Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawnik oskarża wrocławskich policjantów o zabójstwo

Marcin Rybak
Marcin Rybak
- Policjanci oskarżeni o torturowanie Igora Stachowiak powinni odpowiadać za zabójstwo – mówi nam mecenas Mikołaj Pietrzak, jeden z pełnomocników rodziców mężczyzny, który zmarł na wrocławskim komisariacie w maju 2016 roku. Prawnicy, wraz z rodziną Igora, będą wnioskować by sąd przyjął taką właśnie prawną ocenę zachowania czwórki funkcjonariuszy. - Musieli wiedzieć, że nadużywanie paralizatora może prowadzić do śmierci człowieka – mówi mecenas Pietrzak.

Poznańska Prokuratura Okręgowa oskarżyła niedawno czterech policjantów o przekroczenie uprawnień oraz fizyczne i psychiczne znęcanie się nad osobą pozbawioną wolności. Śledczy nie znaleźli dowodów nie tylko na zabójstwo, ale nawet na nieumyślne spowodowanie śmierci 25-latka. Co więcej – nie wszystko co funkcjonariusze robili Igorowi prokuratura z Poznania uznała za bezprawne.

Przykład: używanie paralizatora w czasie szarpaniny na wrocławskim Rynku. Na samym początku zajścia. Zdaniem prokuratury dopiero zachowanie policjantów na komisariacie było bezprawne. Mamy wątpliwości czy to właściwa ocena. W zachowaniu Igora na Rynku nie znajdujemy nic, co uzasadniałoby używanie paralizatora. Nie rozumiemy też dlaczego policjanci dusili go. To widać na filmach nagranych przez świadków zajścia. Słychać jak jeden z nich krzyczy do policjantów, żeby zatrzymywanego mężczyzny nie dusić. - Już od samego początku, kiedy zaczęło się legitymowanie Igora na wrocławskim Rynku, okazywano mu pogardę. Zaczął się proces jego dehumanizacji – mówi mecenas Pietrzak.

Oto jak – zdaniem prokuratury – wyglądały wydarzenia, które doprowadziły do dramatu. Był 15 maja 2016 roku, kilka minut po godzinie 6.00. Operator miejskiego monitoringu zauważył dziwnie zachowującego się młodego mężczyznę. Wysłano patrol, żeby sprawdził kim jest i dlaczego tak się zachowuje. Na miejsce pojechał patrol z dwoma funkcjonariuszami. Tymczasem dyżurny doszedł do wniosku, że może jest to mężczyzna poszukiwany od kilku dni. Bo uciekł z ulicy Bałuckiego zatrzymującym go policjantom. Wysłano więc na miejsce drugi patrol z poleceniem zatrzymania Igora.

Po sprawdzeniu danych okazało się, że Igor jest poszukiwany przez prokuraturę Stare Miasto. Choć nie był uciekinierem z Bałuckiego, jak początkowo myśleli policjanci. Postanowili go zatrzymać. Tym bardziej, że znaleźli przy nim „pałkę teleskopową” i telefon, który do niego nie należał. Potem okazało się, że telefon znajomy oddał mu na przechowanie.

Tymczasem zaczęła się pierwsza faza zajścia. Igor nie chciał dać się zatrzymać. Nie dawał sobie założyć kajdanek. Wywrócili go na ziemię, a ściślej wywrócili się na ziemię razem z nim. „Stawiał bierny opór” - czytamy w uzasadnieniu aktu oskarżenia. Nie chcą by zaprowadzono go do radiowozu. Dlatego pierwszy raz użyto wobec niego paralizatora. To – zdaniem prokuratury – nie było nielegalne. Ten wątek śledztwa umorzono uznając, że nie doszło do przestępstwa.

Pełnomocnicy rodziny Igora rozważą czy nie odwołać się od decyzji o umorzeniu. Jak dostaną z prokuratury postanowienie na piśmie. Wraz z uzasadnieniem. My mamy wątpliwości. Przepisy nie pozwalają na używanie paralizatora w przypadku biernego oporu. „Strzał” z paralizatora „spotęgował agresję” Igora – twierdzą śledczy. „Zachowywał się agresywnie” odpychając policjantów. Dlatego drugi raz użyli paralizatora.

Szarpanina trwała około dziesięciu minut. Wreszcie wsadzili Igora do radiowozu i zawieźli na komisariat. Tutaj – twierdzi prokuratura – Igor nadal miał być agresywny. Wyzywał policjantów, nie wykonywał ich poleceń. Choć nie mamy zapisów z monitoringu komisariatu, bo akurat zepsuł się. Igora zaprowadzono do łazienki by go przeszukać. Dlaczego tam? Bo na Trzemeskiej nie było pomieszczenia do przeszukań i komendant komisariatu zezwolił by czynności takie wykonywać w łazience.

Igor miał się opierać, krzyczeć i „wierzgać nogami”, odpychał funkcjonariuszy uszkodził m.in. drzwi od toalety. Tak zdarzenia relacjonuje prokuratura w uzasadnieniu aktu oskarżenia. Krzyczał, żeby go nie bili. Choć z ustaleń prokuratury nie wynika by w tym momencie był bity. Dopiero chwilę później trzej policjanci wywrócili go na ziemię a czwarty zaczął razić go prądem z paralizatora.

Te sceny znamy. Kamera urządzenia nagrała Igora, który wije się z bólu na podłodze łazienki. Nagranie ujawnił Superwizjer TVN w maju 2017 roku. Zakuty w kajdanki mężczyzna łącznie 15 sekund był rażony prądem. Kazali mu się rozbierać ale nadal miał kajdanki na rękach. Miał więc kłopoty by robić to szybko. Policjanci popędzali go a jeden z nich groził, że zaraz znowu użyje paralizatora. To zdarzenie i tylko to było bezprawne – twierdzą śledczy. Nie wolno razić prądem z paralizatora osoby zakutej w kajdanki. Poza tym swoim zachowaniem naruszyli godność Igora Stachowiaka, jego nietykalność cielesną i prawo do ludzkiego traktowania.

Chwilę później mężczyzna zasłabł. Reanimacja nic nie dała. Niedługo potem zmarł. Śledczy nie znaleźli dowodów by to zachowanie funkcjonariuszy spowodowało śmierć. Igor zmarł z powodu „niewydolność krążeniowo – oddechowej” wywołana stanem nazywanym fachowo „excited delirium”. To psychoza pojawiająca się po zażyciu narkotyków. Zachowanie policjantów „bezpośrednio” do śmierci się nie przyczyniło.

Mecenas Mikołaj Pietrzak uważa, że jest inaczej i będzie chciał do swojej wersji przekonać sąd. Powtarza, że policjanci powinni byli wiedzieć, że paralizator to niebezpieczne urządzenie. I nadużycie może prowadzić do śmierci człowieka. Dlatego mówi o zabójstwie. Niby nie chcieli zamordować ale zachowywali się tak, że godzili się na taki skutek. Prawo karne nazywa to „zamiarem ewentualnym”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki