Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piją i jeżdżą, kary się nie boją

anek
Mimo że od dwóch lat obowiązują surowe kary dla pijanych kierowców, wciąż na drogach pojawiają się jeżdżący na dwóch gazach. Skutki jazdy po pijanemu mogą na zawsze zmienić życie, zniszczyć karierę, osłabić rodzinne więzy. Przekonał się o tym Wiesław, który osiem lat temu jadąc pod wpływem alkoholu spowodował śmiertelny wypadek.

Zdarzało mu się wsiadać za kierownicę po pijaku. Tamtego dnia też był po lufie. Wziął do samochodu swojego synka i jego kolegę, syna sąsiadów. Zderzyli się z jadącym z przeciwka maluchem. Dzieciom nic się nie stało, jemu samemu również. Na miejscu zginął kierowca malucha. Tragedia, która wydarzyła się ponad osiem lat temu, nadal ciąży nad życiem pana Wiesława. Odsiedział już swoje - ponad rok. - Kara więzienia to jednak tylko część kary, którą ponosić będę przez całe życie, spotykając na ulicy żonę, dzieci człowieka, do śmierci którego się przyczyniłem. Albo którego zabiłem, bo dla wielu ludzi to jest jednoznaczne - mówi Wiesław. Kierowcy, którzy siadają za kierownicą po pijanemu, w ciągu jednego tylko roku powodują w Polsce ponad 11 tysięcy wypadków, w których około 10 tysięcy osób zostaje rannych, a 1300 ponosi śmierć.

Tatusiu, nie jedź!

Prawo o pijanych kierowcach

Zgodnie z artykułem 178 kodeksu karnego dotyczącym prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości lub pod wypływem środka odurzającego, ktoś kto prowadzi pojazd mechaniczny w ruchu pod wpływem takiego środka, podlega grzywnie, karze ograniczenia lub pozbawienia wolności do dwóch lat. Tymczasem artykuł 177 kodeksu karnego mówi o tym, że ktoś, kto choćby nieumyślnie, naruszając zasady bezpieczeństwa drogowego spowoduje wypadek, w którym inna osoba poniosła lekkie obrażenia ciała, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Jeśli jednak następstwem wypadku jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek jej zdrowia, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy, do ośmiu lat. Dodatkowo, jeśli sprawca spowodował wypadek znajdując się w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, albo też zbiegł z miejsca wypadku, sąd orzeka karę pozbawienia wolności przewidzianą za przypisane sprawcy przestępstwo w wysokości od dolnej granicy ustawowego zagrożenia zwiększonego o połowę do górnej granicy tego zagrożenia zwiększonego o połowę. W takim wypadku sąd może również podać wyrok do publicznej wiadomości. W rozumieniu kodeksu karnego stan nietrzeźwości zachodzi wtedy, gdy zawartość alkoholu we krwi przekracza 0,5 promila alkoholu.

Tamten wypadek sprzed ośmiu lat wstrząsnął całą wsią. Przez jakiś czas każdy, komu zdarzało się wcześniej siadać za kierownicą na rauszu, powstrzymywał się od jazdy po alkoholu. Ale tylko przez jakiś czas, bo potem wszystko wróciło do normy, kiedy to po omłotach czy imieninach znajomego wsiadało się za kierownicę, bo to przecież tylko kawałeczek do przejechania. Wiesiek też miał tylko kawałeczek do przejechania. - Tamtego dnia nie zapomnę chyba do końca życia. To był piątek, po południu wróciłem z pracy, po kielichu, bo trafiła się fucha i klient postawił pół litra. Żona była w pracy - wtedy pracowała w sklepie w Wyszkowie. Nosiło mnie trochę, wystawiłem samochód, żeby go umyć, bo na drugi dzień mieliśmy jechać na ślub kuzynki. Mój ośmioletni synek kręcił się koło mnie z kolegą, chcieli pomagać. Zobaczyłem, że mi się żarówka w prawym świetle spaliła, zawołałem chłopaków: "chodźcie, pojedziemy po żarówkę na stację benzynową, po lodzie wam kupię". Bartek, mój synek, spojrzał tak dziwnie i mówi: "tatusiu, nie jedź". Nie posłuchałem. Wsadziłem chłopaków do samochodu i pojechałem po tę żarówkę. Do stacji benzynowej był kawałek, pięć minut drogi, mogłem nawet jechać rowerem, ale nawet do głowy mi wtedy nie przyszło, że po pijaku jechać niebezpiecznie - przyznaje z przerażającą wręcz szczerością Wiesiek. Ujechał może ze dwa kilometry. Na łuku drogi stary polonez Wiesława zderzył się czołowo z maluchem jadącym z przeciwka. - Nie wiem, nie mam pojęcia, nie pamiętam, jak to było. Policja ustaliła, że nagle zjechałem na przeciwny pas prosto w malucha. Ja nie wiem, jak do tego doszło. Pamiętam dopiero trzask, szarpnięcie i krzyk dzieci, okropny krzyk dzieci. Byłem pewien, że ich pozabijałem. Wyleciałem z samochodu i poleciałem w pola. Nie chciałem uciekać, chciałem się zabić. Ale mogło to wyglądać jak ucieczka. Ludzie mnie złapali, wezwali policję. Jakiś cud chyba sprawił, że chłopakom nic się nie stało. Ale zginął kierowca malucha. Wolałbym to ja zginąć zamiast niego - mówi Wiesław. Zdarzało mu się już wcześniej jeździć po alkoholu. Jakoś tak wychodziło. Zresztą po wsi, co by się mogło wydarzyć… - Byłem święcie przekonany, że nawet po alkoholu kontroluję wszystko i mogę spokojnie prowadzić. Przecież tyle lat jeździłem. A jednak okazało się, że nie kontroluję niczego. Nie wiem, jak to się stało, że zjechałem ze swojego pasa. Ale zabiłem człowieka.

Niejednemu prawko zabrali…

Na wsiach jeżdżenie na dwóch gazach nie jest niczym specjalnie wyjątkowym. Po wsi można, byleby się do Wyszkowa nie wybrać, bo tam już stoją. - Szczerze powiem, człowiek się wcale nie obawiał, że po kielichu komu krzywdę zrobi, tylko że prawo jazdy zabiorą i grzywnę trzeba będzie płacić. Pani kiedyś spojrzy na wsi pod sklepem, piwo wypiją, siadają za kierownicę i wracają do domu. Teraz to i tak się bardziej boją, ale jeszcze kilka lat temu to była normalka - opowiada pan Wiesiek. - Ja teraz, po tylu latach, ciągle się zastanawiam, jak mogłem zabrać do samochodu swojego syna i jeszcze drugie dziecko, gdy byłem po wódce. Nie wiem, gdzie miałem wtedy rozum. Trudno mi żyć z tym, że zabiłem człowieka, ale dziękuję Bogu, że nie swojego syna. Tego chyba bym nie przeżył - przyznaje. Żona długo nie mogła mu wybaczyć, że tak naraził życie ich dziecka. Straciła do niego zaufanie, małżeństwo omal się nie rozpadło. - Wiem, jak trudno było mojej żonie patrzeć ludziom w oczy. Chociaż ona nic złego nie zrobiła. To ja zabiłem tamtego człowieka - mówi Wiesiek, nerwowo splatając palce. - Przez moją głupotę zginął niewinny człowiek jadący do pracy. Znałem go z widzenia, mieszkał na drugiej wsi. Osierocił dwójkę dzieci. Do tej pory nie potrafię jego żonie spojrzeć w oczy. Byłem na jego grobie, często tam zachodzę. Chciałbym prosić jego żonę, żeby mi wybaczyła, może byłoby mi trochę lżej, bo chociaż minęło już ponad osiem lat, ja nie mogę spokojnie z tym spać. Już nigdy nie będę mógł spokojnie spać. Od tamtego tragicznego wydarzenia nie pije alkoholu, rzadko siada za kierownicę. Najstarszy syn ma już prawo jazdy i to on wozi ojca. - Dla mnie to nie ta kara nałożona przez sąd była najgorsza. Najgorzej jest patrzeć na żonę i dzieci człowieka, którego zabiłem. Spotkałem ją kilka razy, czekałem, że może mnie wyzwie, uderzy, że będzie miała pretensje. Ona nic nie mówi i to jest jeszcze gorsze - twierdzi Wiesław. - Teraz już ludzie zapomnieli, ale mnie i tak się ciągle wydaje, że za moimi plecami gadają. Najgorzej gadali ci, którzy sami też czasem po wódce jeździli. Oni po prostu mieli więcej szczęścia i najwyżej stracili prawo jazdy.

Nie boją się kar?

Nie ma tygodnia, żeby wyszkowska policja nie zatrzymała kilku czy kilkunastu pijanych kierowców. Od początku tego roku, łącznie z rowerzystami, zebrało się ich prawie czterystu. A ilu nie udało się złapać? - Nas także martwi, że z roku na rok liczba pijanych kierowców nie maleje, szczególnie zatrważający jest wzrost liczby zatrzymywanych pijanych rowerzystów - mówi oficer prasowa komendy powiatowej Anna Jaworska. - Szczególnie teraz, jesienią, stanowią problem jadąc na dwóch gazach, albo co gorsza, leżąc na poboczu czy wprost na drodze. Pijani kierowcy to nie tylko mężczyźni. 5-10 proc. zatrzymywanych kierujących pod wpływem alkoholu to kobiety. - I czasem miewają nawet dwa promile alkoholu we krwi - mówi Anna Jaworska. Z jej doświadczenia wynika, że po pijanemu za kierownicę siadają ludzie niezależnie od wieku, wykształcenia czy zawodu. Wieloletnia, emerytowana już ławniczka nieistniejącego już dziś kolegium do spraw wykroczeń z pijanymi kierowcami stykała się przez kilkadziesiąt lat pracy. - Czasem byli to ludzie, że aż wstyd, że dopuścili się takiego wykroczenia - nauczyciele, urzędnicy, lekarze. Bywały bardzo młode dziewczyny, które wypadały wprost na ręce zatrzymujących prowadzony przez nie pojazd policjantów, tak były upite. I zawodowi kierowcy, dla których przecież jazda to praca i brak prawa jazdy oznacza brak pracy. A mimo to pili i jeździli - opowiada. Ci ostatni nigdy nie wchodzili w dyskusje podczas posiedzeń, wykazywali wielką skruchę i prosili o łagodny wymiar kary. - Czasem nie mogłam wysiedzieć spokojnie, słuchając tłumaczeń ludzi i tyle lat zastanawiałam się, jak dorosły, niegłupi człowiek może siadać za kierownicą po pijaku. Nie należałam do bardzo surowych ławników, ale w wypadkach pijanych kierowców byłam bezwzględna, nie chciałabym, aby któryś z nich skrzywdził kiedyś kogoś z mojej rodziny, albo kogokolwiek - tłumaczy ławniczka. Jej zdaniem w wielu wypadkach prawo jazdy powinno być kierowcy zabierane dożywotnio. - Ilu było takich kierowców, których kolegowałam nie tylko jeden raz. Nie mieli żadnej nauczki, po wyznaczonym czasie odbierali prawo jazdy i dalej jeździli na dwóch gazach. A byli i tacy, którzy mimo braku prawa jazdy dalej jeździli, wprawdzie nie złapano ich na jeździe po pijanemu, ale bez prawa jazdy - oburza się ławniczka.

Kierowco, zmień się

Co robić, jeśli zaostrzone reguły prawa nie odstraszają pijanych kierowców? - Stykałam się z takimi przypadkami, że z pijanym ojcem i mężem jechała jego żona i dzieci, albo dziewczyna z pijanym chłopakiem lub na odwrót - wspomina emerytowana ławniczka. - Czasem ta bezmyślność mnie przerażała. Towarzystwo widzi, że jeden z biesiadników pijany siada za kierownicę i nic! Nikt nie reaguje, a nawet są chętni, by z nim pojechać! Co do odstraszania przed piciem i jeżdżeniem - myślę, że najlepszy sposób to finansowe kary, i to bardzo wysokie. Oczywiście uderzają one nie tylko w kierowcę, ale i jego rodzinę, ale może jak przyjdzie konieczność zapłacenia wysokiej kary, człowiek dwa razy zastanowi się, nim po pijaku siądzie za kierownicę, a jego rodzinę uchroni to przed większą tragedią - mówi ławniczka. Ryba psuje się od głowy. Po pijaku jeżdżą parlamentarzyści, członkowie rządu, samorządów. Kilka miesięcy temu pijany radny gminy Długosiodło przejechał tamtejszą skarbniczkę. Kobieta została okaleczona na całe życie, pijanego radnego czeka proces. Kilka dni temu podpita posłanka potrąciła na pasach osiemnastolatka. Nie pierwsza i zapewne, co smutne, nie ostatnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki