Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszukała męża i dzieci, że ma raka. Pieniądze na leczenie przebalowała

Robert Majkowski
sxc.hu
Kiedy pan Zenon dowiedział się, że jego żona nie jest tak naprawdę chora na raka i wyłudziła od niego około 12 tys. zł na leczenie, zbladł i zachwiał się na nogach. - Powiedziałem sobie: o nie, muszę dowiedzieć się prawdy

- Do końca, do końca wszystko było dobrze, odzywaliśmy się do siebie normalnie, rozmawialiśmy, wszystko było w porządku - powtarza pan Zenon, mieszkaniec powiatu ostrołęckiego, o małżeństwie ze swoją żoną Zofią.

Wszystko O.K.?

Z jednym, wcale nie małym, ale. Pani Zofia nie do końca mogła odnaleźć się w świecie małżeńskim i rodzinnym. Mieli czwórkę dzieci (najmłodsze jeszcze przed pierwszą komunią), ale czuła, że on ożenił się z nią nie z miłości, a tylko po to, aby mu rodziła i wychowała dzieci, po to, żeby dbała o dom, gospodarstwo, zaharowywała się. To jej nie odpowiadało.

Padały też mocne zarzuty: mąż znęca się nad nią fizycznie, psychicznie, pije za dużo. Policyjną Niebieską Kartą, która zakładana jest w przypadkach przemocy w rodzinie, objęta jednak nie była. A pan Zenon zarzeka się, że tak, pije alkohol, ale od święta i na pewno go nie nadużywa. Przemoc fizyczna i psychiczna? To tylko wymówka, wygodne tłumaczenie, pretekst, mówi. Choć przyznaje, czasem musiał podnieść głos.

- Nie raz mieliśmy sprzeczkę, bo nie chciałem pozwolić jej jechać do koleżanek do Ostrołęki, które ją zapraszały. To zła była za to, że jestem niedobry - przypomina sobie. - Mówiła, że wszędzie żałuję jej jechać, bo trochę na nią gadałem. Ale tłumaczyłem: słuchaj Zosia, masz dzieci, lepiej usiądź z nimi, porozmawiaj, zaopiekuj się nimi, wyszykuj do szkoły. Mówiła, że same sobie poradzą. I tak robiła wypady, czasem dwa dni nie było jej w domu.

Mam raka

Ich małżeństwo czekała jednak ciężka próba. W październiku 2013 roku pani Zofia pokazała mężowi wyniki badań lekarskich, które brzmiały jak wyrok: ma zdiagnozowanego raka szyjki macicy.

- I ja, i dzieci byliśmy w szoku. Powiedziałem jej: słuchaj, jak jesteś chora i masz skierowanie, to trzeba jechać do szpitala i się leczyć - mówi pan Zenon. - Poprosiła o pieniądze. Sprzedałem 30 arów ornego pola niedaleko domu. Dałem jej 10 tys. zł. Zabrała ze sobą moje karty płatnicze.

I pod koniec października sama pojechała na leczenie do szpitala w Olsztynie. Miała dostawać chemioterapię. Niemalże codziennie do siebie dzwonili. Co słychać, jak się czujesz, może przyjadę w odwiedziny, sam czy z dziećmi.

- Zawsze mówiła: odział zamknięty i nie wpuszczą, albo: nie chcę żebyś mnie widział, bo mi włosy z głowy wypadły. Powiedziałem: to nieuniknione jest, nie przejmuj się. Dzieci tęskniły, płakały. I nie pojechałem nigdy jej odwiedzić.

Pani Zofia miała przyjechać jednak na święta Bożego Narodzenia, aby spędzić czas z rodziną. Dzieci przygotowały Wigilię. W ostatniej chwili telefon: nie przyjadę, nie dostałam przepustki. Pan Zenon postanowił, że trzeba dać na mszę za zdrowie żony.

- W święta Bożego Narodzenia podszedł do mnie znajomy i mówi, że po co ksiądz ma za moją żonę odprawiać msze, że ona niby taka chora, jak ona jak gdyby nigdy nic w Ostrołęce cały czas mieszka - opowiada. - Zbladłem, zachwiałem się, nie wiedziałem gdzie jestem. Dzieciom nic nie mówiłem. Ale po świętach powiedziałem sobie: o nie, muszę dowiedzieć się prawdy.

Poszła za innym?

Bez uprzedzenia żony wsiadł więc w samochód i wybrał się do Olsztyna, do szpitala, w którym miała się leczyć.

- Wchodzę, pytam w recepcji, czy taka osoba się znajduje u nich. Nie, nie ma. A kiedy przyszła do nas? Wtedy, a wtedy, mówię. A nie, nigdy nie było u nas wpisu na imię i nazwisko, które pan podaje, może w tym drugim szpitalu żona się leczy. Pojechałem, tam też nie ma. Z tego drugiego wysyłają mnie jeszcze gdzie indziej, do innego szpitala. Tam też jej nie ma. Objechałem wszystkie cztery, które znajdują się w Olsztynie. Nigdzie nie było po niej śladu. Zadzwoniłem do niej z pytaniem: czemu mnie oszukujesz? Do dzisiaj się nie przyznała. Tłumaczyła, że była w szpitalu, ale nie wytrzymała i uciekła. To niemożliwe, bo w żadnym nie figurowała jako pacjentka.

Pan Zenon przeprowadził małe śledztwo. Okazało się, że podczas rzekomego leczenia jedna znajoma widziała ją w restauracji w Ostrołęce, kto inny w klubie w powiecie ostrołęckim, łomżyńskim. Na chorą nie wyglądała, mówili. Oprócz 10 tys. zł wydała też około 2 tys. zł z kart płatniczych, które zaraz po Gwiazdce pan Zenon zablokował.
- Pytałem, gdzie są moje karty? Mówiła, że zgubiła w szpitalu.

Pan Zenon wziął jej zdjęcie do portfela i pojechał na posterunek policji. Zgłosił ją jako osobę zaginioną. Poszukiwania nie trwały długo. Po półtorej godziny zaginiona się odnalazła.

- W Wojciechowicach - dodaje pan Zenon. - Ale policja dokładnego miejsca zamieszkania podać nie chciała, zasłaniając się, że jest zastrzeżone i nawet mężowi nie można go ujawnić. Żona od nas się wymeldowała. Byli u nas już z windykacji kilku banków, bo pożyczek nabrała i nie spłaca. Wszystko na to wychodzi, że poszła za innym chłopem. Zadzwoni do nas raz na tydzień, za każdym razem mówi, że gdzie indziej mieszka. Widziałem się z nią raz przed sądem, kiedy zagroziłem założeniem sprawy o alimenty. A dzieci? Pogodziły się już z sytuacją.

PS. Pan Zenon założył swojej żonie sprawę o alimenty. Jak mówi, rozwodu jej nie da. Z panią Zofią próbowaliśmy się spotkać. Po kilku dniach prób kontaktu odebrała od nas telefon, ale, tłumacząc się ciężką chorobą i przykuciem do łóżka, odmówiła bezpośredniej rozmowy i cytowania jej wypowiedzi w tekście. Wszystkie imiona w artykule zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki