Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznaj historię JBB! Tylko u nas rozmowa z Józefem Bałdygą, właścicielem zakładu

Fot. Archiwum
Józef Bałdyga, właściciel JBB.
Józef Bałdyga, właściciel JBB. Fot. Archiwum
Józef Bałdyga, właściciel firmy JBB Łyse. Żonaty, troje dzieci. Mieszka w Łysych. Nie lubi bywać. Unika rozgłosu, dziennikarzom trudno go spotkać i umówić się na rozmowę.

O Józefie Bałdydze mówi wójt Wiesław Kowalikowski

O Józefie Bałdydze mówi wójt Wiesław Kowalikowski

- Dla gminy i dla regionu Kurpiowszyzny jest nie do przecenienia. To jest diament w gminie, bez którego rozwój mikroregionu byłby niemożliwy. Pan Bałdyga jest człowiekiem stąd, tu się urodził, wychował. Jest z Łysymi związany emocjonalnie i rodzinnie. To człowiek niezwykle skromny, który pomaga bardzo wielu instytucjom i ludziom, nie tylko dając im pracę. Nie chce być na pierwszych stronach gazet. Ale takich pracodawców, jak właściciel JBB jest mało i jest to zdanie przeważającej części mieszkańców gminy. Ja natomiast jako gospodarz gminy uważam, że nasza współpraca z panem Bałdygą jest bardzo dobra. Staramy się mu pomagać według naszych możliwości. Na pewno jego pisma nie zalegają urzędniczych biurek a są natychmiast rozpatrywane. Wydając dla JBB decyzje np. o przekształceniu gruntów leśnych na przemysłowe staramy się tę skomplikowaną procedurę przeprowadzić maksymalnie szybko. Natomiast pan Bałdyga zawsze nas wysłuchuje, jeśli mamy prośby i udziela pomocy. Sponsoruje drużynę Tęcza JBB, która gra w A-klasie. Zawsze wspiera akcje czy uroczystości organizowane np. w szkołach przekazując swoje wyroby na poczęstunek dla uczniów i ich gości. JBB to jest promocja dla naszego regionu i trudno ją przecenić.

Czytaj także: Własny biznes pod znaną marką. Dołącz do programu "Czas Partnerstwa" JBB Bałdyga
Tę rozmowę z właścicielem JBB odbyliśmy w grudniu 2005 roku. Poznajcie historię jednych z najbardziej popularnych w Europie zakładów mięsnych.

- U mnie liczy się praca, praca, praca a nie paplanie. Nie lubię się chwalić, a lubię pracować - zapewnia Bałdyga. Choć ma się czym chwalić. JBB zatrudnia ponad 900 pracowników. To co wyprodukują, je cała Polska.
- JBB to jest diament w gminie. Dla Łysych i regionu Kurpiowszczyzny jest nie do przecenienia. Bez tej firmy rozwój naszego mikroregionu byłby niemożliwy - zapewnia Wiesław Kowalikowski, wójt gminy Łyse.
- Szef jest wszystkim. On nam ładuje akumulatory. Czasami pochwali, czasami rugnie, on nas goni do roboty. To jest nasz lider - mówi o Bałdydze technolog w JBB, Dariusz Mazur.

Jak JBB powstawała

- Kiedy kupiłem pogeesowską masarnię w Łysych, miałem 34 lata. W tej masarni uczyłem się zawodu. Potem byłem jej kierownikiem. W 1992 roku kupiłem ją za 300 tys. złotych, wziąłem kredyt. Były to wówczas duże pieniądze - wspomina Józef Bałdyga. Na pytanie o obecną wartość firmy, odpowiada, że nie oceniał. Ale nie ukrywa, że znalazłby miejsce wśród setki najbogatszych Polaków, gdyby wystartował w takim rankingu. Nie zamierza jednak tego robić.

Medale dają klienci

- Wszystko co obserwuję, cały ten świat, całą tę politykę, to wszystko to na fałszu idzie. Jeśli wyrób klienci kupują i ten wyrób dostaje medal, to rozumiem, ale jak siądzie pięć osób z komisji konkursowej i przyznaje medal za wyrób, to dla mnie nie jest to w porządku. Jeśli naszej mielonki tyrolskiej sprzedajemy codziennie 10 ton od pięciu lat, to ona powinna ten medal dostać, ale ja tych medali nie chcę - tłumaczy niechęć do brania udziału w konkursach i rankingach. Najlepszym wyróżnieniem dla wyrobów są ludzie, którzy chcą je kupować i jeść. JBB produkuje codziennie ponad 200 ton wędlin i pod tym względem, zdaniem właściciela, zajmuje pierwsze miejsce w Polsce.

Wszystko poukładane

"Żyj ze smakiem" to hasło reklamowe JBB.
- Wspólnie wymyśliliśmy to hasło, sami też opracowaliśmy logo. Nie wydajemy dużo pieniędzy na reklamę - mówi Bałdyga. Na pytanie, czy sam żyje ze smakiem, odpowiada, że oczywiście.
- Lubię sport, gram w tenisa ziemnego i stołowego. Mam kort przy domu. Po pracy, kiedy głowa jest zmęczona, taka gra pozwala odpocząć - zapewnia.

Bałdyga wygląda młodo. Jak na prawie pięćdziesięciolatka ma dobrą sylwetkę. Nie widać po nim zmęczenia, zagonienia. Jest spokojny, zrelaksowany. Sportowo ubrany, jak wszyscy pracownicy w biurze. Bez krawatów, marynarek i kostiumów.
- Nie jestem zmęczony, bo mam dobrze wszystko poukładane. Ale to układanie zajęło mi ponad dziesięć lat - mówi właściciel JBB. Mieszka w centrum Łysych. Jego dom się nie wyróżnia.
- Zamierzam budować dom, ale w przyszłości. Mam różne plany, o których nie powiem, ale zależy mi, by Łyse były ładną miejscowością.

Zarządzanie niczym w kuchni

JBB nie eksportuje swoich wyrobów, nie ma więc problemów z rosyjskimi restrykcjami. Na razie nie wchodzi też na rynki europejskie.
- Kiedyś przyjdzie to samo, naturalnie. Polska jest piękna i duża, jest komu sprzedawać nasze wyroby - mówi Bałdyga. W firmie pracuje 70 kierowców, codziennie w trasę wyrusza 50 firmowych samochodów - są ruchomą reklamą dla JBB. Zakład nie ma własnych sklepów firmowych, hurtowni, biur w kraju.

- Skupiamy się na zakładzie w Łysych, własne sklepy wprowadzałyby nam bałagan. A najważniejsza jest organizacja pracy - podkreśla Bałdyga. - Jak w kuchni w domu. Jedna kucharka się będzie motać po kuchni i płakać, że się napracowała a druga z uśmiechem zrobi to pięć razy szybciej. I u nas tak jest: każdy wie co ma robić. Cicho jest, spokój. Wszystko jest uporządkowane, na czas zrobione. Jak w firmie źle się dzieje, to byłby krzyk i chaos.

Bałdyga nie kończył studiów z zarządzania.
- Dobra organizacja pracy polega na tym, że są dobre wyniki. Dzisiaj pomagają mi w zarządzaniu firmą dwaj Leszkowie, Młynarczyk i Lenart. Dla zakładu bardzo ważni są ludzie. Największy kapitał to pracownicy, nie pieniądze. A ja mam rękę do ludzi.

Marka to pokolenia

JBB pracuje na markę dopiero 13 lat. Józef Bałdyga uważa, że to krótko.
- Na markę pracują pokolenia. Zakład musi rozwijać się naturalnie. Jak człowiek rośnie, to rosną mu ręce i nogi a nie tylko na przykład ręce. Bałdyga swoją filozofię zarządzania lubi wyjaśniać poprzez proste metafory.

Jasno tłumaczy finansowy sukces firmy.
- U mnie na produkcję ponad 200 ton wędlin dziennie, według standardów stosowanych w innych zakładach mięsnych, powinno pracować 2700 osób. Ale ja mam najnowocześniejsze maszyny. Przecież pracownik wciskający guzik maszyny wykonuje taką samą pracę, jeśli to wciśnięcie uruchamia produkcję tony czy ośmiu ton produktu, a ja mam taką maszynę co robi osiem ton. Mamy na przykład amerykańskie noże do mięsa, które sprawiają, że jeden pracownik w tym samym czasie wykonuje nim taką pracę co dwudziestu nożami tradycyjnymi. Inwestuję duże pieniądze w maszyny. Są one robione przez firmy specjalnie dla nas. Natomiast, gdybym nie miał tak zautomatyzowanej produkcji, nie osiągnąłbym takiej rentowności, bo ludziom trzeba płacić ZUS, pobory. A to dużo kosztuje. W tym roku obliczam, że zakład będzie miał 50 mln zysku brutto i te pieniądze pójdą na inwestycje. Budujemy oczyszczalnię, hydrofornię, nowe hale produkcyjne. Mamy plany, o których nie powiem, ale za pięć lat może tu pracować około 2000 osób.
Józef Bałdyga z głową pełną pomysłów, bo uczestniczy zarówno w opracowywaniu nowych receptur, jak i projektowaniu nowych budynków zakładu, sprawia wrażenie osoby zachowującej dystans do rzeczywistości: - W życiu przychodzi ta sekunda i wszystko odwraca się - mówi.

Marka JBB ma swojego następcę. Daniel Bałdyga, jak twierdzi ojciec, odziedziczył po nim talent.
- Jeszcze nie wiadomo, jak to będzie - mówi Daniel. Wygląda na to, że odziedziczył po ojcu nie tylko talent, ale i skromność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki