Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracownia rzeźby bez rzeźbiarza

M.Uścińska
Niedługo nad drzwiami Pracowni Rzeźby ma zawisnąć nowy szyld
Niedługo nad drzwiami Pracowni Rzeźby ma zawisnąć nowy szyld M.Uścińska
Stanisław Dylewski, który od listopada jest radnym w Radzie Miasta Ostrowi Mazowieckiej, przestał być opiekunem pracowni.
Niedługo nad drzwiami Pracowni Rzeźby ma zawisnąć nowy szyld
Niedługo nad drzwiami Pracowni Rzeźby ma zawisnąć nowy szyld M.Uścińska

Niedługo nad drzwiami Pracowni Rzeźby ma zawisnąć nowy szyld
(fot. M.Uścińska)

Jeszcze kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym że Pracownia Rzeźby przy ul. Chopina, choć z przerwami i ze zmianami w lokalizacji, to funkcjonuje i ma się dobrze. W lutym, znów zaszły zmiany. Tym razem personalne. Stanisław Dylewski, który od listopada jest radnym w Radzie Miasta Ostrowi Mazowieckiej, przestał być opiekunem pracowni.

W Pracowni Rzeźby dzieci mogły za darmo m.in. rzeźbić, wypalać w drewnie, malować farbami,a nawet uczyć się, jak zrobić szalik przy pomocy krosna. Były pomysły i plany dotyczące przyszłości pracowni.

- Planujemy doposażyć pracownię, bo mamy trochę za mało sprzętu - tłumaczył kilka miesięcy temu Sebastian Szydlik. - Chcielibyśmy też poprawić warunki panujące w lokalu, ale ograniczeniem są fundusze, jakimi dysponujemy.

Z końcem 2010 roku wygasła umowa podpisana między prezesem stowarzyszenia a opiekunem pracowni. Nowej już nie podpisano. Mimo to zajęcia były prowadzone przez Stanisława Dylewskiego do końca lutego. Od marca zajęcia (tymczasowo) prowadzi Dorota Szydlik, sekretarz Stowarzyszenia Nadzieja i żona Sebastiana Szydlika.

- Jestem przybity tym co się stało - mówił Stanisław Dylewski. - Po prostu źle ulokowałem swoje zaufanie, swoje zdolności i umiejętności. Mam żal do siebie, że ślepo robiłem wszystko, aby tylko założyć tą pracownię. Pan Szydlik napisał obiecujący list intencyjny, a ja nawet nie zastanawiałem się, że on w tym liście zagarnia wszystko łącznie z prawem do posługiwania się nazwą pracowni. Nawet narzędzia, które pozyskałem ze spółdzielni mieszkaniowej, MDK, nadleśnictwa przejął pan Szydlik.

Stanisław Dylewski powiedział też, że o zmianach personalnych w Pracowni Rzeźby dowiedział się z internetu. Znalazł tam artykuł, który mówił o nowym opiekunie pracowni.

- Od tego się zaczęło - relacjonuje pan Stanisław. - Zapytałem kto to będzie, odpowiedział, że jego żona. Zapytałem też, dlaczego mnie tu już nie uwzględnia, skoro byłem pomysłodawcą, skoro tutaj się zawierzyłem. Powiedział, że stowarzyszenie jest w trudnej sytuacji finansowej.

Stanisław Dylewski mówi, że za swoją pracę otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 400 zł brutto miesięcznie. Ta praca to pełnienie funkcji opiekuna pracowni, pozyskiwanie środków finansowych i materiałów. Pracę z dziećmi traktował jako zajęcie społeczne. Dlatego, gdy usłyszał o trudnej sytuacji finansowej, napisał oświadczenie, w którym zadeklarował pracę społeczną. Nie otrzymał odpowiedzi, a gdy przyszedł do pracowni po kilku dniach, zauważył, że zamki w drzwiach zostały wymienione.

- Przyszedłem następnego dnia rano i zapytałem co się stało - tłumaczy Stanisław Dylewski. - Pan Szydlik powiedział, że umowa ze mną nie została przedłużona i już tu nie pracuję. To było w ferie. Wcześniej, w grudniu ze mną nie było żadnej rozmowy. Wiedziałem, że moja umowa była ważna do końca grudnia, ale nie dbałem o te sprawy. Dopiero 10 lutego zapytałem, co z umową i co dalej z pracownią.

Stanisław Dylewski nie odszedł od razu: poprowadził zajęcia do końca lutego. Ma tylko żal do prezesa stowarzyszenia, że nie wiedział nic o trudnej sytuacji finansowej.

- Myślę, że nie tak to powinno wyglądać. Nawet jeśli była trudna sytuacja, to powinno się o tym porozmawiać - kończy.

Sytuacja wygląda inaczej ze strony Sebastiana Szydlika.

- Nie byliśmy w stanie, jako organizacja sprostać wymaganiom finansowym pana Dylewskiego twierdzi prezes Stowarzyszenia Nadzieja. - A ponieważ pan Dylewski nie chciał pracować społecznie, rozeszliśmy się.

Zdaniem Sebastiana Szydlika deklaracja o pracy społecznej, którą napisał Dylewski, jest niewiarygodna.

- Jeśli chodzi o oferty pana Dylewskiego, to raz mówił tak, a za dwa dni mówił zupełnie coś innego - mówi Szydlik. - Praca społeczna absolutnie tego pana nie interesowała. Owszem, w pewnym momencie była taka sugestia pana Dylewskiego, że on mógłby poprowadzić kilka godzin zajęć społecznie, natomiast jednocześnie deklarując to rozsyłał gdzieś jakieś pisma. Nie chciał pracować społecznie, bo i nie pracował. Od początku naszej współpracy otrzymywał wynagrodzenie.

Według Sebastiana Szydlika o trudnej sytuacji finansowej stowarzyszenia była już mowa na początku roku, gdy wygasła umowa Stanisława Dylewskiego.

- Co prawda, już wcześniej wiedzieliśmy, że nie mamy pieniędzy na wypłatę dla pana Dylewskiego, ale ponieważ była podpisana umowa i nie chcieliśmy jej zrywać, wykładaliśmy swoje prywatne pieniądze na pokrycie kosztów. W momencie gdy skończyła się umowa, pan Dylewski nie dostawał już wynagrodzenia i zaczęły się problemy.

Więcej przeczytasz w dzisiejszym papierowym wydaniu Tygodnika w Ostrowi Mazowieckiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki