Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatecznie uniewinniony!

(anek)
Andrzej Szkopek
Andrzej Szkopek A.. Kowalewska
Były komendant wyszkowskiej policji - Andrzej Szkopek został ostatecznie oczyszczony z zarzutów. Zamierza wystąpić o odszkodowanie, co najmniej milion złotych.

- Gdyby można było cofnąć czas, zostałby pan policjantem? Nie. Mam nadzieję, że kiedyś coś się zmieni i słowo policjanta będzie więcej warte, niż słowo przestępcy - mówi Andrzej Szkopek. Prokuratura wycofała wniosek o kasację wyroku, co oznacza ostateczne uniewinnienie byłego komendatnta wyszkowskiej policji.

- Ile kosztuje zrujnowanie komuś życia? Przetrącenie zawodowego kręgosłupa i kariery? Pozbawienie uczestnictwa w najważniejszych momentach życia rodziny? Jak mam wycenić swoje szkody moralne, finansowe, społeczne? - pyta Andrzej Szkopek. Przygotowuje wniosek o odszkodowanie. Będzie się ubiegał o co najmniej milion złotych zadośćuczynienia od Skarbu Państwa.

- Chcę, aby ta kwota oddała rozmiar krzywdy, jaką wyrządzono mojej rodzinie i mnie. Tej krzywdy materialnie nie da się naprawić, nikt nie zdejmie nigdy ze mnie tego błota, którym mnie obrzucono. Moje życie - nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Straciłem tyle dobrych chwil, którymi mogłem się cieszyć z rodziną. Bezpowrotnie, bo tego czasu cofnąć się nie da - mówi Andrzej Szkopek.

Zastanawia się, czy finał tej sprawy i jego ostateczne uniewinnienie spowoduje jakąś odpowiedzialność służbową tych, którzy proces przygotowywali i prowadzili, szczególnie w perspektywie jego roszczeń o wysokie odszkodowanie.

To już naprawdę koniec

Wczesne przedpołudnie w środę, 15 września. Andrzej Szkopek z rodziną na korytarzu warszawskiego Sądu Najwyższego oczekują na rozprawę kasacyjną. O tę kasację wniosła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, mimo dwóch wcześniejszych wyroków: Sądu Rejonowego w Warszawie i Sądu Okręgowego w Warszawie uniewinniających Andrzeja Szkopka od zarzutu współpracy z mafią. Na wokandzie Sądu Najwyższego sprawa Andrzeja Szkopka zaplanowana jest na 12 października. Rozprawa kasacyjna opóźnia się jednak. Szkopkowie przybyli w towarzystwie swoich prawników. Denerwują się coraz bardziej, świadomi tego, że dziś albo trwający ponad pięć lat proces ostatecznie się zakończy, albo sprawa trafi do ponownego rozpatrzenia. Po niemal godzinie oczekiwania wchodzą na salę rozpraw. Jak mówi potem Danuta Szkopek, niemal bez oddechu przysłuchują się procedurze. Kiedy prokurator Jerzy Engelking mówi, że przychyla się do wniosku, nie bardzo rozumieją, do jakiego. Po chwili Sąd Najwyższy wyjaśnia: kasacja wyroku nie będzie rozpatrywana, bo wniosek kasacyjny został przez prokuraturę wycofany. Jeszcze jakby nie bardzo rozumieją, ich prawniczka uśmiecha się i potwierdza - to już koniec.

- Niesamowita, nie do opisania wręcz ulga, jakby cały ten strach z ostatnich lat opadł wreszcie. Do ostatniej chwili byliśmy pewni, że kasacja będzie rozpatrywana - opowiada Danuta Szkopek.
Sąd Najwyższy od dwóch dni wiedział, że rozpatrywania wniosku kasacyjnego nie będzie. Potwierdzam w zespole prasowym Sądu Najwyższego - 13 września Prokuratura Okręgowa w Warszawie wycofała złożony kilka miesięcy wcześniej wniosek kasacyjny.

- Jeszcze sama nie wiem, co oprócz tej wielkiej ulgi i zmęczenia czujemy. Czy to satysfakcja, że jednak sprawiedliwości stało się zadość, choć po tylu latach, czy jednak bardziej żal, że ten system wymiaru sprawiedliwości, którego mąż był częścią i któremu poświęcił zawodowe życie, skrzywdził go i zawiódł - tuż po rozprawie mówi nam Danuta Szkopek.

Myślałem, że jadę po awans

Sprawa byłego komendanta wyszkowskiej policji trwała niemal sześć i pół roku, 2334 dni, z czego przeszło 700 Andrzej Szkopek spędził w areszcie. Sprawa Szkopka to setki tomów akt, dziesiątki rozpraw i przesłuchanych świadków, kilka opinii biegłych, jeden świadek koronny. To setki pism, które Danuta Szkopek w obronie męża wystosowała do różnych instytucji i osób. To 1615 podpisów zebranych przez nią, by mąż mógł opuścić areszt i odpowiadać przed sądem z wolnej stopy.
Niespełna dwa tygodnie przed zatrzymaniem, Andrzej Szkopek oficjalnie przeszedł na emeryturę. Uroczyście pożegnany na sesji przez samorząd powiatu, z kwiatami, podziękowaniami, pięknymi podsumowaniami służby. Ale ta jego nagła rezygnacja ze stanowiska i przedwczesna jednak emerytura budziły wątpliwości, szczególnie w świetle późniejszego zatrzymania. Dziś Andrzej Szkopek opowiada o kulisach tamtej decyzji.

- To było bodaj 10 kwietnia, pamiętam, że to była sobota. Zostałem wezwany do ówczesnego komendanta wojewódzkiego policji Wiesława Stacha. Mój Boże, ja myślałem, że jadę po awans. Tymczasem komendant zakomunikował mi, że ma zamiar mnie odwołać i albo sam się podam do dymisji, albo on mnie odwoła. Zamurowało mnie, próbowałem jednak uzyskać wyjaśnienie, skąd taka decyzja. Komendant uciął rozmowę oświadczając, że on mi nie musi niczego tłumaczyć, on tylko informuje, że albo sam odejdę ze służby, albo on mnie usunie. Napisałem rezygnację ze stanowiska i wniosek o wcześniejszą emeryturę z ustawowym terminem wypowiedzenia - opowiada Andrzej Szkopek. Nie dowiedział się wtedy, dlaczego ma odejść, próbował się domyślać, dowiedzieć jakimiś koleżeńskimi kanałami, ale niczego konkretnego nie udało mu się dowiedzieć.

CBŚ szykował szubienicę

Nawet wtedy nie przypuszczał, że to odwołanie to dopiero początek problemów. Choć dziś, kiedy z perspektywy ocenia to wszystko, co się zdarzyło, wiele faktów nabiera nowego znaczenia. Szkopek przyznaje, że współpraca z funkcjonariuszami Centralnego Biura Śledczego, którzy pracowali w wyszkowskiej komendzie układała się źle.

- Mniej więcej od maja 2003 roku, a więc rok przed moim zatrzymaniem zauważyłem, że rodzi się na tym polu jakaś niezdrowa rywalizacja. To było tuż po tych dużych, pierwszych zatrzymaniach przestępców z Wyszkowa 23 maja 2003 roku. Zatrzymaniach nota bene dzięki świadkom, których udało mi się namówić na współpracę - co zresztą potem potwierdzili w sądzie. Tymczasem na różnych służbowych spotkaniach funkcjonariusze CBŚ przedstawiani byli jako autorzy tego sukcesu, a ja zazdrosny komendant. Próbowałem to wtedy nawet z nimi wyjaśniać, zaprzeczali że to od nich wychodzą te opinie.

Tak naprawdę już wtedy szykowali mi szubienicę. Potem w mojej sprawie to właśnie ci funkcjonariusze CBŚ odegrali istotną rolę - opowiada Szkopek.

Ten poniedziałek, 26 kwietnia 2004 roku miał być zupełnie zwyczajny. Tuż po szóstej rano Szkopków obudził dzwonek do furtki.

- Myślałem, że to pacjent żony z bólem (żona Andrzeja Szkopka jest stomatologiem - przyp. red.), wstałem, żeby otworzyć. Zerknąłem w okno, zobaczyłem trzech mężczyzn, samochód na białostockiej rejestracji. Otworzyłem - opowiada były komendant. Mężczyźni wylegitymowali się jako funkcjonariusze Resortu Spraw Wewnętrznych . Mieli nakaz przeszukania i zatrzymania Andrzeja Szkopka.
- Gorączkowo zastanawiałem się, o co może chodzić. Jedyne, co mi przychodziło do głowy, że to może dotyczy jakieś sprawy prowadzonej w komendzie, dokumentacji. I to myślenie mnie uspokajało, bo tłumaczyłem sobie, że wszystko mam w porządku, więc sprawa zaraz się wyjaśni. Zabrano mnie najpierw na naszą komendę, by mnie całkiem upokorzyć w oczach moich byłych podwładnych, którzy dostali rozkaz zdjęcia mi odcisków, sfotografowania do kartoteki. Mogli to zrobić w Warszawie, gdzie jechaliśmy, ale wybrano wyszkowską komendę. Jeden z policjantów uczestniczących w tych czynnościach powiedział wtedy: przepraszam komendancie, ale taki rozkaz...

Cała historia aresztowania, procesu i oczyszczania się z zarzutów Andrzeja Szkopka w najnowszym papierowym wydaniu "Głosu Wyszkowa"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki