MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powrót do Edenu?

Mieczysław Bubrzycki
Odróżniają się od innych mieszkańców Przedświtu. Nie im jednym nie przelewa się, ale ich bieda jest inna - ostatnio kolorowa, co widać już przy wejściu na podwórko. Niedawno któregoś z sąsiadów tak zeźliły te ich dziwactwa, że... narobił na kolorowy pniak przy bramie, na którym zwykły siadać dzieciaki.

Stanisław Kajuk pochodzi z Przedświtu, wsi w gminie Wąsewo. Ukończył technikum mechaniczne, maturę zdawał w roku 1976 w ostrowskim Rubinku, był w klasie V b. Potem poszedł do wojska. W jakiś czas po odsłużeniu wojska zamieszkał w hotelu robotniczym w podwarszawskim Ursusie. W kilka lat później na warszawskiej Starówce poznał swoją przyszłą żonę, która pochodzi z Opolszczyzny. Wzięli cichy ślub i zamieszkali w Prudniku, gdzie Mariola Kajuk odziedziczyła mieszkanie w kamienicy po rodzicach.
Stanisława Kajuka jednak ciągnęło wciąż na wieś. Chciał mieć swoje podwórko.
- Ja muszę czuć się swobodnie, lubię mieć przestrzeń wokół siebie - mówi.
Powrócił z rodziną do Przedświtu ponad dwa lata temu. Zamieszkali w drewnianym domu z ojcem i bratem. Matka Kajuka zginęła potrącona przez samochód.
Niestety, ciągłe nieporozumienia spowodowały, że niebawem wyprowadzili się do budynku gospodarczego w podwórku, tzw. letniej kuchni, gdzie zamieszkali w pięcioro na dwunastu metrach kwadratowych. Jedyny pokój - sypialnię - urządzili w miejscu, gdzie kiedyś stał koń.
Kajukowie mają troje dzieci. Najstarszy syn liczy 12 lat, a córki 5 i 3 lata. Żyją z niedużych poborów Stanisława, który pracuje w niedalekim tartaku. Bieda daje im się mocno we znaki, co widać gołym okiem, ale chyba gorsze od niej jest

poczucie wyobcowania.

- Spotyka nas dyskryminacja - twierdzi Mariola Kajuk. - Tu wielu ludzi pije, a nam to przeszkadza. Dla mnie pijak to jest wróg. Chcemy, żeby nasze dzieci miały spokój.
- Widzę, że przede wszystkim moja żona jest nieakceptowana - mówi Stanisław Kajuk. - Ona na to nie zasługuje. Jeśli ją spotykają przykrości, to dotykają one także nasze dzieci. Od tych przykrości nie ma siniaków, ale to bardziej boli niż siniaki.
Skutkiem niezgody na otoczenie był desperacki wyjazd Marioli Kajuk i jej trojga dzieci do domu samotnej matki. Nie była w stanie wytrzymać w czterech zimnych ścianach bez żadnego wyposażenia. Była tam ponad pół roku, wróciła wiosną. Znów stara się odnaleźć w Przedświcie.
- Czujemy ze strony rodziny i innych ludzi obojętność, a nawet wrogość - mówi Stanisław Kajuk. - Nie jestem z nikim skłócony, ale ja to czuję, że nie jesteśmy akceptowani. To są moje strony, ale widocznie ludzie przez te lata się zmienili. Kiedyś byli bardziej otwarci i życzliwi.
Przypadkiem trafiamy na przejaw tej nieżyczliwości. W ostatnich miesiącach Stanisław Kajuk, który ma

talenty plastyczne,

poustawiał na podwórku różne eksponaty, które mają przede wszystkim cieszyć dzieci. Bramy strzegą strzeliste rzeźby wielobarwnego krasnala i pajacyka, a także rzeźbione głowy kobiety i mężczyzny, natomiast tuż przy drodze stoi kolorowy pniak, na który zeszłej nocy ktoś po chamsku narobił. Stanisław Kajuk powiadomił policję.
- To nie jest jakieś wielkie przestępstwo, tylko duża przykrość - mówi Stanisław Kajuk.
Na interwencję przyjechał osobiście komendant policji z Wąsewa, który nie wytropił sprawców, ale przeprowadził rozmowy ostrzegawcze z osobami podejrzanymi.
Długo można by pisać o różnych przejawach niezrozumienia ze strony najbliższych i sąsiadów, choć są także osoby, które nie tylko nie dokuczają, ale wręcz pomagają Kajukom. Jak mówi Mariola Kajuk, najhojniejszy jest jej daleki kuzyn, który - choć ma skromną rentę - przysyła z Zielonej Góry od czasu do czasu kilkaset złotych. Ostatnio wspomógł ich pod koniec wakacji, w sam raz przydało się na książki i zeszyty dla 12-letniego Adriana.
Nie dają się biedzie. Gdy były jagody, zbierali je codziennie. Czasami zarobili nawet 30 zł za jeden dzień.
- Na pewno nie pójdę kraść - mówi Mariola Kajuk. - Już wolę żebrać.
Stanisław Kajuk

napisał list do redakcji z prośbą o pomoc.

