Szymon był wtedy w wojsku. Tydzień temu opuścił jednostkę z dyplomem uznania za wzorową obywatelską postawę. "Obywatelska postawa, jaką wykazał się starszy szeregowy Szymon Wierzchoń, godna jest naśladowania i rozpropagowania wśród mieszkańców Wyszkowa" - napisano w dyplomie uznania dla Szymona Wierzchonia, który kilka dni temu wpłynął do Urzędu Miejskiego z 1 Dywizjonu Szwoleżerów Marszałka J. Piłsudskiego w Leźnicy Wielkiej koło Łęczycy.
Szymon Wierzchoń, dwudziestojednoletni wyszkowianin, mieszka wraz z rodzicami i czwórką rodzeństwa na osiedlu Polonez. Zaledwie kilka dni temu wrócił z jednostki wojskowej po odsłużeniu służby i stopniowo wraca do dawnego życia, rozpoczynając od szukania pracy. - Nic takiego nie zrobiłem. Nie ma o co robić takiego szumu, każdy na moim miejscu zrobiłby tak samo - tłumaczy Szymon mocno zakłopotany tym wyjątkowym zainteresowaniem mediów. Wolałby, żeby nie było tych dowodów uznania i pochwał, bo bardzo go to krępuje.
To był po prostu impuls
- Nie zrobiłem tego dla pochwał czy dla dyplomów, to po prostu był impuls, żadne tam bohaterstwo, zwyczajnie pomogliśmy z kolegą człowiekowi, który akurat potrzebował pomocy. Każdy zrobiłby to samo - powtarza chłopak. - Przede wszystkim to nie tylko moja zasługa i jeśli uratowaliśmy tego taksówkarza, to obaj z kolegą, także z Wyszkowa, Jarkiem Górakiem. To było dwunastego grudnia ubiegłego roku. Pojechaliśmy z Jarkiem do koleżanek do Warszawy. Koło północy wyszliśmy z ich mieszkania na pobliski przystanek, żeby sprawdzić, o której mamy autobus, gdy nagle przed nami zahamował samochód, drzwi się uchyliły i kierowca rozpaczliwie wołał pomocy - opowiada Szymon. - Widzieliśmy, że w tym samochodzie dzieje się coś złego, ktoś z tylnego siedzenia tak kopał w siedzenie kierowcy i szarpał, że kierowca uderzał głową w kierownicę. Gdy się wychylił, zobaczyliśmy, że krwawi. Wołał pomocy. Nie zastanawiając się podbiegliśmy tam, obezwładniliśmy sprawcę. Nie było z tym zresztą wielkiego problemu, bo był pijany. Wyciągnęliśmy go z samochodu. Kierowca taksówki wezwał policję i innych taksówkarzy. Po chwili byli na miejscu. Podaliśmy policji swoje nazwiska, gdyby ten taksówkarz potrzebował świadków - opowiada dalej Szymon. Nie widzieli się z tym taksówkarzem od feralnej nocy. Otrzymali od niego natomiast podziękowania. Trafiły do kroniki jednostki wojskowej. Nie wiedzą nic o dalszych losach tej sprawy. Świadkowie na razie nie byli potrzebni.
Urlop w nagrodę
Dumny z Szymka dowódca nagrodził go pięciodniowym urlopem oraz specjalnym dyplomem uznania. - Dowódca był ze mnie dumny. Z tego co wiem, to pierwszy w dziesięcioletniej historii jednostki taki dyplom, ale nie myślałem, że jednostka będzie informować o tym naszego burmistrza - mówi Szymek. Widać, że chłopak nie lubi rozgłosu. Nie chce, aby go fotografować. Bardzo dumni z Szymka są rodzice. - On zawsze taki był. Odważny, konsekwentny, życzliwy ludziom. Ale jednocześnie bardzo nie lubi, żeby go chwalić - zdradza mama Szymka. - To wszystko trwało kilka minut, nie ma o czym mówić. Nawet nie myślałem, że z tego taka sprawa będzie - dyplomy, wywiady. Przyznam, że wolę zdecydowanie życie w cieniu. - Zrobiłem swoje i już. Nawet nie zastanawialiśmy się w tamtej chwili, czy ten napastnik jest uzbrojony, czy coś nam grozi. Zadziałaliśmy instynktownie. Zdaniem Szymka to wcale nie jest tak, że panuje znieczulica i ludzie pozostają obojętni na swoje nieszczęścia i zagrożenia. - Wydaje mi się, że tylko pojedyncze byłyby przypadki ludzi, którzy widząc taką sytuację, że ktoś jest napadnięty i wzywa pomocy, odwróciliby się plecami. I nie trzeba do tego specjalnej odwagi - uważa. - Dla rodziców to wielka duma, choć my oczywiście mieliśmy wiele powodów do dumy i zadowolenia z syna, to ta sytuacja wyjątkowo świadczy o jego szlachetności i odwadze. Nam, rodzicom, daje poczucie wielkiej satysfakcji, że dobrze wychowaliśmy swoje dziecko - mówi mama Szymka.
Od dziecka chciał być żołnierzem
Szymek, wbrew obecnej modzie, poszedł do wojska na ochotnika, trzy miesiące po maturze zdanej w Technikum Drzewnym. Gdy inni martwili się, czy uda się im zdać egzamin dojrzałości, on powtarzał mamie, żeby się na zapas nie martwiła i zabiegał, żeby trafić do elitarnej jednostki wojskowej w Leźnicy. Udało mu się. Mimo początkowych planów pozostania w wojsku, ostatecznie po rocznej, obowiązkowej służbie powrócił do domu. - Zobaczyłem w praktyce, co znaczy być zawodowym żołnierzem i mam wątpliwości, czy to byłoby dla mnie najlepsze wyjście. Dlatego, mimo propozycji pozostania w wojsku, wróciłem, co oczywiście nie oznacza definitywnego zamknięcia sobie furtki do szkoły podoficerskiej. Zobaczymy, na razie muszę się zastanowić, znaleźć jakąś pracę. Dopiero kilka dni temu wróciłem do domu - mówi Szymon. Jednostkę opuszczał i z radością powrotu do najbliższych, i ze smutkiem, bo zżył się z żołnierską bracią. - To jest bardzo wyjątkowa jednostka, panuje tam bardzo sympatyczna atmosfera, żadnej fali, żadnego ubliżania młodszym żołnierzom. Naprawdę mile wspominam spędzony tam rok - twierdzi Szymek. Jego mamie żal trochę, że syn nie pozostał w wojsku, bo chciała, aby tak jak od dziecka marzył, został żołnierzem. - Ale niech wybierze to, co uzna za najlepsze - mówi. A Szymek nadal pozostaje wierny swoim militarnym zainteresowaniom, ale poza tym, jak każdy młody chłopak, interesuje się sportem, lubi spotkania z przyjaciółmi. - Teraz całą energię skupiam na szukaniu pracy. Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów na przyszłość, wciąż szukam swojej drogi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?