Historia urodzin Marinny Nalewajk zaczyna się w chwili, gdy babcia Zuzanna jedzie wyboistą drogą na Warszawę przez Pułtusk i czuje, że jeszcze trochę i urodzi. Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Jest rok 1920, trwa wojna bolszewicka, babcia służy jako woźnica podwody. Dlaczego wsiadła na wóz w takim stanie? Żeby pilnować koni i nie ujawnić miejsca pobytu męża. W końcu zmusiła Rosjan, żeby ją puścili z powrotem. Wracając, zatrzymuje się w Szygach niedaleko Różana i tam rodzi córkę.
- W domu prowadzono długie dyskusje na tematy patriotyczne i historyczne - mówi Irena Sasinowska, córka Marianny Nalewajk, rówieśniczki cudu nad Wisłą.
Dzisiaj Marianna żyje otoczona dziećmi (urodziła piątkę) i wnukami. Zdrowie jej dopisuje, nadal jest ciekawa świata i chętnie czyta gazety. Bez okularów! Tylko wspomnienia z przeszłości mieszają się z teraźniejszością. Mariannie to w ogóle nie przeszkadza. Jest pogodna i ze spokojem patrzy na swoją późną jesień życia.
Więcej w papierowym wydaniu TO 10 sierpnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?