Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przasnysz. Odwiedź z nami nowoczesne gospodarstwo Grzegorza i Joanny Niestępskich

Małgorzata Jabłońska
Dysponuję najnowocześniejszą oborą w okolicy. Opłacalność produkcji zapewnia mi jej skala, którą umożliwia automatyka. Gdybym nie zdecydował się na tę inwestycję, dziś nie hodowałbym już krów – uważa Grzegorz Niestępski, rolnik.

Grzegorz i Joanna Niestępscy z Przasnysza są właścicielami niemal 100 hektarów ziemi. Kolejne 60 ha to grunty dzierżawione od okolicznych rolników. W gospodarstwie uprawia się około 40 ha kukurydzy, drugie tyle to koniczyna i lucerna. Pozostały areał obsiewany jest pszenicą i pszenżytem. Cały obszar wykorzystywany jest na potrzeby specjalności gospodarstwa, jaką jest hodowla bydła. Rocznie ich gospodarstwo produkuje ponad milion litrów mleka. Obecnie posiada ono około 200 sztuk bydła rasy holsztyńsko-fryzyjskiej, w tym 96 krów mlecznych. Państwo Niestępscy mają czworo dzieci – trzy nastoletnie córki – Agatę, Gosię i Monikę oraz sześcioletniego syna Marcina.

Dwa lata biurokracji

Pomysł wybudowania nowoczesnej obory wraz z halą udojową zaświtał w głowie pana Grzegorza w 2010 r., kiedy urodził się Marcin. W gospodarstwie było wówczas 65 krów mlecznych. Bez koniecznych inwestycji praca przy tak licznym stadzie była dla rodziny zbyt dużym obciążeniem.
- Musiałem się zdecydować na postawienie w pełni zautomatyzowanej obory, ponieważ chciałem powiększyć stado, a bardzo trudno znaleźć chętnych do pracy przy bydle. Zresztą ręczne zadawanie paszy i dojenie przy większej liczbie krów staje się niewykonalne –tłumaczy rolnik. Do realizacji inwestycji doszło w 2013 r. Wybór padł na firmę z Ełku. Okazało się, że była to decyzja trafna, roboty przebiegły sprawnie i szybko. Tylko w 2013 r. firma ta wybudowała w całej Polsce 16 takich obór. - Proszę zgadnąć, ile czasu trwało zgromadzenie dokumentacji i uzyskanie zezwolenia? - pyta pan Grzegorz. - Dodam, że wszędzie wokół jest moja ziemia, a do budowy nikt nie zgłaszał pretensji. Proszę sobie wyobrazić, że urzędom zajęło to dokładnie rok, 10 miesięcy i 12 dni. Dlaczego tak długo? Odpowiedzialna za to jest nasza biurokracja i jej procedury urzędowe. A ile czasu trwała budowa obory o powierzchni 2000 metrów kwadratowych wraz z wyposażeniem i utwardzeniem placu kostką? Firma wjechała na podwórze 4 kwietnia, a już 15 września wydoiłem tu pierwszą krowę. Przerzucanie dokumentów trwało blisko dwa lata, zaś budowa nieco ponad 5 miesięcy.

Robot sprząta oborę…

Wyposażona w świetliki wolnostanowiskowa obora jest przestronna i jasna. Obecnie przebywa w niej około 100 krów mlecznych. Zastosowano bezściółkowy system utrzymania zwierząt na tzw. rusztach. System ten ma jedną podstawową zaletę - jest zdecydowanie mniej pracochłonny od tradycyjnego utrzymania na ściółce. Przy takim sposobie chowu, żadne zwierzę nie jest uwiązane, krowy swobodnie się przemieszczają. Robot dba o czystość szczelinowej posadzki. Koszt takiego urządzenia to około 10 tys. euro, jednak praca przez niego wykonywana jest znacznym ułatwieniem i oszczędnością czasu.
- Pod oborą znajdują się kanały gnojowe, o północy automatycznie załącza się mieszadło do gnojowicy - tłumaczy rolnik. - Otwory okienne w mojej oborze zaopatrzone są w opuszczane kurtyny. To dzięki nim w cieplejszych miesiącach roku, w łatwy sposób, halę można otworzyć na przestrzał i zapewnić krowom dostęp świeżego powietrza.

W swojej hodowli pan Grzegorz stosuje system pełnoporcjowego żywienia krów mlecznych TMR (total mixed ration), zapewniający zbilansowane dawki żywieniowe. - W skład tej paszy wchodzi sianokiszonka, kukurydza, pasza treściwa, marchew i młóto - wyjaśnia gospodarz. - Wszystkie te składniki trafiają do paszowozu, gdzie są mielone i mieszane w odpowiednich proporcjach. Moje bydło codziennie zjada około 10 ton paszy TMR. Ma do niej dostęp na okrągło, bez ograniczeń. Przy takiej ilości, użycie paszowozu staje się nieodzowne. Trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek sprostał ręcznemu jej podawaniu - tłumaczy rolnik i dodaje: - Na zewnątrz i wewnątrz obory znajdują się kamery. One także ułatwiają mi pracę, ponieważ z domu mam podgląd na całe gospodarstwo. Dzięki kamerom wiem także kiedy krowa zaczyna się cielić, nie muszę co chwila biegać do obory, aby dowiedzieć się o rozpoczęciu akcji porodowej. Podczas inseminacji stosuję komputerowy dobór nasienia, dobierany osobno dla każdej krowy - wyjaśnia.

… a komputer karmi krowy

Mimo zastosowania nowoczesnych rozwiązań, minimalizujących pracę, obowiązków do wykonania wciąż pozostaje niemało. - Codziennie przed piątą jesteśmy z żoną w oborze. Wydojenie wszystkich krów zajmuje nam godzinę i 20 minut. Moja hala wyposażona jest w automatyczny system udojowy, dzięki któremu jednocześnie doimy 16 krów. Nie wyobrażam sobie wykonania kilkuset udojów dziennie innym sposobem. Krowy przepędza się przez bramki, po czym każda krowa zajmuje stanowisko wyposażone w aparat udojowy. Wszystko jest tak ustawione, żeby nie trzeba się było schylać, nikt u nas nie bije pokłonów i nie płaszczy się pod krowim brzuchem - śmieje się pan Grzegorz. - Wymię jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy je lekko obmyć i w 5, góra 8 minut, 16 krów jest wydojonych. Wtedy otwieram bramkę i krowy idą jeść, nie mieszając się z niewydojonymi. Każda krowa jest wyposażona w czip, dzięki któremu komputer wie ile mleka dała i na jaką porcję granulowanej, treściwej paszy może liczyć. Jeśli należy się jej np. 3 kg, nie dostanie ani grama więcej. Jeśli do stacji żywieniowej uda się krowa zasuszona, automat granulatu nie wyda. W dojarni zainstalowane jest ogrzewanie podłogowe, dzięki któremu mnie i żonie jest ciepło podczas pracy. A trzeba pamiętać, że meldujemy się tu dwa razy dziennie - w świątek, piątek i niedzielę. Pierwszy udój wykonujemy wcześnie rano. Gdyby miało być zimno, żadna siła nie zwlokłaby mnie z łóżka - żartuje gospodarz. Każdego dnia w gospodarstwie państwa Niestępskich uzyskuje się od 2800 do ponad 3000 litrów mleka, odbieranego codziennie przez mleczarnię w Chorzelach.

Żłobek, przedszkole, zagroda dla byczków

Oprócz najnowszej hali dla krów mlecznych, w gospodarstwie znajdują się dwie obory starszego typu. W sąsiednim budynku trzymana jest młodzież - są to wyłącznie jałówki. W trzeciej z obór znajduje się cielęcy żłobek, w oddzielnym kojcu - koedukacyjne przedszkole, a jeszcze dalej - zagroda dla byczków. - Byki z mojej hodowli przeznaczane są na eksport - mówi pan Niestępski. - Zanim byk osiągnie wagę około 700 kg i będzie nadawał się do uboju, musi minąć około dwóch lat. We wczesnym dzieciństwie zarówno krowy, jak i byki są dekoronizowane. Pozbawianie cieląt zawiązków rogów zapewnia bezpieczeństwo w stadach. Warto dodać, że żadna krowa, cielę ani byk w moim gospodarstwie nie są uwiązane, więc siłą rzeczy wchodzą w interakcje. Waśnie, nawet wśród byków, zdarzają się jednak bardzo rzadko. Wychowują się razem, przebywają w jednym kojcu, dzięki czemu dobrze się znają. Ustaliły sobie hierarchię, więc w stadach panuje spokój - zaznacza rolnik.

Cielęta są odstawiane od matki niedługo po urodzeniu, po czym trafiają do cielętnika. Przez 10 dni karmione są wczesnym krowim mlekiem, czyli siarą. Zapewnia ona cielęciu odporność na negatywne czynniki środowiska. Potem cielę jest karmione przez komputerowo sterowany automat żywieniowy. - Każda sztuka ma na szyi obrożę z czipem. W automacie znajduje się czytnik, który „wie” czy w danej chwili cielę powinno zostać nakarmione, czy też nie - wyjaśnia hodowca. - Każdorazowo miesza on odpowiednią dawkę preparatu mlekozastępczego z wodą i podaje go cielęciu przez smoczek. Działa on trochę jak ekspres do kawy, podający częste, małe posiłki - w porcjach, o składzie i temperaturze dostosowanej każdorazowo do wieku, płci i stanu zdrowia cielęcia. Kiedy zwierzę podchodzi do automatu i komputer uzna, że karmienie mu się należy - miesza i podaje płyn o określonej zawartości preparatu i wody. Jeśli któremuś cielęciu posiłek w danym momencie nie przysługuje, będzie musiało obejść się smakiem. Automatyczne karmienie nie tylko oszczędza mi pracy, ale czyni ją w ogóle możliwą. Ciężko sobie wyobrazić, bym kilkadziesiąt cieląt mógł kilka razy dziennie karmić wiaderkiem. Dzięki automatowi eliminuję przekarmienie i zapewniam optymalny wzrost. Odgrywa to zasadniczą rolę w przypadku jałóweczek, bo ich przyszła wydajność w dużej mierze zależy od optymalnego żywienia na początku życia. Oczywiście nie uczę swoich cieląt, że tu właśnie znajduje się wymię, które je nakarmi. To trochę jak Legia Cudzoziemska - maszerują albo giną - śmieje się gospodarz. - To oczywiście żart, w rzeczywistości automat daje mi znać, jeśli któreś cielę ma gorszy apetyt. Wyświetla wówczas komunikat alarmowy, dzięki któremu wiem, że danego cielaczka trzeba objąć obserwacją, bo brak apetytu może świadczyć o chorobie.

Bez szczęścia ani rusz

Gospodarstwo państwa Niestępskich funkcjonuje na najwyższych obrotach, ich zwierzęta są zdrowe i zadbane. Gdyby nie kosztowne inwestycje, właściwa opieka nad taką liczbą zwierząt byłaby niemożliwa. Wybudowanie nowoczesnej obory i precyzyjna organizacja pracy umożliwia małżeństwu prowadzenie gospodarstwa jedynie przy pomocy sąsiada - niewielkiego rolnika. W wakacje, kiedy pan Grzegorz dużo czasu przeznacza na pracę w polu, przy dojeniu pani Joannie chętnie pomagają córki.
- W rolnictwie bywa różnie - jednym się udaje, innym trochę mniej. Mnie się udało - podsumowuje rolnik. - Trzeba przyznać, że stało się to głównie dzięki ciężkiej pracy nie tylko mojej, ale moich rodziców, żony i dzieci. W tym fachu ani rusz bez odrobiny szczęścia, a ja je miałem. W 1992 r. zacząłem kierować tradycyjnym rodzinnym, około 30 hektarowym gospodarstwem, w którym były kury, kaczki, trzoda chlewna i 16 krów. Dziś ten areał potroiłem; dysponuję najnowocześniejszą oborą w okolicy. Opłacalność produkcji zapewnia mi jej skala, którą umożliwia automatyka. Gdybym nie zdecydował się na tę inwestycję, dziś nie hodowałbym już krów. Może tylko uprawiałbym ziemię, a może przesiadł się na tira? - zastanawia się. - Nierzadko trzeba było też podjąć ryzyko. W okolicy była do sprzedaży ziemia. Bardzo chciałem ją kupić, ale nie miałem pieniędzy. Zaryzykowałem i wziąłem kredyt, dzięki czemu grunty sąsiadujące z gospodarstwem są moją własnością. Każdy młody rolnik ma jakieś marzenia, ja także je miałem. Udało mi się je zrealizować. Mogę powiedzieć, że czuję się człowiekiem spełnionym. W tym zawodzie potrzebnych jest kilka rzeczy - pracowitość, odwaga, szczęście, odporność psychiczna i zdolność do radzenia sobie z niepowodzeniami. Zawsze wiedziałem, że nawet jeśli powinie mi się noga, to nie mogę się załamać, muszę iść do przodu i pracować dalej. W tym fachu wiele czynników jest od nas niezależnych: choroby i upadki krów, gradobicia lub susze. Jeśli nawet przydarzy się jakaś klęska, nie powinno nas to złamać. Nie zamartwiać się, zakasać rękawy i do roboty - uważa gospodarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki