(fot. Fot. B. Bębenkowska)
Sytuacja wyglądała bardzo groźnie.
- Byłam w domu, syn pracował przy kombajnie tuż przy oborze. To on zauważył, że zaprószył się ogień. Ale my z domu również szybko to zauważyliśmy i zawiadomiliśmy straż- opowiada ze łzami w oczach Krystyna Smolińska.
Do ugaszenia pożaru, który wybuchł 23 lipca około godziny 13.00 w Ostrowych Kokaczach przyjechało sześć jednostek straży pożarnej.
Obora znajduje się tuż przy domu państwa Smolińskich, więc istniała obawa, że ogień może dosięgnąć także innych zabudowań, ale przede wszystkim- żywcem spalić zwierzęta.
- Najpierw poczułam dym, ale robią nam asfalt na drodze, więc pomyślałam, że to od tego taka woń, dopiero po chwili zauważyłam, że pali się u sąsiadów obora, natychmiast przybiegłam- mówi zatroskana sąsiadka.
Na szczęście ani mieszkańcom, ani zwierzętom nic się nie stało. Strażacy gasili ogień, natomiast państwo Smolińscy i sąsiedzi zastanawiali się co zrobić, aby zabezpieczyć zwierzęta, a także resztę dobytku. Właściciele zdecydowali o natychmiastowej sprzedaży 800- kilogramowego bydła.
-Po co mają stać i wdychać dym, skoro można je od razu sprzedać. I tak mieliśmy to zrobić- wyjaśnia pani Krystyna i cieszy się, że nikomu z jej bliskich nic się nie stało.
Do gaszenia obory przyjechała straż z PSP Przasnysz, dwie jednostki OSP z Krzynowłogi Małej, OSP Mchowo, OSP Kaki Mroczki i OSP Romany Sebory. Cały dzień trwało dogaszanie siana i słomy. Spaliło się poddasze o powierzchni 14 na 12 metrów kw.
Prawdopodobną przyczyną pożaru była iskra z tłumika kombajnu zbożowego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?