"Może poprzez waszą redakcję znajdą się osoby, które zechcą udzielić pomocy materialnej i dobrej rady, a może mają jakieś ciekawe pomysły?" - pisze.
Stanisław Kajuk ładnie rzeźbi - zarówno w drewnie, jak i w kamieniu, np. w piaskowcu. Wcześniej malował obrazy. Zaczął, gdy pracował w zakładach Ursus. Był w kole plastycznym, wyjeżdżali na plenery, np. do Ustki.
- To wciągnęło mnie jak narkotyk - wyznaje. - Nie potrafię i nie lubię chwalić tego, co namalowałem czy wyrzeźbiłem. Zresztą najczęściej te moje dzieła są inspirowane. Na przykład, do wykonania figury, która stoi przy bramie, zainspirowało mnie malarstwo Tadeusza Makowskiego (jeden z najwybitniejszych malarzy XX w., słynne są jego obrazy przedstawiające sceny z życia dzieci - przyp. red.).
Opiekunka koła namawiała go, żeby zaocznie studiował sztukę w Toruniu, ale nie zdecydował się, bo miał już 35 lat.
Rzeźbić zaczął później - za namową żony. Gdy mieszkali w Prudniku, jego prace były wystawiane w muzeum. Gdy mieszkali na Opolszczyźnie, wiele prac sprzedali. Tutaj - jak na razie - prawie nikt się tym nie interesuje. Owszem, parę osób oglądało te rzeźby, ale nikt nie zdecydował się na kupno.
- Teraz potrzebne nam są pieniądze albo jakieś materiały budowlane na ocieplenie tego naszego domu - mówi Mariola Kajuk. - Może znajdzie się ktoś, kto nam pomoże? Czasami ktoś ma jakieś odpady, które mu zbywają, a nam się mogą przydać. Niestety, ja tu nie mam żadnych znajomych i naprawdę nie wiem z kim rozmawiać.
- Ja nie widzę wszystkiego przez pryzmat pieniędzy - zapewnia Stanisław Kajuk. - Jeśli ktoś chciałby wziąć jakąś moją rzeźbę, proszę bardzo. Nie ukrywam jednak, że gdyby była jakaś praca, mógłbym pracować nawet na drugi etat.
- Mogłabym pracować chałupniczo, bo dzieci są jeszcze za małe - zapewnia Mariola Kajuk. - Mam już doświadczenie w tej dziedzinie.
Prawdziwe pragnienie Stanisław Kajuk zawiera w słowach, które wypowiada jakby od niechcenia:
- Chciałbym

wyjść z tego kręgu.

Tu się urodziłem i tu chciałbym żyć.
Na tyłach skromnego domu Stanisław Kajuk urządził sobie i rodzinie azyl. Odgrodził się niewysokim płotkiem od sąsiedniej działki, postawił okrągły stolik i jakieś stare fotele. Od tyłu ich azyl zamyka stylizowana ściana domu wykonana z desek, z małym okienkiem na środku. U góry płaskorzeźba twarzy nieżyjącego brata i napis "Eden".
Stanisław Kajuk ma nadzieję, że przyjdzie czas, kiedy ich niełatwa sytuacja ulegnie poprawie. Nie poddaje się. Marzy mu się na przykład takie muzeum starych przedmiotów użytkowych, których tyle wala się po strychach. Chce także sięgnąć do korzeni, myśli o zdobyciu jak największej ilości informacji na temat historii tych ziem.
- Może życie sąsiadów i nasze to dwa różne światy? - zastanawia się. - A przecież życie to nieskończona powieść, którą każdy pisze i nie wiadomo, kiedy ją skończy. Pozwólmy, aby każdy z nas tę swoją powieść pisał.
*
Rodzina Kajuków czeka na pomoc. Może wśród naszych czytelników znajdą się osoby, które im pomogą. Potrzebne im są materiały budowlane, ale także pomoc materialna. Może ktoś zainteresuje się rzeźbami Stanisława Kajuka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki