Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opiekunki od serca

Aneta Kowalewska
O sobie mówią domowe służące. Ale dla osób, którymi się opiekują są zwykle kimś więcej niż tylko kobietą do prania, gotowania czy robienia zakupów. Opiekunka społeczna dla starszych, samotnych ludzi to także przyjaciel, który poklepie po ramieniu, powspomina świetną młodość, wypije herbatę i pocieszy, gdy starość wyjątkowo dokuczy.

Trzeba bardzo kochać ludzi, zwłaszcza tych starych, trzeba mieć w sobie niezmierzone zapasy życzliwości, empatii i tolerancji, by podołać obowiązkom opiekunki społecznej. Przekonałam się o tym obserwując pracę trzech opiekunek społecznych, Genowefy Abramczyk, Teresy Wygryz i Janiny Bobowskiej. Wszystkie panie są pracownicami Polskiego Czerwonego Krzyża w Wyszkowie. W odwiedzinach u podopiecznych towarzyszyła nam Zofia Wilczyńska dyplomowana pielęgniarka, emerytowana pracownica PCK, dobry duch tej wyszkowskiej organizacji.

Pani Zosia i pani Gienia

Dla kogo usługi opiekuńcze

Usługi opiekuńcze, przysługują osobom samotnym, które z powodu wieku, choroby lub innych przyczyn wymagają pomocy innych osób a są jej pozbawione. (art. 17 ustawy o pomocy społecznej). Aby móc korzystać z usług opiekuńczych należy zgłosić się osobiście, lub poprzez bliską osobę do swojego ośrodka pomocy społecznej. OPS przyjmie zgłoszenie i przeprowadzi wywiad środowiskowy, na podstawie którego będzie można określić, czy dana osoba kwalifikuje się do korzystania z usług opiekuńczych, czy nie. Elementem tej kwalifikacji jest także opinia lekarska. Na podstawie tych dwu dokumentów - wywiadu środowiskowego i opinii lekarskiej podejmowana jest w OPS decyzja o przyznaniu odpowiedniej ilości godzin opieki danej osobie, ubiegającej się o pomoc w ramach usług opiekuńczych.

Pukamy do drzwi domu przy ulicy Prostej. Tu mieszka pani Zofia Omiecińska, jedna z najdłużej korzystających z usług opiekuńczych. Już od ponad dwudziestu lat do pani Zosi przychodzą opiekunki. Od dziesięciu lata ta sama i nieoceniona - pani Genowefa Abramczyk. - Wszystko przez tę moją bumelantkę - pani Omiecińska wskazuje na swoją niewładną prawą rękę. W dzieciństwie przechodziła zapalenie mózgu. Utrzymuje się z renty po rodzicach i dodatku pielęgnacyjnego. Energiczna i wesoła, jak może stara się ulżyć pracy opiekunki. Ale może niewiele. - Nie wyobrażam sobie życie bez mojej pani Gieni - przyznaje podopieczna. Pani Genowefa każdego dnia spędza u pani Omiecińskiej dwie godziny. Sprząta, robi zakupy, pierze, prasuje itd. Codziennie pani Zosia wypatruje w oknie swojej opiekunki. Mieszkanie jest wysprzątane co do jednego pyłka, kwiaty kwitną na wszystkich parapetach. - Przez te dziesięć lat zżyłyśmy się, zaprzyjaźniłyśmy i nie wyobrażamy sobie, aby to mogło się zmienić - mówi pani Genowefa. Jej podopieczna nawet słyszeć nie chce o zmianie opiekunki. - Dopiero, jak mnie w grobie położą, to ją od siebie wypuszczę - zapewnia pani Zosia. - Przez te dziesięć lat ani razu się nie pokłóciłyśmy, ani razu nie powiedziałyśmy do siebie głośniej. - To bardzo trudna praca - przyznaje pani Genowefa. - Jak trudna zależy i od predyspozycji opiekunki, i od usposobienia podopiecznego. Ja tu mam szczęście do miłej i sympatycznej pani Zosi, ale nie zawsze jest miło i sympatycznie. Czasem są trudni podopieczni, schorowani, agresywni, podejrzliwi. Niejedna opiekunka morze łez wylała przez starczą podejrzliwość. Niejedna usłyszała wiele przykrych słów pod swoim adresem. - Trzeba bardzo wiele tolerancji, cierpliwości i spokoju, by opiekować się starszymi i chorymi ludźmi. Oni jak dzieci są kapryśni, mają swoje zachcianki, a przy tym bardzo często naprawdę cierpią fizycznie. Czasem wyładowują na nas swoje złości i smutki, czasem kapryszą, by poświecić im więcej uwagi, czasem dokuczą i to bardzo boleśnie - opowiada pani Genowefa. Między opiekunką, a podopiecznym wytwarza się bardzo specyficzny związek. Dla starszej, samotnej i chorej osoby to ktoś, niosący ulgę, radość, pomoc. Umyje, zmieni pampersa, nakarmi, prześciele łóżko i pogłaszcze po łysiejącej głowie, zabawiając rozmową. Bardzo często opiekunkom powierzane są największe domowe tajemnice i skarby, nie mówiąc już o pieniądzach, czy kluczach do mieszkania. - Zaufanie jest niezbędne - mówi pani Genowefa. - Bez niego ta praca nie miałaby sensu. Czasem bardzo trudno jest zdobyć zaufanie starszej osoby, ale gdy już się je zdobędzie, jest ono bezgraniczne. Z tego też między innymi powodu rzadko zmieniane są opiekunki. Najczęściej ta sama osoba przychodzi do swojego podopiecznego przez kilka, a nawet kilkanaście lat, jak pani Gienia do pani Zosi. - Unikamy rotacji, bo starsi ludzie źle znoszą zmiany, czują się zagubieni, tracą poczucie bezpieczeństwa, a to odbija się na ich zdrowiu - tłumaczy Zofia Wilczyńska. Trzeba mieć coś w usposobieniu, by umieć nawiązać kontakt ze starszą osobą, zwłaszcza gdy jest ona chora. - Miałam na początku swojej pracy chwile zwątpienia, gdy sądziłam, że nie podołam obowiązkom, nie będę potrafiła codziennie patrzeć na cierpienie i starość. A jednak poradziłam sobie, polubiłam tę prace i mimo że nie należy do popłatnych, daje wielką satysfakcję, że jest się potrzebnym, że niesie się pomoc. Ale tej pracy nie da się wykonywać bez powołania - uważa pani Genowefa. Rzadko opiekunkami są młode osoby, choć wiele z nich garnie się do tego zawodu. Podopieczni wolą starsze kobiety, doświadczone, spokojne, wzbudzające zaufanie, znające życie. - Ja czasem muszę być jak kameleon, dostosowywać się do nastroju mojego podopiecznego. Nie mogę go obarczać swoimi kłopotami, te muszę zostawić za drzwiami - mówi się pani Genowefa.

Pani Bronisława i pani Tereska

Dom podopiecznego jest dla opiekunki drugim domem. Gdy podopiecznych jest kilku, domów też przybywa. W każdym trzeba sprzątnąć, uprać, uprasować, ugotować coś smacznego. Zwłaszcza z tym wymyślaniem obiadów bywa kłopot. Szczególnie, gdy podopieczny jest wymagający, jak na przykład pani Bronisława Bonalska. Panią Bonalską opiekuje się Teresa Wygryz. Praca pani Teresy jest trudniejsza, niż innych opiekunek. Jej podopieczna mieszka w drewnianym domku, w którym trzeba napalić w piecach, nanosić węgla. Podopieczna, osiemdziesięciosześcioletnia pani Bonalska to bardzo schorowana osoba, od piętnastu lat przykuta do łóżka. Ostatnio dopadła ją grypa. Pani Tereska biegała po lekarzach i aptekach. Wymagająca podopieczna docenia jej poświęcenie. - Ja jestem szczera, zawsze mówię, co myślę. Pani Tereska mi odpowiada, bo dobra z niej gospodyni, dobrze gotuje, przyzwoita kobieta - ocenia skrupulanie pani Bonalska. Opiekunka jest u niej codziennie przez pięć godzin. - Zupełnie nie wyobrażam sobie życia bez opiekunki, nie dałabym sobie rady. Ale powiem, że nigdy w życiu nie chciałabym być taką opiekunką - przyznaje z rozbrajająca szczerością pani Bonalska. Pani Tereska właśnie wróciła ze sklepu. Poszła po śledze w occie, bo starsza pani miała na nie wielką ochotę. - Wychowałam czworo dzieci, myślę, że to dobra praktyka do pracy z osobami starszymi - uśmiecha się pani Teresa. - Starsi bywają jak dzieci, trudni, uparci, kapryśni. Ta praca wymaga cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości, czasem wyrzeczeń i wielkiej tolerancji. Te kilka godzin u podopiecznego wypełnione są ciężką, fizyczną pracą. Liczba godzin, jaka przysługuje danemu podopiecznemu ustalana jest przez OPS. - Uwijamy się, jak możemy, czasem nie starcza czasu na rozmowę przy herbatce, bo trzeba gnać do następnego podopiecznego - mówi pani Teresa. Ważna jest też sprawność fizyczna, zwłaszcza w przypadku opieki nad chorymi leżącymi, których trzeba czasem dźwignąć do mycia, przesłania łóżka. - Dla wielu starszych osób na początku krępujący bywa fakt, że są zdane na naszą pomoc przy bardzo intymnych czynnościach życiowych. Od naszego taktu i kultury zależy, czy podopieczny przełamie się, czy nie - mówi pani Tereska. Nie pozostaje nic innego, jak przyzwyczaić się do wynoszenia pampersów, zapachu zasikanych prześcieradeł, widoku odleżyn. - Każdy z nas kiedyś będzie stary - mówią opiekunki.

Pani Janina i pan Władysław

Nieodłączną częścią pracy opiekunki jest patrzenie na ludzkie cierpienie, ułomności, śmierć. Patrzenie na starość, która nie zawsze bywa piękna i godna. Pani Janina Bobowska, opiekunka z ponad dwudziestoletnim stażem przeżyła już śmierć swoich podopiecznych. Dwóch zmarło na jej rękach. - To byli moi wieloletni podopieczni, czułam się, jakbym traciła kogoś z rodziny, kogoś bardzo bliskiego. Nie sposób jest odnosić się z dystansem do swoich podopiecznych, jest się przecież w ich domach tyle lat, jest się prawie członkiem rodziny - mówi pani Janina Bobowska. Panią Janinę spotykamy u podopiecznego, osiemdziesięcioczteroletniego Władysława Gołębiewskiego. Od trzech lat, codziennie przez cztery godziny pani Janina dogląda pana Władysława. Chory leży, źle słyszy. Pod opieką pani Janiny jest też żona pana Władysława - obecnie przebywająca w szpitalu. - Dziś miałam straszne kłopoty z przebraniem pana Władysława, on czasem bywa trudny, na przykład strasznie nie lubi obcinać paznokci, krzyczy wtedy wniebogłosy. Aż się boję, co sąsiedzi sobie pomyślą, gdy on tak krzyczy - uśmiecha się pani Janina. Codziennie jest u swojego podopiecznego o ósmej. Pyta, co zjadłby na śniadanie, jeśli trzeba, wychodzi po zakupy. Potem, gdy pan Władysław je - co trwa blisko godzinę - pani Janina sprząta i przygotowuje obiad. Następnie jest toaleta chorego - golenie, mycie, masaże. - Pan Władzio protestuje przeciwko wielu zabiegom. Czasem muszę trochę na niego krzyknąć, jak na małe dziecko - przyznaje. Raz w miesiącu strzyże swego podopiecznego - cóż, jeśli to konieczne, trzeba być także fryzjerką. W domach swoich podopiecznych jest gospodynią, dba tak naprawdę o wszystko. Emocjonalnie też jest trochę rozbita między własną rodzinę, a podopiecznych. - Nie da się tak po prostu wyjść od podopiecznego i zająć się swoimi sprawami. Człowiek nie przestaje myśleć, zwłaszcza gdy podopieczny ma kłopoty ze zdrowiem. Nie sposób nie angażować się, zachować dystans. Ja tego nie potrafię. Płaczę z moimi podopiecznymi, śmieje się z nimi, jak to w życiu - mówi pani Janina. Dziś na obiad pan Władzio zażyczył sobie rybkę. Będzie więc rybka.

Idealistki?

Przeciętnie opiekunka społeczna dostaje "do ręki" około 530-540 złotych miesięcznie. Pracownicy PCK zdążyli się już przyzwyczaić do mizernych pensji. - Można na to spojrzeć inaczej: mamy pracę, którą lubimy, a że czasem największym wynagrodzeniem jest uśmiech na twarzy podopiecznego i jego wdzięczność, to ma nie mniejszą wagę, niż pieniądze - mówi Janina Bobowska. Opiekunki przestały już nawet narzekać na kiepskie zarobki. Machają ręką i robią swoje. Czy mają inne wyjście? - Dobrze, że jest praca, zresztą z wieloma podopiecznymi jesteśmy tak zżyte, że nawet za darmo żadna nie odmówiłaby pomocy - przyznają po cichu opiekunki. Wyszkowski PCK jest najstarsza placówką w mieście świadczącą usługi opiekuńcze - robił to już od 1975 roku. - Gros naszych opiekunek to wieloletnie pracownice PCK, szkolone wówczas na specjalnych kursach, przygotowywane do zawodu, sprawdzone i doświadczone. To nie jest praca, którą potrafi każdy wykonać, trzeba odpowiednich predyspozycji i przygotowania. My polegamy tylko na sprawdzonych ludziach, takich, którzy są polecani i przygotowani - zapewnia szefowa wyszkowskiego PCK, Emilia Borkowska. Szefowa PCK dba, aby jej personel rozwijał swoje umiejętności. Organizowane są więc szkolenia wewnętrzne, prowadzone w większości przez panią Zofię Wilczyńską, dyplomowaną pielęgniarkę i długoletniego pracownika PCK. Opiekunki uczą się zasad pielęgnacji, rehabilitacji. Duży nacisk kładziony jest także na samokształcenie - na spotkaniach opiekunki same przygotowują referaty na różnorodne tematy i przedstawiają zagadnienia swoim koleżankom. - Staramy się też czasem rozweselić naszych podopiecznych, dla tych, którzy są w stanie uczestniczyć w spotkaniach, organizujemy okolicznościowe skromne przyjęcia np. z okazji Tłustego Czwartku - wyjaśnia Emilia Borkowska - w miarę skromnych środków staramy się umilić im codzienne życie. Do PCK zgłaszają się także osoby zainteresowane świadczeniem indywidualnych usług opiekuńczych, opłacanych przez zainteresowanego. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby siostra PCK zajęła się chorym lub niedołężnym członkiem rodziny poza lub niezależnie od godzin opieki wyznaczonych przez OPS. Trzeba wówczas zgłosić się do biura PCK i tam ustalić szczegóły: zakres obowiązków opiekunki, odpłatność itd. Starość bywa trudna i przykra, potrafi odrzeć człowieka z godności, sprawić, że stanie się bezradny i samotny. Niełatwo jest uczestniczyć w starości, patrzeć na pomarszczone ręce i twarze, bezsilność i niedołęstwo, oczekiwanie na kres ziemskiej wędrówki. Niełatwo jest uczestniczyć w rodzinnej starości, a cóż dopiero cudzej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki