Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostrołęka. Gdzie jest dziecko Anny P.?

Redakcja
30-letnia kobieta usłyszała zarzut dzieciobójstwa. Została aresztowana, nie wiadomo jednak co tak naprawdę stało się z jej dzieckiem. Czy wrzuciła nowo narodzone maleństwo do rzeki?

W Ostrołęce gruchnęła wiadomość o makabrycznej zbrodni, do której miało dojść kilkanaście dni temu. Kobieta wrzuciła swoje nowo _narodzone dziecko z mostu kolejowego do Narwi - tak brzmiała jedna z plotek. Ile w niej prawdy? Tego nie udało nam się ustalić.
Taka wersja mogła wziąć się ze skojarzenia dwóch faktów - dokonywanych przez policję i straż poszukiwań na Narwi i aresztowania Anny P., której prokurator przedstawił zarzut dzieciobójstwa. Pewne jest jedno - od niedzieli, 11 sierpnia, Anna P. siedzi w areszcie. Według naszych informacji dziecka nie odnaleziono…
Okazuje się, że to może nie być jedyne dziecko kobiety, po którym słuch zaginął!
Sprawa jest owiana tajemnicą, a organa ścigania wypowiadają się na jej temat nader oszczędnie, powołując się na dobro śledztwa i charakter sprawy.
- Mogę tylko potwierdzić, że prowadzimy śledztwo w sprawie z artykułu 149 kodeksu karnego. Podejrzana o ten czyn Anna P. została, na wniosek prokuratury, tymczasowo aresztowana na trzy miesiące - powiedziała nam Sonia Bajeńska, zastępca prokuratora rejonowego w Ostrołęce.
Przywołany przez panią prokurator artykuł kodeksu karnego brzmi: "Matka, która zabija dziecko w okresie porodu pod wpływem jego przebiegu, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Udało nam się dowiedzieć kim jest podejrzana. Rozmawialiśmy z osobami, którzy dobrze ją znają.

Nie była wzorową mamą

Około trzydziestoletnia Anna P. pochodzi z małej wsi w województwie warmińsko-mazurskim. Ostatnio mieszkała w Ostrołęce, w mieście łatwo o anonimowość. We wsi w gminie Łyse, gdzie mieszkała wcześniej, znają ją wszyscy. I_wiedzą, że ciągnie się za nią nieciekawa historia.
- To była dziewczyna, która odeszła ze swojego rodzinnego domu, dodajmy patologicznego domu - opowiada nam jedna z mieszkanek wsi, w której Anna P. mieszkała przez kilka lat. Z mężem i dwójką dzieci. - Pchała się do każdego domu. Aż przyszła tutaj, zaszła w ciążę, ożeniła się, została. Chyba miała 18 lat, gdy urodziła chłopca - opowiada kobieta.
Trzy lata później na świat przyszło drugie dziecko, dziewczynka.
- Szczerze powiedziawszy, to średnio zajmowała się dziećmi - mówi nam jej była sąsiadka. - Po wsiach z nimi chodziła w poszukiwaniu przygód. Nie była wzorową mamusią. Z tego, co wiem, to potrafiła na noc je zostawić w domu i łazić za chłopami.
Nie tylko w tej wsi, ale w całej gminie o Annie P. zrobiło się głośno kilka lat temu. Pewnego dnia, jesienią, wyszła z domu, podobno do lasu na grzyby.
- Choć nigdy na grzyby nie chodziła. Miała w nosie i las, i gospodarstwo - komentuje mieszkanka wsi.
Gdy długi czas nie wracała, zaniepokojony mąż razem z sąsiadem zaczęli jej szukać. Objechali okoliczne lasy, wsie. Śladu po niej nie było, więc zawiadomili o wszystkim policję.
Na nogi postawiono mundurowych, straż pożarną, w poszukiwaniach wykorzystano nawet specjalistyczny śmigłowiec z kamerą termowizyjną. Szukało jej ponad dwieście osób, także cywilów.

Jakie tam zaginięcie!

- Wieczorem zrobiło się naprawdę głośno na wsi, nikt nie wiedział o co chodzi, dlaczego tak dużo służb jeździ po lasach - wspomina tamten dzień mężczyzna z miejscowości w gminie Łyse.
Po dwóch dniach Annę P. znaleziono skuloną w krzakach nieopodal jednej z leśniczówek w gminie. Kilka zaledwie kilometrów w prostej linii od domu. Była w szoku, choć fizycznie nic jej nie dolegało. Ludzie nie potrafią zrozumieć jak młoda, zdrowa kobieta, mogła zginąć w lesie, tak blisko własnego domu i zabudowań. Podobno Anna P. twierdziła potem, że ją porwano, wywieziono gdzieś za Kolno i zgwałcono. Nie dają temu wiary mieszkańcy gminy Łyse.
- Najpierw po Łysych się szlajała, a potem w leśniczówce z kawalerem siedziała - mówi nam jeden z mieszkanek wsi. - Jak już zrozumiała, że ją poszukują, postanowiła udać porwanie i gwałt - jest przekonana do takiej wersji "zaginięcia".

Nie dało się jej zatrzymać w domu

Trzy lata później Anna P. uciekła z domu, przeprowadziła się do Ostrołęki.
- Ja ją zatrzymywałam, a ta poszła nie wiadomo gdzie, dzieci zostawiła - opowiada nam jej teściowa. - Od tego czasu nie przyjeżdżała do nas.
- Mówiła, że pier… to wszystko i że ma już dosyć - dodaje jedna z mieszkanek wsi. Dziećmi się nie interesowała.

Zniknęła w mieście

Gdzie mieszkała? Z czego żyła? Na ten temat we wsi krążą tylko niepotwierdzone plotki.
- Kilka lat temu widziałam ją w Ostrołęce jak się z facetami szlajała - przypomina sobie sąsiadka. - Jak człowiek do niej podchodził, kaptur naciągała na głowę, kierowała się w drugą stronę i uciekała. W ogóle nie chciała kontaktu z nikim znajomym.
Ludzie w okolicach gdzie kilka lat mieszkała - do których oczywiście dotarły plotki o wrzuceniu przez Anną P. do Narwi nowonarodzonego dziecka - opowiadali nam jeszcze bardziej makabryczne historie.
Że to dziecko nie jest jej jedynym, które zaginęło bez śladu!
Ktoś dowiedział się, że podczas toczącej się sprawy rozwodowej z jej wciąż aktualnym mężem, ten powołał się na jeden z SMS-ów, które dostał trzy lata temu. Anna P. napisała w nim, że urodziła chłopca. Słuch po nim zaginął.
Podobno Anna P. ze łzami w oczach wyparła się tego przed sądem. We wsi mówią, że półtora roku temu miała jeszcze jedno dziecko, z którym również nie wiadomo co się dzieje. Nikt nic dokładnie nie wie, ale podobno ktoś widział Annę P. w zaawansowanej ciąży.

Mnóstwo pytań

- Trzeba byłoby w papierach szpitala sprawdzić, bo ona bez cesarskiego cięcia nie mogła rodzić - zdradza jedna z kiedyś bliskich znajomych kobiety. I dodaje. - We wsi dużo się teraz o tym mów. Nikt się nie spodziewał, że może zabić niemowlę. Była głupia, ale żeby dziecko zabić… Ja bym zrobiła z nią to samo, co ona zrobiła jemu. Mam w rodzinie dziewczynę, która nie może mieć dzieci i z tego powodu bardzo cierpi. Nie ma sprawiedliwości na świecie - dodaje.
Na wsi jak to na wsi. Im bardziej tajemnicza wydaje się sprawa, tym więcej się o niej mówi. I_więcej jest takich, którzy "dużo wiedzą". Tymczasem sprawa pozostaje mroczną tajemnicą. Nie udało nam się ustalić jak organy ścigania powzięły podejrzenie, że Anna P. pozbyła się dziecka. Nieoficjalnie wiemy, że sama Anna P. sama zmieniała zeznania. Badania lekarskie wykazały, że była w ciąży i urodziła. Co się stało z dzieckiem? Czy rzeczywiście matka wrzuciła je do rzeki? Jeszcze żywe, czy martwe? Te pytania na razie pozostają bez odpowiedzi.
Do tematu będziemy wracać.
(RM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki