Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pralnia w dyskotece

Magdalena Mrozek
Na stronie "brudnej" bielizna pościelowa i odzież są wkładane do pralnic. Środki piorące dozują automatycznie pompy z kilkulitrowych, plastikowych pojemników prosto do pralnicy
Na stronie "brudnej" bielizna pościelowa i odzież są wkładane do pralnic. Środki piorące dozują automatycznie pompy z kilkulitrowych, plastikowych pojemników prosto do pralnicy A. Wołosz
Z Centrum Pralniczego w Baranowie bielizna pościelowa i odzież robocza wyjeżdża wyprana i wyprasowana do ostrołęckiego szpitala, marketu Leroy Merlin w Warszawie, do spółdzielni mleczarskiej Kurpie, do Hochlandu. W każdym miesiącu Centrum Pralnicze pierze 20 ton pościeli i odzieży.

Wyprać można każde zabrudzenie. Świeże plamy schodzą szybciej, stare zabrudzenia wymagają jedynie dłuższego prania i silniejszych proszków lub płynów.

Na ratunek spółdzielni

Tadeusz Stupiński z wykształcenia jest ekonomistą. Przez dwa lata uczył matematyki w Zespole Szkół Zawodowych nr 2 w Ostrołęce

Budynek, w którym mieści się pralnia w Baranowie, jest własnością prezesa Spółdzielni Pracy "Postęp" Tadeusza Stupińskiego. Centrum Pralnicze jest jedną z form działalności spółdzielni. Jeszcze cztery lata temu na budynku widniał szyld "Malibu" i co tydzień odbywały się w nim dyskoteki. Na rozbawioną młodzież i hałasy skarżyli się sąsiedzi. Państwo Stupińscy zdecydowali się więc zakończyć tę działalność.
Spółdzielnia Pracy "Postęp" istnieje od blisko piętnastu lat. Specjalizowała się w ochronie mienia. Zatrudniała na początku około 500 osób. Pierwszym prezesem spółdzielni był Tadeusz Stupiński.
- Przejęliśmy wówczas część usług ze spółdzielni siedleckiej, która była spółdzielnią międzywojewódzką i swoim zasięgiem obejmowała ówczesne woj. ostrołęckie, siedleckie i część podwarszawskich miejscowości. To była naprawdę duża firma i wtedy tylko my specjalizowaliśmy się w dozorze mienia - opowiada Stupiński, który był jej prezesem przez pierwsze dwa lata. Potem na rok wyjechał do Stanów Zjednoczonych, po powrocie zajął się prowadzeniem własnego biznesu.
Do spółdzielni wrócił po dziesięciu latach, kiedy groził jej upadek.
- Rada nadzorcza i związki zawodowe poprosili mnie, żebym wrócił i spróbował im pomóc ratować spółdzielnię - ciągnie opowieść. - Długi mieli straszne i w zasadzie nie wiadomo było od czego zacząć - wspomina. - Ludzi zostało niewielu, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt osób. Sytuacja naprawdę była trudna.
Szansę na uratowanie zakładu Stupiński znalazł w biuletynie Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
- Przeglądając biuletyn znalazłem program, który pozwoliłby na utrzymanie stanowisk pracy dla osób niepełnosprawnych. Doszedłem do wniosku, że dzięki temu programowi spółdzielnia pozyskując pieniądze mogłaby pójść do przodu. Napisaliśmy szybko biznesplan, który zakładał m.in. uruchomienie pralni, budowę szwalni i usługi w zakresie ochrony mienia.
Program został dobrze oceniony i zaakceptowany przez PFRON.
Spółdzielnia otrzymała pieniądze na realizację zaplanowanych w biznesplanie zadań - 730 tys. złotych.
- Warunek był taki, że przez trzy lata utrzymamy zatrudnienie osób niepełnosprawnych, nie niższe niż 46 etatów - wspomina Stupiński.
Pieniądze na utrzymanie spółdzielni były, ale pojawił się problem z poręczeniem tej kwoty przez bank lub spółdzielnię.
- O banku nie było mowy a majątek spółdzielni wynosił zaledwie 230 tys. zł. Na walnym zgromadzeniu pojawił się pomysł, żeby ktoś z członków spółdzielni zastawił swój majątek. Nikt się nie chciał zgodzić i podjąć ryzyka. Nie miałem wyjścia. Musiałem zaryzykować własnym majątkiem. Zastawiłem pod dotację budynek, w którym mieści się pralnia i który jest moją własnością. Fundusz się na to zgodził. Dostaliśmy pieniądze i powoli zaczęliśmy realizować program - mówi prezes.
Prezes Tadeusz Stupiński po trzech latach z zadowoleniem stwierdza, że się udało. W grudniu 2004 roku rozliczył się z PFRON-em.
- Pralnia uruchomiona, szwalnia działa w budynku dawnej restauracji Luna, nad Narwią w Wojciechowicach.
Lokalizacja pralni w Baranowie, jak mówi prezes, wynika nie z sentymentu do gminy, ale przede wszystkim z powodów ekonomicznych.
- Budynek jest mój, mamy swoje ujęcie wody, cena za ścieki jest dużo niższa niż w Ostrołęce i na miejscu jest dwóch dużych kontrahentów.

Pieniądze higieniczne

Obecnie Spółdzielnia Pracy "Postęp", zatrudnia 120 osób. Nadal świadczy usługi dozoru mienia, ale już w zdecydowanie mniejszym zakresie niż przed laty. Prócz tego zajmuje się także produkcją rękawic roboczych. W baranowskiej pralni pracuje 16 osób, w tym sześć niepełnosprawnych.
- Kiedy wróciłem do spółdzielni, mieliśmy miesięczną sprzedaż na poziomie 40 tys. zł. Dziś nasza sprzedaż sięga dwustu tysięcy złotych miesięcznie - chwali się Stupiński.
Klientami pralni są firmy z Łomży, Ostrołęki, Warszawy, Baranowa.
- Są to zakłady przetwórstwa mlecznego, masarnie, piekarnie, młyny w Jelonkach, zakłady budowlane, producenci mrożonek, mączki ziemniaczanej. Największym naszym klientem od 2003 roku jest ostrołęcki szpital - mówi nam kierownik Centrum Pralniczego Marek Szutkowski.
Pralnia w Baranowie jest pralnią specjalistyczną. W procesie prania stosowana jest stuprocentowa bariera higieniczna, a bielizna poddawana jest dezynfekcji.
- Bariera higieniczna polega na tym, że nie krzyżują się drogi czystej i brudnej pościeli, czego wymaga Państwowy Zakład Higieny - wyjaśnia kierownik.
Pralnia rozdzielona jest ścianą na dwie części. Przejście między nimi możliwe jest wyłącznie poprzez śluzę. Pracownice pralni noszą maseczki higieniczne. Wychodząc ze strony "brudnej", czyli tej gdzie znajduje się bielizna przed praniem i gdzie jest wkładana do pralki, pracownicy w pomieszczeniu zwanym śluzą zmieniają jednorazowy fartuch i dezynfekują ręce.
- Pracujemy z firmami, które mają certyfikaty ISO i stosują HACCP. Musimy więc spełniać ich warunki, by z kolei oni mogli utrzymać wymagany poziom produkcji - tłumaczy kierownik Szutkowski.
Park maszynowy, czyli m.in. pralki, suszarki, maglownice spełniają, o czym zapewniają nas prezes i kierownik, najwyższe wymagania jakościowe, sanitarne, ekologiczne.
Jednorazowo w pralce, wartej ponad sto tysięcy złotych, można uprać 34 kilogramy bielizny pościelowej.
Pralka ma w pamięci tysiąc programów piorących. Program wybierany jest w zależności od tego, co się pierze i na ile jest to zabrudzone.
- Pralnie wbrew pozorom jest bardzo skomplikowaną technologią. Na samym początku myślałem, że to bardzo proste - mówi Marek Szutkowski. - Podłączamy środki piorące, wpuszczamy je do pralki, ustawiamy cykl i samo się pierze. Ale nie jest to takie proste. Za każdym razem wychodziło mi coś innego. Tragedia! Klient był niezadowolony. Do pewnych rzeczy doszliśmy metodą eksperymentalną, prób i błędów. Wiadomo, że nikt nie pomoże konkurencji.
Dobre pranie to kwestia proporcji brudów i płynów do prania, czasu, urządzeń i ludzi.
- Chociaż w tym przypadku nie ma zbyt wiele czasu na eksperymenty, bo można stracić klienta - dodaje kierownik Szutkowski.
Chociaż konkurencji na ostrołęckim rynku pralniczym, spełniającej tak surowe wymagania sanitarne, w zasadzie nie ma. Mimo to ceny proponowane przez Centrum Pralnicze, zdaniem prezesa Stupińskiego, są konkurencyjne.
- Oczywiście nie są tak niskie, że dopłacamy do interesu. Ale dzięki temu, że pierzemy około 20 ton miesięcznie, możemy sobie pozwolić na pewne obniżenie kosztów. Na koszt jednostkowy pracują ludzie, środki, woda, budynek - twierdzi Stupiński.
Pralnia ma także swój samochód, również z barierą higieniczną, którym zabiera od klienta brudną odzież, pościel, bieliznę i którym dowozi czystą.

Przyszłość w spółce

- Myślę, że obecnie najlepszym rozwiązaniem dla takich jednostek jak szpital, mleczarnia, czy z branży spożywczej jest posiadanie nie własnej pralni, ale właśnie podwykonawców - twierdzi Stupiński. - Tak jest na Zachodzie, gdzie maksymalnie redukuje się koszty. Pralnia szpitala zatrudniała około dwudziestu osób, które zajmowały się praniem tylko pościeli szpitalnej. My mamy szesnastu pracowników i około dwudziestu kontrahentów.
W Centrum Pralniczym w większości pracują mieszkańcy gminy Baranowo. Kilka osób przeszło z pralni przyszpitalnej, są dwie niepełnosprawne osoby z Ostrołęki.
- Praca skomplikowana nie jest. Powtarzalna, monotonna. Ale nie każdy jednak się do niej nadaje. Wymaga bowiem zdolności manualnych - mówi Stupiński.
Oprócz prania wodnego, maglowania i fasonowania bielizny pościelowej i odzieży roboczej Centrum Pralnicze również naprawia uszkodzoną bieliznę i odzież, szyje nową, znakuje.
Prezes myśli o przyszłości. Chce poszerzyć ofertę o pranie chemiczne i inne usługi związane z szeroko pojętą czystością. O szczegółach mówić nie chce, bo jak stwierdza, konkurencja nie śpi.
Spółdzielnia przygotowuje się w tej chwili do prywatyzacji.
- Spółdzielni jest trudno na tym rynku funkcjonować. Problem jest chociażby z pozyskaniem inwestora z zewnątrz. A środki własne spółdzielni są takie, jakie są. Skąd więc wziąć pieniądze na rozwój? - pyta prezes i sam odpowiada. - Spółką można sprawniej zarządzać i łatwiej jest pozyskać inwestora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki