Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przetarg w Waryńskim

(am)
Janusz Cymmerman
Janusz Cymmerman Fot. A. Mierzwiński
Interwencje: przekręt, zbieg okoliczności czy gadulstwo?

Janusz Cymmerman
(fot. Fot. A. Mierzwiński)

- Ten przetarg mnie się nie podobał. Uważam, że zrobiono mi wielkie świństwo - twierdzi Janusz Cymmerman, 55-letni emerytowany nauczyciel z Klukowa w gminie Małkinia. Przez 22 lata uczył obróbki skrawaniem w małkińskim Zespole Szkół Zawodowych. Od 1974 roku do dzisiaj prowadzi zakład mechaniczny. O przetargu i swoich perypetiach mówi dużo i bardzo chętnie. Janusz Cymmerman w jednym z majowych numerów TO znalazł ogłoszenie syndyka masy upadłościowej zakładu Waryński o nieograniczonym przetargu ofertowym. Następnego dnia wraz z synem pojechali do Ostrowi i obejrzeli wystawione maszyny. - Interesowała nas szlifierka do płaszczyzn. Gdy nam ją pokazywali, odniosłem wrażenie, że chcą nas zniechęcić do jej kupna wmawiając, że jest to szmelc. Znam się na maszynach i wiem, że była ona dobra. Cena wywoławcza wynosiła 1500 zł - mówi Cymmerman. Aby być pewnym wygrania przetargu Janusz Cymmerman postanowił dwukrotnie podbić cenę. W dniu przetargu 3 czerwca, wpłacił w kasie wadium i złożył zaklejoną kopertę z ofertą 3000 zł. Dowiedział się również, że do tej pory tylko on zadeklarował chęć kupna tej szlifierki. Następne 2,5 godz. spędził na nerwowym oczekiwaniu przed drzwiami, za którymi rozpatrywane były oferty. - Byłem zdziwiony, że nie zaproszono nas na otwarcie kopert. Staliśmy w korytarzu, nikt nam nie powiedział co mamy robić - z irytacją wspomina Cymmerman. Po wyłożeniu protokołów, z zaskoczeniem stwierdził, że jego oferta nie została przyjęta. Wygrała ostrowska firma, która zadeklarowała cenę... 3100 zł. Wygrała ona również przetarg na inną maszynę, której cena wywoławcza wynosiła 1200 zł a została sprzedana za 1300 zł. - Uważam, że coś tam było nie tak. W jednym wypadku podnoszą cenę o stówę, a w drugim o tyle samo przebijają moją ofertę. Ktoś musiał zajrzeć wcześniej do mojej koperty i zorientował się, ile proponuję - konkluduje Cymmerman. Rozmawiał o tym z pełnomocnikiem syndyka, obejrzał inne oferty i jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że zrobiono mu świństwo. Mianowicie jego zdaniem treść konkurencyjnej oferty była napisana innym kolorem długopisu a innym, dopisana pod nią, oferowana cena. Pełnomocnik syndyka Krzysztof Białobrzeski, który prowadził ten przetarg, jest zaskoczony mnogością zarzutów. - Naszym zdaniem zrobiliśmy wszystko, aby nie było możliwości "ustawienia" przetargu - przedstawia nam całą dokumentację i chętnie udziela informacji. - Ten pan niedokładnie przeczytał nasze ogłoszenie o warunkach przetargu. Nie wynikało z niego, że otwarcie kopert nastąpi w obecności oferentów. Podczas oglądania dokumentów złożonych przez Janusza Cymmermana okazuje się, że nie ma na nich jego podpisu. Nawet w oświadczeniu: "ja niżej podpisany..." zapomniał się podpisać. - Już tylko z tego powodu ta oferta nie powinna być rozpatrywana - wyjaśnia Białobrzeski. - Wygrał jednak oferent, który zaproponował wyższą cenę. Pełnomocnik syndyka odrzuca zarzut, aby ktoś trzeci mógł zajrzeć do kopert z ofertami. - Otwierałem je osobiście i żadna nie nosiła śladów, że ktoś to zrobił wcześniej. Wszystkie koperty dostarczono z kasy wraz z listą wpłacających wadium. Na jej podstawie oraz numerów KP wynika, że rywalizująca firma wpłaciła wadium i złożyła dokumenty zaraz po Januszu Cymmermanie. Wyjaśnia się także sprawa dwóch kolorów pisma na ofercie konkurencji. Długopisem wpisana jest jej treść, ale z podanymi cenami na obie maszyny, pod spodem rzeczywiście dopisano czarnym atramentem informację o cenach wywoławczych i oferowanych. - Są to moje adnotacje, które poczyniłem na wszystkich ofertach aby łatwiej było je rozpatrywać - wyjaśnia Krzysztof Białobrzeski. Istotnie, pozostałe oferty mają takie same notatki. Charakter pisma też wydaje się ten sam. - Poinformowałem pana Cymmermana, że skoro ma zastrzeżenia do przebiegu przetargu, może dochodzić swoich roszczeń u sędziego komisarza nadzorującego postępowanie upadłościowe - mówi Białobrzeski. - Spodziewając się takiej jego reakcji, wstrzymałem sprzedaż obu szlifierek. Zostały one odebrane dopiero 23 czerwca, gdy nie wpłynęła żadna informacja ani od zainteresowanego, ani też z sądu o wniesieniu zaskarżenia. Czy jednak mimo tych wyjaśnień i dokumentów możliwa była jakaś manipulacja umożliwiająca konkurencji wgląd do innych ofert przed ich rozpatrzeniem i skąd ta rzeczywiście zastanawiająca wysokość oferowanej ceny? - Absolutnie jest to niemożliwe - twierdzi stanowczo Krzysztof Białobrzeski. - Co do ceny, to mogę jedynie przypuszczać, że pan Cymmerman nie zachował dyskrecji i mógł się wygadać np. podczas oglądania maszyny lub przy kasie. W takiej sytuacji nawet jego obecność przy otwieraniu kopert nic by nie zmieniła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki