MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Radni skoczyli na kasę

jp
Podróż dwóch radnych z Władysławowa do Ostrołęki na nadzwyczajną sesję Rady Miejskiej sfinansują jednak podatnicy. Uchwała komisji organizacyjnej Rady Miejskiej otwiera drogę również pozostałym radnym, by żądali od prezydenta zapłaty za powrót z wakacji. Może to kosztować podatników nawet 4-5 tysięcy złotych.

Wniosek o zwrot kosztów podróży złożył 2 września w czasie posiedzenia komisji radny Lech Wołczuk (SLD). Przypomnijmy, radni Naszej Ostrołęki Wojciech Zarzycki i Lesław Chojnowski przyjechali 10 sierpnia z wakacji we Władysławowie na nadzwyczajną sesję Rady Miejskiej. Przyjechali służbowym samochodem Urzędu Miejskiego. Samochód z kierowcą pojechał po nich nad morze, przywiózł do Ostrołęki, potem znowu odwiózł do Władysławowa i znowu wrócił. Gdy zaczęliśmy się interesować tymi podróżami, radny Chojnowski zadeklarował, że solidarnie z Zarzyckim zapłacą za wynajęcie samochodu. Prezydent wystawił obu radnym wezwania do zapłaty. Lesław Chojnowski wpłacił do kasy ratusza 637 złotych, a Wojciech Zarzycki (jak poinformował nas prezydent) jeszcze nie.
Wniosek radnego Wołczuka, by radni, którzy przerwali wakacje, dostali od prezydenta pieniądze, komisja organizacyjna poparła. Nikt nie był przeciw! Dwóch radnych nie głosowało, a dwóch wstrzymało się od głosu (komisja liczy 12 radnych - przyp. red.).
- Uważam, że musi być jakaś sprawiedliwość - uzasadnił swój pomysł w rozmowie z TO radny Lech Wołczuk. - Radni, którzy nie byli na nadzwyczajnej sesji, dostaną normalnie diety, a ci którzy przerwali urlopy i przyjechali na sesję, muszą za to płacić.
Wniosek, który zgłosił radny Wołczuk, został przegłosowany bez dyskusji i bez głosu sprzeciwu.
- To odbyło się tak szybko i bez wymiany zdań, że po prostu nie głosowałem za - mówi przewodniczący komisji i przewodniczący Rady Miejskiej Janusz Kotowski (PiS). - Myślę, że była to taka forma mojego sprzeciwu. Może za słabo wyrażonego, ale jednak sprzeciwu.
Po kilku minutach okazało się, że wniosek łatwo było przegłosować, ale trudniej zrealizować. Radni mają kłopot z tym, jak traktować swoje własne stanowisko.
- Po ogłoszeniu wyników głosowania powiedziałem, że rozumiem, że jest to prośba radnych, a nie bezwzględne zobowiązanie prezydenta do wypłaty pieniędzy - mówi Janusz Kotowski. - Tak też rozumiem sens decyzji radnych. Prezydent może, ale nie musi pokryć kosztów ich podróży.
- Radny ma prawo zgłaszać różnego rodzaju wnioski, a komisja ma prawo je przegłosowywać - powiedział nam Lech Wołczuk. - To sprawa prezydenta, jak podejdzie do tego wniosku.
Prezydent Ryszard Załuska, z którym rozmawialiśmy w sobotę 4 września, mówił, że skoro komisja tak postanowiła, to miasto sfinansuje podróż radnych znad morza. Hojność komisji organizacyjnej będzie kosztowała podatników co najmniej 1274 złote. Może się jednak okazać, że kwota ta znacznie wzrośnie. Chojnowski i Zarzycki nie byli jedynymi radnymi, którzy przerwali wakacje, by przyjechać na nadzwyczajną sesję. Jeżeli prezydent sfinansuje podróż Chojnowskiego i Zarzyckiego, również inni radni będą mieli prawo domagać się zwrotu kosztów przerwanych wakacji. Choćby radny Marek Sutnik, który w czasie nadzwyczajnej sesji kilkakrotnie głośno podkreślał, że dla dobra miasta przerwał wakacje i przyjechał znad morza na obrady.
Z naszego wstępnego rozeznania wynika, że gdyby wszyscy radni upomnieli się o zapłatę za przerwane wakacje, z miejskiej kasy na ich konta popłynęłoby ok. 4-5 tysięcy złotych.
Prezydent Załuska cały czas utrzymuje, że zapłaci za podróż tylko dwóch radnych. Jednak Lech Wołczuk w rozmowie z nami już nie był pewien, jakie będą skutki jego wniosku.
- Zgłaszając ten wniosek miałem na myśli tylko radnych Chojnowskiego i Zarzyckiego, bo o ich sprawie przeczytałem w "Tygodniku". O tym, że inni radni również przyjechali z wakacji, nie wiedziałem - powiedział nam Lech Wołczuk.

***

Chciwość i hipokryzja - tak najkrócej można podsumować to, co zrobiła część ostrołęckich radnych 2 września.
Radni dostają wcale niemałe diety, które mają zrekompensować im koszty pracy w radzie. Od 800 do 1400 zł inkasują rajcy w zależności od liczby pełnionych funkcji. To kwoty, które powinny wystarczyć na przyjazd do Ostrołęki nawet z najodleglejszych zakątków Polski. Tym bardziej, że w sierpniu, poza nadzwyczajną sesją, radni nie zajmowali się niczym innym. Nie ponosili więc kosztów sprawowania mandatu.
System wypłacania diet ostrołęckim rajcom jest chory. Dostają oni pieniądze niezależnie od tego, czy uczestniczą w sesjach, czy nie. Owszem, obowiązuje przepis, który każe potrącać część diety za każdą nieobecność (jeśli jest nieusprawiedliwiona - przyp. red.), ale sam przewodniczący komisji prawa Rady Miejskiej Lech Wołczuk przyznaje, że przepis ten jest martwy. Nikt z radnych obecnej i poprzedniej kadencji nie został jeszcze ukarany obcięciem diety! To właśnie komisja prawa, której przewodniczącym jest radny Wołczuk, powinna karać radnych za niesubordynację. Ale Lech Wołczuk, zamiast zabrać diety radnym nieobecnym na nadzwyczajnej sesji, wymyślił kuriozum - dodatkowe profity dla radnych, którzy tylko wypełnili swoje zwykłe obowiązki.
Nie sprzeciwili się temu pomysłowi radni z opozycji. Woleli wstrzymać się od głosu albo nie głosować. Czy to oznacza, że tylko w jednej sprawie można osiągnąć w ostrołęckim samorządzie porozumienie ponad poddziałami? W sprawie kasy w kieszeniach radnych!
Przypomnijmy, że rok temu, gdy między czerwcem a wrześniem nie odbyła się żadna sesja Rady Miejskiej, wszyscy radni bez żenady wzięli diety za całe trzy miesiące.

Jacek Pawłowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki