Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejs życia Sary. - Chyba ten brak snu był najtrudniejszy

Robert Majkowski
Sara brała udział w rejsie "Szkoły pod żaglami" Krzysztofa Baranowskiego. Była jedną z 32 osób, które zostały wybrane do tej wyprawy

Poza dorosłymi członkami załogi, wszyscy mieli po 15 lat i pochodzili z dwóch krajów: Polski i Rosji.

Rodzi się miłość do morza

"Szkoła pod żaglami" nie jest "szkołą dla żeglarzy". Do zaokrętowania się nie było potrzebne doświadczenie żeglarskie. Młodzi załoganci zostali poproszeni o wejście na reję jeszcze w porcie, przed wypłynięciem. Musieli zmierzyć się z wysokością zbliżoną do ostrołęckiego wieżowca. Kiedy młodzi po zejściu zaczęli pytać, czy mogą to zrobić jeszcze raz, kapitan i oficerowie wiedzieli: oto rodzi się miłość do morza.

Rejs od portu w Gdyni, między Danią, Szwecją i Norwegią, przez Szetlandy, na Morze Północne, Atlantyk w kierunku Madery, Wyspy Kanaryjskie, przejście między Korsyką a Sardynią, zakończenie w Genui, trwał od 17 sierpnia do 25 października. Udział w nim wzięło 16 Polaków i 16 Rosjan z obwodu Smoleńskiego, po połowie chłopców i dziewcząt. Rejs była nagrodą za pracę społeczną.

To projekt "Dookoła Świata za Pomocną Dłoń", który nawiązuje do zainicjowanej przed 25 laty idei Szkoły pod Żaglami. Załogom od początku służyła Pogoria, polskiej konstrukcji trzymasztowy żaglowiec. Postała w 1980 roku i przyniosła sławę gdyńskiej stoczni.

- Wymagana była praca w ramach wolontariatu, co najmniej 50 godzin, udokumentowanych - opowiada Sara. - Ja wybrałam pomoc dzieciom w świetlicy, przy spółdzielni mieszkaniowej. To było odrabianie lekcji. Bardzo mi się spodobało. Dzieci były świetne. Teraz, po rejsie, nadal tam jeżdżę, tylko rzadziej.

Nie istnieje u niej “nie da się"

Uzyskać te wymagane 50 godzin nie było łatwo. Nie dość, że Sara dojeżdża do szkoły do Ostrołęki, to jeszcze trenuje biegi średniodystansowe, u trenera Dariusza Dąbrowskiego w UKS Siódemka. Poza tym długo angażowała się w harcerstwo i nawet została zastępową. Na to poświęcała soboty. Niedziele też nie były całkiem wolne, bo rodzice prowadzą klub jeździecki i ich starsze córki jeżdżą konno. Zatem typowy dzień Sary zaczyna się długo przed godziną 7.00, kiedy wchodzi do autobusu. W czasie drogi śpi. Potem lekcje w szkole, treningi. Kiedy może, idzie do świetlicy. Powrót do domu, autobusem lub z mamą, w domu jest przed 20.00, kolacja, jakieś lekcje i spać.

- Ona to lubi. Nie istnieje u niej "nie da się". Można powiedzieć, że te 50 godzin pracy społecznej to nic. Jednak gdyby każdy człowiek poświęcił chociaż tyle, to świat byłoby lepszy - twierdzi mama Katarzyna, dumna z córki. Sama ma przeszłość żeglarską, ale nie spodziewała się, że to jej córka popłynie w rejs na prawdziwym żaglowcu. Nic na to nie wskazywało. Tymczasem jako 14-latka, Sara przypomniała sobie, jak jej mama namawiała na podobny rejs kuzynkę. Akurat była w odpowiednim wieku i pomyślała: czemu nie ja?

- Jestem pewna siebie. Jak czegoś chcę, to będę to mieć. Znam francuski, bo jeżdżę do dziadków do Tuluzy. Poradziłam sobie na testach sprawnościowych: biegu, pływaniu i podciąganiu na drążku, przecież trenuję. Poza tym dobrze się uczę, więc szkoła to dla mnie nie problem.

Zwolnień nie było

Szkoła pod żaglami jest szkołą prawdziwą. Są tam lekcje, prowadzone wg aktualnych programów nauczania. Dodatkową atrakcją była wielojęzyczność załogi, bo na podkład weszli Polacy, Rosjanie, Amerykanin i Ukrainiec. Ogólnym językiem był angielski. Na pokład można było zabrać tylko to, co się zmieściło w worek żeglarski. Obowiązkowe zakupy, czyli sztormiak morski, kalosze konkretnego wzoru, bielizna termoaktywna mogły kosztować nawet do 5 tys. zł, jednak rodzinie Sary udało się je zrobić za 2 tys. zł. Pomógł Zdzisław Koziatek z firmy Cellpak, za co rodzina jest wdzięczna. Sara nosiła koszulkę z logo firmy.

Nawiązały się przyjaźnie, wszyscy obiecali się odwiedzić. Załoga żyła na pokładzie o długości 47 metrów i szerokości 5 metrów, w większości na wodzie. Zejść na ląd było kilka. Wówczas młodzi zwiedzali muzea, byli zapraszani do lokalnych szkół, klubów żeglarskich, fabryk. Były też rozrywki na pokładzie: bal, konkurs talentów i, obowiązkowo, chrzest morski. Typowy dzień zaczynał się o 7.00. To nie takie proste, jeśli wcześniej się miało wachtę nawigacyjną w nocy albo późnym wieczorem. Załoga była podzielona na 4 wachty, więc te "dyżury"' wypadały dość często.

Tydzień był 6-dniowy, siódmy dzień był wolny jedynie od nauki. Po pobudce: gimnastyka, sprzątanie, apel. Lekcje od 8.40 do 13.20. Obiad przygotowuje wachta kambuzowa, zwolniona z lekcji, ale nie z opanowania materiału - musi nadrobić zaległości. Po obiedzie nauka własna, wachta bosmańska (np. sprzątanie pokładu) i wachta nawigacyjna. Te nocne wypadają od godz. 20.00 co 4 godziny. Zwolnień z lekcji nie ma.

Najtrudniejszy brak snu

- Chyba ten brak snu był najtrudniejszy. Pracy fizycznej było niewiele, bo co robić na 47-metrowym jachcie - wspomina Sara. - Spodziewaliśmy się, że schudniemy a tu kucharz gotował tak dobrze, my bez treningów, do których wszyscy byli przyzwyczajeni... Nie udało się! Sztormu porządnego też nie przeżyliśmy. Tylko pierwszy dzień wszyscy przeleżeli na pokładzie jak nieżywi - wiadomo, dlaczego.

Dyscyplina obowiązywała wszystkich członków młodej załogi tak samo, jak każdego innego żeglarza. Słowo kapitana Krzysztofa Grubeckiego było niepodważalne. Gdyby ktoś nie dostosował się do zasad, rodzice mieli go odebrać z tego portu, gdzie zostałby wysadzony. Czyli np. z Lerwick na Szetlandach. Jego miejsce zająłby ktoś z listy rezerwowej, liczącej ponad 300 osób.

Gdy nadszedł koniec rejsu i trzeba było zejść z pokładu, aby wracać do rodzin, młodzież ucichła. Wcale nie było radości, tylko płacz na widok Pogorii, która już nie była "ich". Wypucowaną na błysk oddali kolejnej załodze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki