Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Włodzimierz Gut: Radziłbym unikać wszelkich kontaktów z obcymi ludźmi

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
brak
Społeczeństwa raczej marzą o przebywaniu w dużych grupach, o podróżach. Ale trzeba dostosować się do warunków. Uruchomić rozsądek. Jako ekspert radziłbym unikać wszelkich kontaktów z ludźmi, o których nic nie wiemy, nie wiemy na przykład, czy nie przenoszą choroby - mówi prof. Włodzimierz Gut, wirusolog, pracownik naukowy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny

Panie profesorze, też pan uważa, że życie po pandemii nie wróci już tego, które znaliśmy sprzed 2020 roku?

To znaczy, pewnych rzeczy chyba powinniśmy się nauczyć. Zawsze po takim pytaniu pytam się, czy znów przestaniemy myć ręce po wyjściu z toalety?

Chodzi mi bardziej o to, jak będziemy żyli, jak będziemy pracowali? Jak będziemy wypoczywali?

Na pewno trochę inaczej. Zebraliśmy pewne doświadczenia przez ten ostatni czas. I te nasze nowe zachowania nie będą się wiązały z koronawirusem. Wirusów na świecie jest jeszcze duży zapas i pewnie do nas trafią, bo jesteśmy stosunkowo ruchliwi, jeździmy w różne miejsca, sprowadzamy różne zwierzątka. I tak aż do momentu, kiedy coś nas zaboli, wtedy zaczynamy panikować. Wszystkie kraje będą się chyba starały przygotować na taką sytuację, że pojawi się coś nowego.

Myśli pan, że w czasie wakacji będziemy mogli podróżować?

W tym roku raczej nie oczekujmy, że coś się zmieni. Nawet, gdybyśmy w tej chwili mieli sytuację gwarantowanych pełnych dostaw szczepionek i szczepili na potęgę, to potrzebujemy wyszczepić 32 miliony ludzi. Część może jeszcze COVID-19 przechorować. Bo odporność zbiorowa to suma dwóch składowych: tych, którzy przechorują i tych, którzy się zaszczepią.

Ale jednak dużo osób podróżuje, z tego, co wiemy, samoloty latają - to nie jest tak, że świat jest dla nas zamknięty.

Nie, są tylko określone warunki, które trzeba spełnić, żeby się na tę wyprawę wybrać. Trzeba mieć albo dowód szczepienia, albo oficjalny dowód przechorowania, albo czeka nas kwarantanna. Można jeszcze wykonywać wymazy, ale to raczej mniej popularne. Niektóre państwa wolą zatrzymywać turystów na granicy, bo w pierwsze trzy dni po zakażeniu i tak wynik będzie ujemny. Więc każą co trzy dni robić takie wymazy.

Jak to jest z tymi, którzy przechorowali koronawirusa? Oni są tak samo odporni na COVID-19, jak ci, którzy wzięli pierwszą dawkę szczepionki?

Tak. Dlatego można im podać tylko jedną dawkę szczepionki w celu uruchomienia pamięci immunologicznej, żeby dużej została pamięć tego zdarzenia.

Tacy ozdrowieńcy mogą brać jakieś oświadczenia, że przeszli chorobę? Gdzie takie rzeczy można zdobyć?

Tam, gdzie byli leczeni, bo nikt nie da oświadczenia ozdrowieńcowi, który wyleczył się w domu i twierdzi, że jest ozdrowieńcem.

Ludzie, pana zdaniem, będą chcieli podróżować?

Raczej się od tego nie odzwyczaimy. To nie jest sprawa tylko naszych chęci, ale również przymusu - komunikacja światowa istnieje jako taka.

No tak, ale można z niej korzystać albo nie. Możemy jechać na wczasy do Grecji, albo możemy je spędzić na działce.

Patrząc na ludzkie zachowania, widzimy, co widzimy - społeczeństwa raczej marzą o przebywaniu w dużych grupach, o podróżach. Marzą o tych najbardziej ryzykowanych zajęciach.

Pan by radził w tym roku pozostać na tej przysłowiowej działce?

Ja z natury wolę zostać na działce. Jeżdżę gdzieś, jeśli muszę, ale to całkiem inna sprawa. To byłyby bardzo subiektywne porady. Trzeba dostosować się do warunków, po prostu. Uruchomić rozsądek.

Ale pytam pana jako eksperta, fachowca: pan by radził jednak nie latać w tym roku za granicę?

Jako ekspert radziłbym unikać wszelkich kontaktów z ludźmi, o których nic nie wiemy, nie wiemy na przykład, czy nie przenoszą choroby.

Może być i tak, że ten wirus w lecie trochę wyhamuje? Przynajmniej tak stało się w tamtym roku, ludzie poczują się bezpieczniejsi.

Zawsze wirusy atakują falami, ale to jest także kwestia zachowania ludzi. Inaczej wygląda sytuacja, kiedy tych ludzi jest niewiele i kiedy są lepiej kontrolowani - wtedy łatwiej przerwać łańcuchy zakażeń i wtedy szerzenie choroby jest ograniczone. Jeżeli jednak mamy dużą liczbę osób, to właściwie przejazd autobusem jest ryzykiem, bo możemy spotkać osobę, która jutro zachoruje, a dzisiaj już zakaża.

Jak to jest właściwie z tym zakażeniem, wyjaśnijmy to sobie?

Osoba zakażona przez pierwsze, mniej więcej, trzy dni nie zakaża. Stąd kwarantanna dla osób, z którymi się zetknęła. Osoba chora zaczyna zakażać około 24 godziny przed wystąpieniem objawów choroby. Także taki ktoś sam nie wie, że zakaża, ale dowie się, bo bardzo łatwo złapać kontakty z 24 godzin. Jeśli jakaś osoba opóźnia ten proces, bo nie wierzy, że choruje albo uważa, że wyleczy się w domu, bo to coś innego, to zaraża nie jeden dzień, tylko kilka dni. I wtedy zaraża większą liczbę osób, a jeżeli -nie daj Bóg - pójdzie do pracy, czy znajdzie się w jakimś zbiorowisku, to mamy klęskę. Wtedy nie jesteśmy nawet w stanie wyłapać jej kontaktów.

I jak długo taka osoba mająca objawy choroby zaraża? Cały czas?

Praktycznie wyleczenie oznacza, że przestajemy zarażać. Jest tylko kwestia intensywności zarażania.

Najintensywniej zaraża na początku choroby?

Na początku, bo nie ma żadnych mechanizmów wewnątrz niej, które ograniczałyby zakażanie.

Potem tymi mechanizmami są pojawiające się przeciwciała?

Tak, one zaczynają wiązać wirusa. Ale działają nie tylko przeciwciała. Działają również elementy komórkowe, które zabijają zakażone komórki. To cały szereg złożonych oddziaływań, wyhamowujących zakażenie. Zresztą, od razu trzeba powiedzieć, że objawy chorobowe to w znacznej części objaw zwalczania tego, co jest w organizmie. Czasami zbyt energicznego, bo organizm zwalcza samego siebie.

Właściwie do tej pory nie wiadomo, dlaczego jedne osoby przechodzą koronawirusa objawowo, inne nie? Od czego to zależy? Czym to jest uwarunkowane? Nie znamy odpowiedzi na te pytania.

Bardzo trudno określić przebieg choroby w każdym, indywidualnym przypadku. Ale wygląda na to, że osoby, które mają już jakieś obciążenia mogą przechodzić chorobę znacznie ciężej, a reszta to nasze podłoże genetyczne. Każdy jest przecież inny.

Ale pospekulujmy jednak trochę: co jeszcze może się w naszym życiu zmienić po pandemii?

Bardzo trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie. Uzyskanie zbiorowej odporności to jest sprawa wymagająca czasu. Czy covid zostanie w populacji, czy nie zależy od tego, czy będą szczepionki dla młodszych grup wiekowych. Zapowiada się, że będą, ale dopóki nie zostaną zatwierdzone, nikt nie powie wyłącznie na podstawie oświadczeń firm, że tak będzie. Żeby nie było przekazywania choroby, populacja musi być tak zabezpieczona, żeby osobnik zakażony nie miał już kogo zakazić w swoim otoczeniu.

Dopytam jednak: jak może się zmienić nasze życie? Myśli pan na przykład, że wrócimy do biur?

Zadałem kiedyś takie pytanie szefowi jednej z firm: Czy wydajność jest lepsza przy pracy zdalnej, czy na miejscu? Okazało się, że przy zdalnej. Zapytałem więcej dalej: To dlaczego chcecie wracać do pracy stacjonarnej? Żeby oglądać pracowników?

Myśli pan, że zdejmiemy kiedyś maseczki z naszych twarzy?

Jeśli zlikwidujemy smog, tak.

To trochę potrwa, czyli co, będziemy chodzili przez najbliższe lata w maseczkach?

Jeżeli nie z powodu wirusów, to z powodu smogu.

A z powodu końca pandemii zdejmiemy?

Na maseczkach nie ma napisu: „Jesteśmy przeciw koronawirusowi”.

Rozmawialiśmy o odporności stadnej: doktor Andrzej Sośnierz twierdzi, że przy tej liczbie zakażeń dziennie i tej szybkości szczepień odporność zbiorową uzyskamy po trzech, czterech miesiącach. To nie jest chyba bardzo długo?

Mówimy o sytuacji, która jest dynamiczna. I spora liczba osób jest zarówno wśród chorujących, jak i zgłaszających się. Są jeszcze osoby, które niechętnie będą podchodziły do szczepień. A w aktualnej sytuacji te osoby mogą spowodować, że nie osiągniemy odporności stadnej.

Jak pan w ogóle ocenia tempo szczepień?

Tak jak dostawy szczepionek - jak będą szczepionki, jeśli będzie ich pod dostatkiem, to wtedy można się wypowiadać się o tempie szczepień.

Panie profesorze, a jak to właściwie jest: ktoś przechodzi COVID bezobjawowo, w ogóle nie wie, że ma COVID i dostaje skierowanie na szczepienia, lekarzowi, który go bada, mówi, że czuje się świetne. I co się wtedy stanie?

Nic. Dostanie szczepionkę.

Ale jest chory na COVID, ma już w sobie wirusa.

Jeżeli przeszedł chorobę bezobjawowo, to go już nie ma, co najwyżej ma ślady uodpornienia, czyli tak jakby dostał pierwszą dawkę szczepionki.

Pytam o sytuację, kiedy ktoś jest w trakcie choroby, choruje, ale bezobjawowo i idzie na szczepienie, bo pewnie takie przypadki wcale nie są rzadkością.

Szczepionka nie ma najmniejszego znaczenia, bo ten ktoś jest w trakcie uodparniania. Nic się nie stanie. Szczepionką nie wprowadzamy do organizmu wirusa, tylko jedno jego białko. Tyle tylko, że COVID może się ujawnić, bo szczepionka, jeżeli zaczyna działać, to po dwóch tygodniach. Gdybyśmy jednak nawet taką osobę szczepili żywym wirusem to, co najwyżej doszłoby do interferencji - człowiek nie odpowiedziałby na szczepionkę, ale odpowiedziałby na chorobę, czyli byłby uodporniony przez chorobę, a nie przez szczepionkę.

Chodzą takie słuchy, że lockdown może być przedłużony nawet do 4 maja, pan sobie wyobraża sytuację tych wszystkich biznesów, które są pozamykane? Restauracji? Hoteli? Siłowni? To są ludzie, którzy stoją na skraju bankructwa, jeśli już nie zbankrutowali?

No cóż, nie zajmuję się problemami ekonomicznymi. Ale, pół żartem, pół serio, miejsca nie przenoszą. Właściwie to próby omijania obostrzeń, zachowanie się określonych grup spowodowały, że te lokale są zamknięte. Jak to ja nazywam: sami sobie zamknęli.

Czemu u nas w Polsce, ta trzecia fala pandemii jest tak dynamiczna? Bo w tej chwili jesteśmy w czołówce krajów o największej liczbie zakażeń dziennych i największej liczbie zgonów. Czemu tak się stało?

Bo po prostu społeczeństwo sobie w pewnym momencie odpuściło. Poluzowanie restrykcji potraktowało jako zgodę na wszystko. Widziała pani przecież, co się działo.

No tak, ale w grudniu, przed świętami wpuszczono do Polski ileś tam tysięcy rodaków z Wielkiej Brytanii, nikt ich nie testował. W lutym otwarto galerie handlowe. Wydaje mi się, że rząd też popełnił kilka błędów, prawda?

Czy rząd popełnia błędy, czy społeczeństwo - liczy się tak zwany wynik. To, że rząd popuścił, nie oznacza, że reakcja musiała być „to wolno wszystko.” Nasza sytuacja to wypadkowa działań zarówno władzy, która próbuje trochę odpuścić, żeby nie dochodziło do bankructw, o których sama pani wspomniała. Ale z drugiej strony mamy zachowania tych, którzy usiłują za wszelką cenę doprowadzić do sytuacji, kiedy będzie trzeba wszystko zamykać.

Są jakieś symptomy, które wskazywałyby, na jakim etapie trzeciej fali jesteśmy? Kończy się? Czy może szczyt zachorowań przed nami?

Na razie mamy sezon poświąteczny, a to powoduje, że nawet osoby chore wolą spędzić święta w domu niż iść do lekarza, bo to będzie oznaczało izolację, a dla bliskich kwarantannę i tym podobne niedogodności. I to powoduje, co powoduje, czyli wysoki czynnik zgonów. Ludzie trafiają do szpitali zbyt późno.

Dlaczego do szpitali trafia coraz mniej starszych osób, za to coraz więcej młodszych? To specyfika mutacji brytyjskiej wirusa? Co się właściwie stało?

Nie, to nie jest sprawa mutacji. Starsze osoby, były, po pierwsze w pierwszym szeregu szczepione. Po drugie - ruchliwość społeczna tych osób jest bardziej ograniczona. Młodzi uwierzyli, że pandemia ich nie dotyka, a okazało się, że dotyka, a nawet potrafi zabić. Z tak zwanego szumu informacyjnego każdy wyciągnął coś, co chciał usłyszeć, a niekoniecznie coś, co powinien usłyszeć.

Ta większa liczba zgonów spowodowana jest tym, że ludzie zbyt późno trafiają do szpitali?

Zdaje się, że tak. Niektórych nawet nie udaje się tam dowieźć.

Próbują przechorować COVID w domach?

Nie chcą narażać na konsekwencje, jak ja to nazywam administracyjne, innych. Konsekwencje typu kwarantanna. Poza tym, myślą sobie, że jak pójdą do lekarza, to natychmiast trafią do izolacji. Znam przypadki, kiedy dochodziło do pochwalenia się w towarzystwie wynikiem dodatnim testu na obecność COVID-19.

Ktoś się spotkał z ludźmi i powiedział im podczas spotkania, że ma wynik dodatki? To brzmi nieprawdopodobnie!

Poszedł ich specjalnie poinformować, że dostał wynik dodatni i że na pewno przejdzie chorobę lekko.

Ludziom brakuje zdrowie rozsądku!

Tak, sytuacja wręcz nieprawdopodobna, ale takie też się zdarzają.

Niektórzy straszą, że to początek jakiejś wielkiej inwazji pandemii i wirusów, że będzie ich coraz więcej. Pan się z tą opinią zgadza?

W zasadzie cały czas mamy kontakty z wirusami i cały czas wybuchają w określonych miejscach ogniska zakażeń. Wprawdzie nie zwracamy uwagi na to, co daleko, ale przypomnę, że Zachodni Nil podbił Stany Zjednoczone, został tam przywieziony, SARS i MERS też się pojawiały, tylko one zabijały znacznie skuteczniej, w związku z tym ich szerzenie było ograniczone, bo jak to mówię, martwy nie zakaża.

Jak pan myśli, jak potoczy się historia z tą pandemią? Powiedział pan, że wszczepienie 32 milionów ludzi może potrwać, ale właściwie wszyscy jesteśmy uzależnieni od tego, jak z pandemią walczą inne państwa. Gdziekolwiek na świecie takie ognisko wirusa zostanie jest szansa, że ten znowu do nas trafi, prawda?

Tak, tylko cały dowcip polega na tym, że do pandemii podchodzi się w sposób: moja chata z kraja. W związku z czym zawsze będzie szansa na powrót.

Naukowcy zadają sobie sprawę, że to nie jest dobre podejście do problemu.

Tylko że eksperci wiedzą swoje, a rozgrywki w skali globalnej to inna sprawa. W ogóle nie byłoby tej pandemii, gdyby nie olbrzymi zamęt, który wybuchł na jej początku. Pandemia nie zdążyła dobrze wyjść poza Wuhan, kiedy wszyscy wiedzieli, że coś się dzieje. Za to zaczęły się zabawy gospodarczo-polityczne. A u nas pani nie słyszała haseł, że lepiej niczego nie blokować, niczego nie robić, byle gospodarka się kręciła?

To co trzeba było zrobić, żeby tej pandemii nie było?

Należało od razu pomóc zamknąć Chiny w Wuhan w bardzo złym momencie, bo to był przecież nowy rok w Chinach. A przede wszystkim zablokować trzy lotniska w Europie, na samym początku. Paryż i Londyn potrafiły się zamknąć, kontrolować przyjezdnych, Mediolan wpuścił ich do siebie.

Mam takie wrażenie, że ludzie mają już dość, nie można ich cały czas trzymać w zamknięciu, nie uważa pan?

Reguła jest taka, że wszyscy mają dość zamknięcia. Ale zamkniecie kończy się wtedy, kiedy wszyscy postępują zgodnie z regułami i przyczyna zamknięcia zostaje wyeliminowana. Lekceważenie powoduje, że automatycznie przedłużamy stan, którego nie chcemy.

I ten stan będzie tak, pana zdaniem, przedłużany?

Dopóki będą istniały grupy lekceważące reguły gry, uważające, że mają ważniejsze interesy niż pokonanie pandemii, to sami będą na takim myśleniu tracili, bo będą zamykane ich interesy.

Pan też uważa, że cały czas będą pojawiać się kolejne mutacje koronawirusa? Bo tego się niektórzy boją.

Nie, bo jeśli 38 milionów Polaków przechorowuje COVID albo się zaszczepi, to nie będzie miał kto chorować.

Ale na świecie mogą powstać kolejne, może groźniejsze mutacje tego wirusa.

Nie, to jest wirus, który wszedł w populacje. I teraz będzie dążył do ustabilizowania pewnego poziomu, czyli znalezienia nisz, które go będą chętnie przyjmowały. A jeśli nie będą chciały, to będzie jak z odrą, czy innymi chorobami, które dały się opanować pod warunkiem współpracy.

Pana zdaniem, koronawirus będzie taką odrą, czy raczej grypą, która powraca do nas sezonowo?

On jest daleki od grypy. Musimy wiedzieć, że co roku mamy inną grypę, koronawirusa mamy cały czas tego samego, prawda?

Czyli grypa jest od koronawirusa sprytniejsza?

Grypa jest wirusem segmentowanym, co daje jej olbrzymi zbiór możliwości. Koronawirus jest genem ciągłym. To, co się zmieni mutacjami nie może zmienić podstawowego warunku, czyli związania się z receptorami wejścia do komórki. Jak tego nie zrobi, to zginie. Poza komórką jest martwy.

Czyli, teoretycznie rzecz biorąc, tego koronawirusa łatwo byłoby zwalczyć, prawda?

Ale jest jeden warunek: to się ładnie nazwa „wszystkie ręce na pokład”.

Ale tak naprawę to nie tylko w Polsce mamy problem z tym „wszystkie ręce na pokład”, bo problem z pandemią to problem całej Europy Zachodniej właściwie, prawda? Już nie mówiąc o krajach słabiej rozwiniętych.

Tak, my jesteśmy wychowani w dość indywidualnym stylu. Chcemy się wyróżniać, a nie łączyć w zwarte masy stawiające opór.

Chiny, Azja lepiej radzą sobie z tym problemem.

Tam ludzie mają po prostu inną mentalność.

Myśli pan, że będą kolejne fale pandemii koronawirusa?

Niekoniecznie koronawirusa. Mówiłem, że jest jeszcze sporo innych wirusów, które mogą w każdej chwili zacząć się pojawiać. Ta pandemia, to tylko sygnał ostrzegawczy.

Pacjent po Covid-19 wciąż choruje. Z jakimi dolegliwościami najczęściej zgłaszają się do lekarzy? Na liście są bardzo poważne schorzenia: fizyczne i psychiczne. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE >>>LISTA POWIKŁAŃ PO COVID-19 >>>

Powikłania po Covid-19. Bezsenność, zaburzenia pamięci, ból ...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Włodzimierz Gut: Radziłbym unikać wszelkich kontaktów z obcymi ludźmi - Portal i.pl

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki