Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podpalacz jest wśród nas

Anna Suchcicka
Jarosław Szempliński w miejscu, gdzie przed spaleniem stała sterta słomy.
Jarosław Szempliński w miejscu, gdzie przed spaleniem stała sterta słomy. A. Suchcicka
- Co pies zaszczeka, samochód przejedzie, wybiegam i patrzę, czy nic się nie pali - opowiada Teresa Szemplińska ze wsi Chmielewo Wielkie . - Może już zaczął się palić dom, może obora, a może wszystko.

Szemplińscy zaczęli gospodarzyć w Chmielewie (gmina Krzynowłoga Mała) zaledwie osiem lat temu. Wszystko, co mieli i co pożyczyli, zainwestowali w ziemię i maszyny rolnicze. Kredyty spłacają do dziś. I do dziś dziadkowie, rodzice i dzieci mieszkają w dwupokojowej drewnianej chatce.
- Zaczynaliśmy wszystko od początku i nadal nam dużo brakuje, ale jest jak jest - mówi syn Teresy Jarosław Szempliński. Ale brak solidnego domu to nie jedyne zmartwienie tej rodziny. Dużo gorsze są płonące stogi i strach, że ogień lada chwila może wybuchnąć, tak jak płonął przed dwoma laty, rokiem i 10 marca tego roku. Mieszkańcy Chmielewa (w gminie Krzynowloga Mała) domyślają się, kto odpowiada za te nieszczęścia, ale nie wiedzą, jak to udowodnić policji, bo przecież za rękę nie złapali.
Mówią, że podpalaczem jest jeden z nich - ten najbardziej kłótliwy i agresywny. Kłopoty Szemplińskich zaczęły się właśnie od sąsiedzkiej kłótni o drogę między polami. - Sąsiad nawet wezwał policję - wspomina Szempliński. - Ale policja stwierdziła, że według słupków geodezyjnych wszystko jest w porządku, a jeżeli mamy wątpliwości to należy nająć geodetę. Ja się zgodziłem, ale on krzyczał, że ja tego geodetę przekupię. Sam z kolei wynająć nie chciał, bo twierdził, że nie ma pieniędzy. I tak sprawa została.
Zaraz potem nastąpiło pierwsze podpalenie sterty słomy. Szemplińscy stracili cały zapas słomy na zimę. Trochę pomogli sąsiedzi, trochę zwieźli słomy ze świata i jakoś było. Już wtedy ludzie ze wsi wskazywali podpalacza, ale Szemplińscy nie chcieli nikogo obwiniać. - Byliśmy dalecy od posądzania kogokolwiek. Myśleliśmy a może jakieś dzieci, może jakiś bezdomny szedł i do sterty się przytulił, przecież różnie to może być.
Wiosną ubiegłego roku, wraz z wyjazdem rolniczego sprzętu na drogi, kłótnie o drogę powróciły. Młodego Szemplińskiego zastanowiło rzucone przez sąsiada w złości zdanie. ?Raz już cię załatwiłem, spaliłem cię a tobie jeszcze mało? cytuje Szempliński. Inni też słyszeli podobne słowa z ust zadziornego chmielewiaka - ilekroć ten się napił.
Kolejne podpalenie miało miejsce w styczniu; tym razem spłonął zbiornik na mleko. - A dzień wcześniej sąsiad krzyczał, że jakiś pies wypił mu pięć litrów mleka - kojarzy fakty Jarosław Szempliński. - Prawdopodobnie doszedł do wniosku, ze był to nasz pies. Nanosił więc słomy, oblał ją ropą i podpalił.

Tomasz Łysiak, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Przasnyszu:

Tomasz Łysiak, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Przasnyszu:

Trwa postępowanie, policjanci mają podejrzanego, ale formalnych zarzutów na razie nikomu nie przedstawiono. Nieoficjalnie wiem, że podejrzenia policjantów pokrywają się z podejrzeniami mieszkańców wsi. Ale nie jest to do końca udowodnione. Kara zależy od kwalifikacji czynów, czy będzie to zwykłe podpalenie, czy sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa. Na razie prowadzone jest postępowanie w ramach artykułu kodeksu karnego dotyczącego uszkodzenia rzeczy przez podpalenie. Kara za taki czyn to pozbawienie wolności od trzech miesięcy do lat pięciu. Równocześnie prowadzone jest postępowanie odnośnie składania gróźb karalnych, za co karą jest pozbawienie wolności do lat trzech. Policyjne postępowanie nadzoruje prokuratura przasnyska.

Policja wszczęła dochodzenie i trochę się uspokoiło. Wiosną br. sprawa została jednak umorzona. Wraz z umorzeniem do Szemplińskich zaczęły nadchodzić pogróżki. 10 marca Szemplińska odebrała telefon i usłyszała: - Żarty się skończyły, dziś podpalę wam chałupę i oborę.
W tym samym dniu telefon z pogróżkami odebrała przyszła teściowa Szemplińskiego. - Szempliński musi zginąć, a jeżeli pozwolisz wyjść swojej córce za niego za mąż, to zginą oboje. Jak nie przed ślubem, to na pewno zrobię to w dzień ślubu. Wszystko zniszczę, podpaliłem już zbiornik, podpalę teraz dom i oborę. A jak pani nie posłucha to i z panią zrobię porządek - płynął głos z słuchawki.
Kolejnych telefonicznych pogróżek wysłuchała narzeczona Jarosława. Ale właściciel głosu chyba zapomniał, że w telefonach komórkowych można odczytać numer telefonów przychodzących. Tak właśnie było w tym przypadku. Dzięki temu udało się ustalić nazwisko abonenta. Okazało się, że ten, kto sypał pogróżkami musiał dzwonić z posesji swarliwego chmielewiaka.
Jeszcze tego samego wieczoru płonęła kolejna sterta słomy. - A tamten pierwszy był przy pożarze i pierwszy krzyczał, że zadzwonił na straż - mówi Jarosław - ale nie zrobił tego, bo w chwilę później to sprawdziliśmy.
- Do ostatniego podpalenia nie chcieliśmy na nikogo rzucać oskarżeń, bo człowiek jest wierzący i jak by tak mnie oskarżano, a nie byłoby to prawda, to by bolało. Miałam nadzieję, że coś się odmieni, modliłam się, żeby go Duch Święty oświecił. Teraz widzę, że na nic to - mówi Teresa Szemplińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki