Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pedagodzy do specjalnych zadań

anek
Nauczycielki ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego
Nauczycielki ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego A. Kowalewska
Praca z dziećmi upośledzonymi wymaga specjalnych predyspozycji i umiejętności. Jest trudna i absorbująca. Wymaga wiele tolerancji, cierpliwości i poświęcenia. Pedagodzy ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Wyszkowie opowiadają nam o swojej codzienności.

Wymagania wobec nich są zdecydowanie większe, niż wobec "normalnych" nauczycieli uczących w szkołach. Rodzice powierzając im swoje upośledzone dzieci chcą, by byli dla ich dzieci ojcem, matką i przyjacielem, czasem także kolegą. Trzeba mieć w sobie tyle ciepła, by móc się nim podzielić, tyle cierpliwości, by panować nad emocjami. Jeszcze kilkanaście lat temu upośledzone dzieci bardzo rzadko trafiały do placówek szkolno-wychowawczych. Rodzice uważali, że sami zdecydowanie lepiej się nimi zajmą. Jak ognia bali się umieszczenia swojego dziecka w szkole specjalnej. Dziś obowiązkiem szkolnym, takim, jak wszystkie dzieci, objęte są także te upośledzone w stopniu lekkim i umiarkowanym, a nawet te upośledzone głęboko od trzeciego roku życia. Muszą uczyć się w zespołach rewalidacyjno-wychowawczych. - Dla wielu rodziców decyzja o umieszczeniu dziecka w takiej placówce nadal jest bardzo trudna - mówi wicedyrektor ośrodka Dorota Kamińska. - Robią to z ogromnymi obawami i łezką w oku, przyzwyczajeni, że dotychczas to oni sprawowali opiekę nad swoim dzieckiem. Wielu zbyt późno decyduje się na oddanie dziecka do szkoły, z wielką dla niego szkodą, Wierzą, że pozostawiając je w domu otoczą lepszą opieką, choć zwykle mylą się. Ale ostatnio zmienia się wizerunek ośrodków szkolno-wychowawczych. Udaje się obalić mit szkoły dla półgłówków. Udaje się przekonać ludzi, że to szkoła z wielką misją naprawiania tego, co popsuła natura. Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Wyszkowie, razem z dwiema filiami sprawuje obecnie opiekę nad 183 dziećmi, którymi zajmuje się 57 pedagogów. Są wśród nich nauczyciele z wieloletnim stażem i bardzo młodzi. Choć ich zarobki są niewspółmierne do wkładanej pracy, lubią to co robią i zapewniają, że nie zamieniliby swojej pracy na żadną inną. Długo polska pedagogika specjalna była w powijakach. Ostatnie lata to jej burzliwy rozwój, napływ nowych metod wychowawczych, badań, odkryć - to nakłada na nauczycieli obowiązek stałego dokształcania, poszerzania horyzontów. Z kursami i szkoleniami bywa różnie - czasem nauczyciele płacą sami, czasem funduje je szkoła. Ale trzeba znaleźć na nie czas. - Upośledzeniom towarzyszą inne schorzenia, jak choćby epilepsja - mówi Dorota Kamińska. - Trzeba mieć naprawdę szeroką wiedzę, także medyczną, psychologiczną, by móc pomagać takim dzieciom Ci "specjalni" pedagodzy muszą być przygotowani na naprawdę wielkie wyzwania i codzienne trudności. Na to, że podopieczny zwymiotuje, zsika się, nagle zacznie uderzać głową w stół, płakać, śmiać się czy zachowywać się najbardziej irracjonalnie. Wielu młodych pedagogów przeżywa prawdziwy szok na początku swojej pracy. Z czasem się przyzwyczajają i panują nad emocjami. Co więcej, dla swoich wychowanków znajdują zwykle więcej cierpliwości, niż dla własnych dzieci. - Oczywiście bywają momenty zwątpienia, bywają kryzysy i problemy, ale wystarczy czasem "kocham cię" od któregoś z podopiecznych, pogłaskanie po dłoni, uśmiech i człowiek odnajduje w sobie nowe siły i jest jeszcze bardziej zmotywowany do pracy - mówi Dorota Kamińska. - Kiedy dwa lata temu zaczynałam pracę tutaj, bardzo się bałam, że sobie nie poradzę, nie miałam wcześniej do czynienia z dziećmi upośledzonymi, ale szybko się w niej odnalazłam i polubiłam ją - mówi Ewa Runo, która od dwóch lat pracuje w wyszkowskim ośrodku z dziećmi umiarkowanie upośledzonymi.

To co najdroższe

Dla bardzo wielu dzieci ośrodek szkolno-wychowawczy to po prostu drugi dom. I zadaniem nauczycieli jest sprawić, żeby był on ciepły i bezpieczny. - Zdajemy sobie sprawę z oczekiwań rodziców i szanujemy ich troskę. Jest wielu rodziców świetnie współpracujących ze szkołą, niestety, jest również wielu, których w ogóle nie znamy, których dzieci są u nas od lat, a ich rodzice nie pojawili się ani razu. Bywa, że z rodzicami jest więcej kłopotów, niż z ich dziećmi - mówi Dorota Kamińska. Pracując na co dzień z dziećmi skrzywdzonymi przez los, nie sposób jest ich nie pokochać. Angażują więc nauczyciele swoich podopiecznych w swoje prywatne życie. Nie da się tej pracy wykonywać bez emocji. Zawsze, choć część szkolnych kłopotów przynosi się do domu, choć na odwrót nie wolno - obarczać podopiecznych prywatnymi troskami. Joanna Skurzewska, od dwóch lat ucząca w ośrodku sztuki i muzyki, mówi, że rozumie obawy rodziców związane z posłaniem dziecka do szkoły specjalnej. Oni po prostu niewiele wiedzą o tej szkole. Boją się, że ktoś może ich dzieci skrzywdzić, wyrządzić im przykrość. - Nie wiedzą, że tu dzieci uczą się gotować, sprzątać, załatwić jakąś sprawę w urzędzie. Uczą się życia, samodzielności. Bez tego nie poradzą sobie w świecie bez rodziców. A ich przecież może kiedyś zabraknąć - mówi Joanna Skurzewska. - Rodzice jednego z moich podopiecznych do tej pory mają do mnie żal, że skierowałam ich dziecko do ośrodka - tłumaczy Bożena Dąbrowska, pedagog specjalny z dwunastoletnim stażem. Uczy także geografii. Bożena Szmidt w ośrodku pracuje od dziecięciu lat, z dziećmi umiarkowanie upośledzonymi. Uczy także informatyki. - Pracujemy z bardzo innymi dziećmi, są wśród nich dzieci niemówiące, niekontrolujące swoich potrzeb fizjologicznych, trzeba je uczyć wszystkiego, być dla nich ojcem, matką, opiekunem.

Zawojowała młodość

Wraz z nową panią dyrektor Edytą Jarosz ośrodek zawojowała młodość. Nowa dyrektorka skompletowała kadrę, wśród której pojawiło się wielu bardzo młodych pedagogów: Joanna Skurzewska, Sylwia Befinger, Edyta Jakacka, Patrycja Dębowska-Zając. - Chyba potrzeba było tej placówce takiego oddechu młodości, świeżości, bo młodość to czasem zwariowane pomysły, które bardzo podobają się dzieciom, a w połączeniu z doświadczeniem dają świetny efekt - twierdzą zgodnie młode nauczycielki. Wybrały ten bardzo absorbujący acz niepopłatny zawód z prostego powodu - z miłości do dzieci. Sylwia i Patrycja jeszcze na studiach były wolontariuszkami. - To może zabrzmi górnolotnie, ale my po prostu bardzo, bardzo kochamy dzieci i chcemy im pomagać. W naszych młodych głowach pojawiają się wizje uzdrawiania świata i niesienia pomocy wszystkim dzieciom, które tego potrzebują. I nie można podchodzić do tego bez emocji - mówi Edyta Jakacka. - Kiedy wracam z pracy i patrzę na swoje zdrowe, radosne, dobrze rozwijające się dzieci, wiem, że nie ma większego szczęścia. - Bardzo ważna jest współpraca z rodzicami i to ich najbardziej podziwiam za to, ze niekiedy rehabilitacji swych dzieci poświęcają całe życie. Podziwiam ich także za odwagę oddania dziecka do szkoły w sytuacji, gdy przez wiele lat roztaczali nad nim parasol ochronny. Drżą na samą myśl spuszczenia swego dziecka z oka, ale dla jego dobra robią to, pełni obaw, że ktoś skrzywdzi ich tak bezbronne dziecko - mówi Sylwia Befinger. Wszystkim nauczycielom życzymy z okazji ich święta wiele wytrwałości i cierpliwości, by sukcesy wychowanków rekompensowały trudy ich kształcenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki