Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Razem rodzić lżej

Jarosław Sender
Kobiety coraz częściej chcą rodzić z mężami. A panowie są z tego dumni

Trzymają za rękę, za głowę. Masują brzuch i kręgosłup. Pomagają przeć. Krzyczą z bólu…dla towarzystwa. "Współrodzący tatusiowie". Przejęci, szczęśliwi, dumni z siebie. I dumne z nich kobiety.

Urodziła ze śmiechu

Kiedy Ania zwijała się z bólu, Grzegorz opowiadał jej… że krowa ma chore kolano.

- Albo że inna nie chciała dać mleka. Albo co spsociła nasza starsza córeczka, Kalinka - gadał bez przerwy, jak każdego dnia. Jakieś śmieszne historie - śmieje się do wspomnień sprzed miesiąca Ania.

- Chciałem, żeby zapomniała o bólu - mówi Grzegorz. - Kiedy krzyczała, że tego nie przetrzyma, robiłem wszystko, żeby ją rozśmieszyć. Bo śmiech łagodzi ból.

- Zagadywał mnie, żebym nie wiedziała, co się dzieje - dodaje Ania. - Krzyczałam i śmiałam się na przemian. Żartem można powiedzieć, że urodziłam ze śmiechu. Ale nie było lekko. Jednak jak powiedziałam patrząc Grzesiowi w oczy, że nie dam rady i zobaczyłam taki wielki strach, pomyślałam, że już nic mu nie powiem. Będę krzyczeć i śmiać się.

- Ania krzyczała, że nie wytrzyma. Prosiła o znieczulenie. A ja biegiem myślę: czy to dobrze, czy źle. Dla niej, dla dziecka. W tym momencie byłem bezradny. Nie wiedziałem co zrobić. Stąd ten strach - tłumaczy emocje z porodówki Grzegorz.

Ania i Grzegorz Załęscy z Pomask Małych już drugi raz rodzili razem.

- To bardzo ciężki moment dla kobiety - mówi Grzegorz. - Chwile wielkiego bólu i równie wielkiego niepokoju o dziecko. Z tym wszystkim musi zaufać obcym ludziom, których pierwszy raz widzi. To nie jest prosta sprawa.

- Nam się tak przytrafiło, że przy porodzie obu córek nie było lekarza prowadzącego. Bo coś tam mu wypadało - mówi Ania. - Poród odbierała położna, którą pierwszy raz w życiu widzieliśmy. Bardzo dobra położna, przemiła kobieta. Ale stres jest od razu.

- Rozumiałem to i wiedziałem, że muszę przy Ani być - mówi Grzegorz. - Problem był z czasem. Pojechaliśmy rodzić o 4 rano, bo żona uważała, że to już. Ale malutka wcale się nie spieszyła na świat. Wróciłem więc biegiem do domu, bo gospodarstwo duże do oporządzenia. Krowy wydoiłem i z powrotem do szpitala. O 9.05 urodziłem Amelkę…- mówi z uśmiechem dumny tata.

- Miał szczęście, bo u mnie poród był wywoływany lekami, mogłam na niego łaskawie poczekać - żartuje Ania.

Grzegorz przeciął Amelce pępowinę. Kalince nie zdążył. Dziecko było lekkim wcześniakiem, położne wolały wszystko same sprawnie zrobić. Tamten poród był dłuższy i trudniejszy - według Grzegorza.

- Bardzo przeżywa się ból kobiety - zapewnia Grzegorz. Ale największym przeżyciem jest, gdy już dziecko się pojawia. Jest już, już….I żona, widać z ulgą zaczyna oddychać…I ta pępowina. To takie szczęście.

Pępowina jak łyko

- Aldonka obudziła mnie o drugiej w nocy. Pojechaliśmy do szpitala. Ale położna po zbadaniu żony kazała mi wracać do domu. Bo jeszcze czas. Zdenerwowałem się wtedy, że wrócę, a ona urodzi beze mnie - opowiada inny szczęśliwy tata, Rafał Napiórkowski z Podborza.

- Zadzwoniłam do Rafała około siódmej rano, że zbliżamy się… - przypomina Aldona.

- Wtedy ja w samochód i długa na Maków. Od ósmej byłem z żoną. Spacery po korytarzu, podtrzymywania, żeby energii nie marnowała. Myślę, że pomogłem jej przetrwać ten trudny czas. Strasznie się bałem. Żeby żona miała siłę urodzić synka.

- Nie bałam się - twierdzi dla odmiany Aldona. - To był mój pierwszy poród. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Następnego już będę się bała. Rafał bardzo mi się przydał. Wspierał mnie nie tylko psychicznie. Podnosił mnie gdy nie miałam już siły przeć. Parł ze mną. Wspólnie parliśmy.

Ale krzyczała tylko Aldona.

- Lekarz powiedział, krzycz, to ulży. Więc krzyk żony tak bardzo mnie nie bolał. Wiedziałem: krzyk pomaga. Ból jest. Ale minie. Miałem nadzieję, że lada moment - wspomina dramatyczne chwile Rafał.

Urodzili w niespełna godzinę. 15 kwietnia o godz. 10.57. Rafał przeciął pępowinę swego synka, Bartosza.

- Spodziewałem się, że to łatwiej, że delikatniejsza ta pępowina. A to jak łyko prawie. Ledwie dałem radę… - żartuje Rafał. - Miałem nieco lęku, gdy położna wręczyła nożyce, powiedziała: nie bać się, pokazała miejsce, w którym trzeba było ciąć. Nie od razu się udało. Ze wzruszenia, z nerwów. To duże przeżycie - mieć możliwość przecięcia pępowiny pierwszego syna. Utkwiło w pamięci chyba na zawsze. Po kilku tygodniach od naszego porodu pamiętam co do minuty wszystko: kiedy weszliśmy na porodówkę, kiedy synek się urodził, kiedy go wziąłem pierwszy raz na ręce. O, to było trudne - zaznacza Rafał. - Aldonka musiała zjeść obiad, żeby nie opaść z sił. Leżeliśmy jeszcze na korytarzu. Była godzina po porodzie. Pierwszy raz takiego maleńkiego człowieka na rękach trzymałem. Paraliżował mnie lęk, żeby mu krzywdy nie zrobić.

- Obecność Rafała była dla mnie bardzo ważna - mówi Aldona. - Wiedziałam, że jeżeli będzie przy mnie, wszystko będzie dobrze.

- Do następnego porodu już jestem gotowy. Nie wyobrażam sobie, żeby mnie przy tym nie było - zapowiada młody tata.

Od czego zależy taka gotowość?

- Od tego, co jest między dwojgiem ludzi. Żonie było łatwiej i ja będąc z nią byłem spokojniejszy.Dumny z siebie byłem po porodzie. Że się przydałem.

Wspólny poród to wielka bliskość

- Odebrać własnego syna to wspaniałe przeżycie. Przeciąć pępowinę. Przytulić żonę. Nie ma chyba piękniejszych chwil - mówi Marek Witkowski z Mamina, który już po raz trzeci odbiera poród. Pierwszy, tak jak teraz, przeżywali z niedzieli na poniedziałek. Chyba był najtrudniejszy. Dla niego. Dla niej - ten ostatni.

- To dlatego, że to najświeższe przeżycie - mówi Marek.

Tym razem przyjechali o piątej rano. Urodziła o 11.18.

- Ale duża część porodu w domu się odbyła - śmieje się szczęśliwy tata. - Trzeci raz już rodzimy. Czekamy więc do ostatniej chwili, żeby nie być zbyt długo w szpitalu. Przy drugim dziecku wody żonie odeszły w domu. Biegiem pędziliśmy do szpitala. Moment trwał poród. Ledwie zdążyłem się przebrać - wspomina. -Teraz trwało to troche dłużej.

- Mąż masował mi plecy na workach seco, bo ja mam bóle z krzyża - opowiada o niedawnych wspólnych

przeżyciach Emilia. - Robił prysznic na brzuch. W czasie porodu trzymał mnie za rękę, jak trzeba to krzyczał razem ze mną. Już samo to pomaga. Ta obecność najbliższego człowieka. Nie wyobrażam sobie, żebym musiała sama rodzić, żeby go przy mnie nie było - mówi ze wzruszeniem kobieta.

- Na pewno nie wszyscy się nadają do takiej asysty. Niektórzy mężczyźni są naprawdę delikatni. Ja jestem twardego charakteru. Ale zawsze bardzo boję się o żonę, bo wrażliwa bardzo dziewczyna jest. To duże przeżycie. I wszystko zależy od zżycia, od wzajemnej bliskości. Od tego o czym rozmawiamy, o czym myślimy każdego dnia - uważa Marek

Przecinał pępowiny wszystkich trzech swoich synów.

Tatusiowie bardzo sprawnie rodzą

Położne w makowskim szpitalu, Regina Pawłowska i Ewa Biedrzycka mówią, że coraz więcej jest wspólnych porodów.

-Prawie co druga kobieta rodzi z mężem. Na pewno jest im lżej, gdy ktoś bliski jest obok. Potrzyma za rękę, przytuli. Poza tym kobiety przy mężach są bardziej zdyscyplinowane, wykonują wszystko jak trzeba. Może się wstydzą, może chcą pokazać, jakie są dzielne i sprawne. Niektórzy mężczyźni są tak bezradni, zestresowani, że nie za bardzo okazują się przydatni. Ale są też tacy, którzy więcej wiedzą niż mamy - jak się rodzi, jak trzeba oddychać, kiedy przeć. Gdy dzidziuś wychodzi jest płacz, szczęście, całowanie wszystkich naokoło- opowiadają położne, dla "rodzących" rodziców najważniejsze podpory.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki