkolwiek kontynuacji rządów poprzedniego prezydenta.

Od razu podpisał kilkanaście aktów, cofających decyzje poprzednika, aczkolwiek przyznał też, że zwyczajowy list od Donalda Trumpa zawierał ciepłe słowa.

Najwięcej o politycznym przesłaniu, dotyczącym zakończenia ery Trumpa, powie nam to, jak Joe Biden zmienił umeblowanie Gabinetu Owalnego w Białym Domu. To zawsze jest dość wyraźny sygnał nowej prezydentury. Koniecznie trzeba wymienić wypożyczoną z NASA 332-gramową skałę z Księżyca, którą w 1972 r. przywieźli astronauci z misji „Apollo 17”. Jest to hołd składany minionym pokoleniom. Prezydent chce powiedzieć: spójrzcie, jak wiele możemy osiągnąć, gdy jesteśmy zjednoczeni.

Są i inne zmiany. Biden kazał wymienić dywan ze złotego, jaki miał Trump, i przynieść z magazynu granatowy, ten który w Gabinecie Owalnym miał Bill Clinton. Zatem dywan jest mocno „demokratyczny”.

Zmienił też wystrój. Kazał usunąć np. popiersie Winstona Churchilla, które Donaldowi Trumpowi wręczył Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii. Wprowadził natomiast, co jest podkreślane, rzeźbę działacza związkowego Cesara Chaveza. Pojawiły się popiersia Martina Luthera Kinga, Rosy Parks i Harryego Trumana.

Wybrał też portrety innych prezydentów od tych, które kazał umieścić Donald Trump. Wymienił m.in. szczególnie lubianego przez byłego przywódcę USA Andrew Johnsona. Swoją drogą był to prezydent, który podobnie jak Trump, nie przybył na inaugurację następcy.

Analizowana jest też galeria zdjęć, którą umieścił w Gabinecie Owalnym Joe Biden. Komentatorzy uwagę poświęcają synowi prezydenta, który zmarł na raka. Biden, drugi katolicki prezydent USA, umieścił też zdjęcie z papieżem Franciszkiem, co komentowały służby dyplomatyczne Watykanu. Jest to przesłanie poniekąd dotyczące wartości moralnych. Moim zdaniem, gdyby Gabinet Owalny był większy, zobaczylibyśmy też zdjęcie Bidena z papieżem Janem Pawłem II.

Joe Biden, drugi katolicki prezydent USA, umieścił w Gabinecie Owalnym zdjęcie z papieżem Franciszkiem, co komentowały służby dyplomatyczne Watykanu.
Joe Biden, drugi katolicki prezydent USA, umieścił w Gabinecie Owalnym zdjęcie z papieżem Franciszkiem, co komentowały służby dyplomatyczne Watykanu. Jest to przesłanie poniekąd dotyczące wartości moralnych. – Moim zdaniem, gdyby Gabinet Owalny był większy, zobaczylibyśmy też zdjęcie Bidena z papieżem Janem Pawłem II – mówi dr Janusz Sibora. USA TODAY Network/Sipa USA/East News

Obecne na zdjęciach są także wnuki Bidena: Naomi, Natalie i Finn. Dzielnie towarzyszyły dziadkowi w czasie całej uroczystości i podczas parady zmierzającej do Białego Domu. Ubrane w róż, biel i kolor kawy przypominały, zdaniem prasy, „neapolitańskie lody”. Dziewczęta już zrobiły karierę – jednej z nich, od momentu przekazu telewizyjnego, w ciągu kilku minut statystyki na Instagramie wzrosły do ponad miliona obserwujących.

W Białym Domu ponownie zjawili się czworonożni przyjaciele prezydenta – Major i Champ – którzy oczywiście szybko pobrudzą świeżo wyczyszczone dywany.

Czuć, że ten Biały Dom będzie miał rodzinny charakter, że zaczął żyć zupełnie inaczej niż przez ostatnie cztery lata.

Zaprzysiężenie 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych

Lady Gaga, Jennifer Lopez, Państwo Obama, Bush i Clinton na ...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki