Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostrołęcki przedsiębiorca uciekł z kraju zostawiając milionowe długi

Maciek Sulima
Kto z nas nie jadł w pierwszym kebabie w Ostrołęce? Kto nie ustawił się w kolejce po pachnące z daleka ciasteczka w Kupcu? Dziś nikt nie wie, gdzie jest właściciel tego biznesu. Wszystko przegrał na automatach, zostawił z olbrzymimi długami żonę i trójkę dzieci...

Dziesięć lat temu otworzył kebab.
- Firma należała do niego, ale kredyt, a właściwie kredyty, na jej uruchomienie wzięłam ja - opowiada Barbara, żona przedsiębiorcy.
Lekko im nie było. Ale jakoś stanęli na nogi - wybrnęli z długów, zatrudnili pracownika, potem drugiego. Kebab zdobył renomę w mieście. Interes się kręcił. Paweł otworzył także punkt z francuskimi ciasteczkami (w Ostrołęce i Białymstoku).
- Nie interesowałam się biznesem męża - mówi Barbara. Dziś tego żałuje, bo gdyby wtedy wiedziała to, co wie teraz, jej sytuacja nie byłaby pewnie tak dramatyczna. - Nie miałam wglądu do firmowych dokumentów. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Paweł niewiele mówił o firmie, ale dawał pieniądze na codzienne wydatki.
Kilka lat temu między małżonkami zaczęło się psuć.
- Paweł coraz mniej czasu spędzał w domu - kontynuuje opowieść Barbara. - Wymykał się wieczorami.
Najpierw mówił, że idzie na piwo z kolegami, potem, że odwiedzi znajomych - właścicieli jednej z ostrołęckich restauracji.
- Myślałam wtedy, że mąż potrzebuje takiego relaksu. Tłumaczyłam go, że w dzień ciężko pracuje, w domu małe dziecko, liczne obowiązki, może czuć się zmęczony - do naiwności przyznaje się Barbara.

Zdradzał żonę... z automatem
A Paweł wracał do domu coraz później. Bywało, że zjawiał się o czwartej, piątej nad ranem.
- W końcu uznałam, że mąż mnie zdradza - mówi. Szybko okazało się, że była w błędzie. Znalazła w mieszkaniu bilety z salonu gier. Wygrana 600 zł, wygrana 2500 zł. Na biletach imię i nazwisko męża. Coś ją tknęło. Skserowała jeden z biletów, pokazała Pawłowi i zażądała wyjaśnień. Zbył ją, stwierdził, że to drobiazg, taka forma rozrywki.
Wtedy w domu Paweł był już tylko gościem, a do Barbary docierały sygnały, że zadomowił się w pewnym ostrołęckim salonie gier.
Przed świętami Bożego Narodzenia, w ub. roku, kiedy Barbara spędzała kolejny wieczór tylko z dziećmi, jej 19-letnia córka powiedziała:
- Mamo, wsiądź w samochód, pojedź tam i sprawdź.
Barbara chwilę się wahała, ale w końcu skorzystała z podpowiedzi córki.
- Nogi mi się trzęsły, kiedy stanęłam przed drzwiami tego salonu. Pociągnęłam za klamkę. Było zamknięte. Już chciałam odejść, kiedy drzwi się otworzyły. Weszłam więc. W pierwszym pomieszczeniu nie było nikogo. Poszłam dalej. I w drugim pomieszczeniu zobaczyłam Pawła. Siedział przed maszyną. Zaczął się tłumaczyć, że to tylko taki incydent. Wyszłam ze łzami w oczach.
Ostatniej wigilii Paweł z rodziną nie spędził. W pierwszych dniach stycznia 2011 roku obwieścił żonie, że wyjeżdża z kraju. Nie protestowała. W kłótni powiedziała mu, żeby się wynosił. Dodała, że powinien się leczyć. Odparował, że to ona powinna odwiedzić lekarza. Zanim wyjechał, przekazał jej kebab i "ciasteczka". Kebab zamknęła, bo przynosił straty, "ciasteczka" przekazała jednemu z wierzycieli na pokrycie części długów męża.

Jak Paweł Pawłowi zrobił z życia piekło
Nie zdążyła jeszcze poukładać sobie życia na nowo, kiedy do drzwi jej mieszkania zaczęli pukać obcy ludzie (i znajomi), domagając się uregulowania zaciągniętych przez jej męża długów. Urywały się telefony. Pokrzywdzeni zaczęli przychodzić do niej do pracy. Nikt nie poszedł na policję czy do prokuratury. Niektórzy wierzyciele odwiedzili natomiast komornika.
- Dopiero wtedy otworzyły mi się oczy - wyznaje Barbara. - Paweł ma długi w bankach, w hurtowniach, u osób prywatnych.
Od swojego pracownika, Pawła, też pożyczył. Paweł wziął kredyt na prośbę pracodawcy. 30 tys. zł. Z odsetkami: 60 rat po 960 zł. Pracodawca spłacił 12 zanim wyjechał. Reszta spadła na faktycznego kredytobiorcę.
- To był świetny szef, świetny człowiek. Przez jakiś czas był dla mnie autorytetem. Doskonale nam się razem pracowało - uzasadnia swoją decyzję Paweł. - Mówił, że te pieniądze przeznaczy na remont lokalu kebaba, że wzrosną nam obroty.
Paweł był na tyle wiarygodny, że w ten sposób wyciągnął pieniądze jeszcze od co najmniej kilku osób. Nie płacił za towar w hurtowniach, ignorował raty bankowe. Ale jeszcze na przełomie 2010 i 2011 roku wziął, na raty oczywiście (3 tys. zł miesięcznie), hyundaia santa fe za 140 tys. zł (wyjechał za granicę tym autem właśnie).

Zaufaliśmy człowiekowi
Paweł jest winien różnym ludziom i instytucjom w sumie ponad milion złotych - szacuje Barbara, po kolei wyliczając, ile i od kogo jej mąż pożyczył. Nie wie, czy to jest pełna kwota.
W dziesiątkach tysięcy straty spowodowane przez Pawła liczy jeden z ostrołęckich przedsiębiorców.
- Zaufaliśmy człowiekowi. Handlowaliśmy z nim od dziesięciu lat. Właściwie zawsze trochę zalegał z płatnościami, ale wszystko regulował. Jestem przedsiębiorcą, rozumiem, że można mieć chwilowe problemy z płynnością finansową. Był dobrym klientem - ocenia mężczyzna.

Dużo więcej o oszukanych przez nieuczciwego przedsiębiorcę osobach oraz o sytuacji w jakiej znalazła się jego rodzina, tylko w najnowszym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki