Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięcioro fryzjerów w domu. Rzadko zdarza się rodzina tak związana jednym zawodem

Jarosław Sender
Mirosław Kupis strzyże męskie głowy. Jego żona, Bożena, robi przeważnie damskie fryzury. Artur, ich syn jest pełnym zapału fryzjerem damsko-męskim. Drugi syn, Przemek, kończy szkołę fryzjerską i praktykuje u taty. Córka, Wioletta, też skończyła fryzjerstwo. Pięcioro fryzjerów w jednym domu. Rzadko zdarza się rodzina, tak bardzo związana jednym fachem.

Pani Bożena - pozwala uczennicom strzyc własną głowę. Tak ją w każdym razie zastaję. Dwie praktykantki z wielozawodowej klasy makowskiego Zespołu Szkół z dużą tremą biorą nożyczki do rąk. Niełatwo robić pierwszą w życiu fryzurę na głowie szefowej.

Ale pani Bożena spokojnie i cierpliwie instruuje, gdzie przycinać, jak cieniować, jak trzymać nożyczki, jak chwytać kosmyki włosów, jak płynnie je cieniować. Po godzinie wysiłków młodych adeptek ocenia to, co ma na głowie: całkiem nieźle, jak na pierwszy raz - chwali uczennice. Te oddychają z ulgą, zabierając się do zamiatania postrzyżyn. Zwłaszcza, że chwali je również śmigający nożyczkami wokół głowy młodej klientki Artur, syn szefowej.

Bożena Kupis tytuł mistrza zrobiła sześć lat temu, bo chciała szkolić dzieci. Nie tylko własne. Bez tego tytułu nie można mieć stażystów. A uczniowie szkół zawodowych potrzebują praktyki. Zakład zaś ma pomoc w praktykantach.

Fryzjerskie małżeństwo

Mirosław Kupis poznał swoją żonę na egzaminach czeladniczych w Ciechanowie, wiele lat temu. Ona była po szkole fryzjerskiej. On po kursach zawodowych. Pracował już wtedy w Pułtusku. Z tych egzaminów zrodziło się fryzjerskie małżeństwo. Przeniósł się do Makowa. Pierwszy zakład miał w małej, drewnianej budce przy ul. Mickiewicza. Wtedy prócz niego był jeszcze jeden makowski męski fryzjer, pan Franek.

Pani Bożena na początku nie pracowała. Opiekowała się dziećmi i domem. Wspólny zakład otworzyli piętnaście lat temu, wynajmując mieszkanie w bloku obok drewnianej budki. Artur, ich najstarszy syn, który z wydatną pomocą rodziców rozwija własny interes po przeciwnej stronie ulicy mówi, że też w przyszłości chciałby stworzyć taki zawodowy duet.

- Myślę, że z żoną fryzjerką moglibyśmy się wciąż mobilizować zawodowo, wymieniać doświadczenia. Chyba bym się nie nudził w takim małżeństwie. Byłoby cały czas o czym rozmawiać - przypuszcza, choć są to raczej odległe plany.

Pani Bożena, która ma tego typu doświadczenie za sobą, rozwiewa nieco wyobrażenia syna.

- A ja wolałabym, żeby mąż co innego robił. To jednak wpędza związek w pewną monotonię. Choć rzeczywiście jest wiele wspólnych tematów - wyznaje z kobiecą szczerością.

Zachęcone przez rodziców

- Nasze dzieci nie miały raczej ochoty na studiowanie, więc musiały mieć konkretny fach w rękach - mówi szczerze Bożena Kupis. - Najprościej było nam nauczyć je tego, co my najlepiej potrafimy. A to jest naprawdę dobry zawód, miła, choć nielekka praca. Bolą ręce, a jeszcze bardziej nogi.

I tak cała trójka dała się w to wciągnąć. Artur ukończył liceum profilowane w Makowie. Jego młodsza siostra, Wioletta poszła od razu do zawodowej szkoły fryzjerskiej w Warszawie (Artur żałuje, że też tak nie zrobił - bo miałby wtedy wcześniej konkretny zawód, tylko pociągnął za kolegami do makowskiego Zespołu Szkół). Wioletcie jednak fryzjerstwo nie bardzo odpowiada, więc teraz uczy się wizażu. Uciekła w kosmetyczne klimaty, choć zdobyła egzamin czeladniczy z fryzjerstwa. Artur ma dyplom technika fryzjerstwa, a chce teraz zrobić niższy stopień, czeladnika. Żeby mieć wszystkie tytuły. Od czeladnika po mistrza.

- Wioli to chyba w ogóle nie interesowało - mówi Artur. - A może uznała, że za dużo jest fryzjerów w jednej rodzinie? W każdym razie jesteśmy przy rodzicach w tej chwili z bratem. Ja z pomocą rodziców i pożyczek z Unii Europejskiej otworzyłem zakład po przeciwnej stronie firmy rodziców. Wraz z mamą zajmuję się przede wszystkim damskimi fryzurami. Choć nie tylko. Tata z Przemkiem po drugiej stronie ulicy strzygą mężczyzn. I tak to wszystko razem ciągniemy.

Przemek mówi, że chyba jednak przylgnie do rodzinnego interesu, choć do końca nie jest jeszcze zdecydowany. Artur zapewnia, że nauczy brata wszystkiego, czego sam się nauczył w warszawskich salonach fryzjerskich, gdzie praktykował.

Lubią, gdy kobiety pięknieją

- Bardzo lubię to, co robię - mówi. - Lubię komponować fryzurę, lubię uruchomić własną fantazję, lubię coś tworzyć na głowie. Lubi, gdy kobieta mu pod ręką pięknieje. I gdy klientka wstaje z fotela zadowolona, z lepszym samopoczuciem. Czuje się młodsza, ładniejsza.

- To tak cieszy. Ale cenię, gdy kobieta ma własny pomysł, albo otwarcie mówi, że coś jej się nie podoba. Mam klientkę, która za każdym razem chce mieć inną fryzurę. Lubię takie odważne klientki. Są wyzwaniem dla fryzjera. Razem coś wymyślamy… Najważniejsze, żeby każdy włos komponował się z innym włosem, żeby fryzura była harmonijna. Podkreślała kształt głowy, urodę, kolor oczu kolorem farby - Artur przekrzykuje suszarkę.

Pani Bożena też lubi zmiany, chciałaby tworzyć na głowach coś nowego.

- Ale moje klientki przeważnie są przyzwyczajone do swoich fryzur - mówi fryzjerka. - Mają ulubione kolory, trwałe. Nie lubią zmian. To jest bardzo przyjemna praca - dodaje. Ale odpowiedzialna i czasem stresująca, jak każda inna. Zdarzają się wpadki, ale drastycznych sytuacji nie było. Tu jest taki komfort, że włos rośnie, więc wszystko zawsze można naprawić. Ale zdarzają się oczywiście niezadowolone klientki. Wtedy trzeba po prostu wiedzieć jak się zachować. I poprawić to, co klientce się nie podoba.

W tym zawodzie potrzeba dużo inwencji. Trzeba widzieć, jaki jest włos, jak się układa. Jak go strzyc, by wyglądał jak najlepiej. Czasami klientki wymagają rzeczy wręcz niemożliwych.

- Wtedy muszę im wytłumaczyć, że szkoda włosów - mówi Bożena Kupis.

Pan Mirosław z męskimi głowami ma łatwiej. W Makowie modny jest raczej standard.

- Teraz wszystko jest inaczej. Lepsze kosmetyki, mniej ryzykowne - mówi fryzjerka. - Kiedyś człowiek się bał, że spali włosy amoniakiem. Poparzy skórę. Teraz są kosmetyki nowej generacji, inny sprzęt, inne szampony, odżywki. I inne możliwości kształcenia.

Artur odkłada pieniądze na kursy, może w Paryżu… Może nauczy się strzyżenia ogniem, o którym usłyszał ostatnio w telewizji. Tylko kto zechce z tego skorzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki