Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odłożyłem aktorstwo na bok. Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim

possowski
Paweł Małaszyński – aktor teatralny i filmowy, wokalista zespołu Cochise. Ma na swoim koncie kilkadziesiąt ról w filmach i serialach, m.in. zagrał główne role w filmach „Katyń”, „Ciacho” czy „Skrzydlate Świnie” (za te role otrzymał nominacje do nagrody Złota Kaczka). Publiczność telewizyjna pamięta go z odcinków „Magdy M.” czy „Twierdzy szyfrów”. Wkrótce zobaczymy go w głównej roli w nowym polskim serialu „Misja: Afganistan”. Ma żonę Joannę oraz syna Jeremiasza
Paweł Małaszyński – aktor teatralny i filmowy, wokalista zespołu Cochise. Ma na swoim koncie kilkadziesiąt ról w filmach i serialach, m.in. zagrał główne role w filmach „Katyń”, „Ciacho” czy „Skrzydlate Świnie” (za te role otrzymał nominacje do nagrody Złota Kaczka). Publiczność telewizyjna pamięta go z odcinków „Magdy M.” czy „Twierdzy szyfrów”. Wkrótce zobaczymy go w głównej roli w nowym polskim serialu „Misja: Afganistan”. Ma żonę Joannę oraz syna Jeremiasza
Popularny aktor zajmuje się teraz tym, co jest jego pasją - muzyką. Małaszyński to wokalista zespołu Cochise

b> Zabawa w muzyka to taka fanaberia znanego aktora? Znudziło cię już aktorstwo i chciałeś spróbować czegoś nowego?
- Skądże! Muzyka była we mnie od zawsze. Aktorem zostałem, bo musiałem jakoś zarabiać pieniądze (śmiech). Aktorstwo to zawód, muzyka - pasja.

To dlaczego tak mało osób słyszało o zespole Pawła Małaszyńskiego?
- Pewnie dlatego, że "zespół Pawła Małaszyńskiego" nie istnieje.

?
- To znaczy, że jestem tylko wokalistą zespołu Cochise. Już dawno ustaliliśmy, że nie będziemy wykorzystywać mojej popularności do promocji zespołu. Bardzo nam zależy na zachowaniu niezależności artystycznej. Przez to, że siedzę w takim, a nie innym, biznesie, znam dużo rzeczy od kuchni i właśnie dlatego staram się, by to, co robimy muzycznie, pozostało kompletnie niezależne, szczere i nieskalane przez wielkie wytwórnie.

Ale jednak pojawiały się propozycje takiej promocji zespołu?
- Nie da się ukryć, że mieliśmy sporo takich ofert. Nie skorzystaliśmy z nich, więc na okładce naszej płyty nie widnieje jedynie twarz Pawła Małaszyńskiego. Ci, którzy chcieli zrobić z tego coś trendy albo wykorzystać moje nazwisko, nie bacząc na to, jaką muzykę gramy, po prostu z nami nie współpracują. Zbyt długo pracowaliśmy nad niezależnością Cochise, żeby zniszczyć ją w tak głupi sposób. Nie jest to nam kompletnie potrzebne. Ważne, że dobrze się czujemy z tym, co mamy - to nam w zupełności wystarcza. Muzyka, którą gramy, nie potrzebuje splendoru i tanich zagrywek.

Kiedyś powiedziałeś, że gdybyś miał możliwość nagrania duetu z wybranym artystą, to byłaby to Kasia Nosowska. A nie myślałeś o jakimś projekcie z Piotrem Roguckim, liderem zespołu Coma? Macie trochę wspólnego - obydwaj łączycie muzykę z aktorstwem, może tylko w trochę innych proporcjach.
- Myślę, że nie byłoby w tym nic złego. Zapewne zostałoby to odebrane jako bardzo komercyjne zagranie, ale w dzisiejszych czasach tak działa ten biznes - wszystko jest na sprzedaż. Nie będę ukrywał, że są nawet takie zakusy, ale nie wiem, czy możemy o nich mówić szerzej… Dobra! Powiem jedno zdanie, a wy i tak dopiszecie sobie do tego, co chcecie. Jestem do tego przyzwyczajony...

Damy tytuł "Roguc nagrywa płytę z Małaszyńskim!"
- Rzeczywiście, jest coś takiego w temacie Coma - Cochise. Jeden z organizatorów koncertów Comy pytał, czy nie chcielibyśmy ich supportować. My oczywiście jesteśmy bardzo chętni. Rozmawiałem nawet na ten temat kiedyś z "Rogucem" (Piotrem Roguckim - przyp. red.).

Nie myślałeś czasem, żeby zamienić się z Piotrem rolami - on byłby znanym aktorem, a ty wokalistą bardzo popularnego zespołu.
- (śmiech) Kiedy rozmawiamy z "Rogucem" na ten temat, to właśnie dochodzimy do takiego wniosku, że jesteśmy przeciwieństwami. Piotr czasami ma dosyć tego wszystkiego, co robi i chciałby np. bardziej pójść w aktorstwo, a udało mu się zrobić coś fantastycznego w muzyce. A z kolei w moim przypadku jest zupełnie inaczej - porzuciłem marzenia muzyczne i zacząłem się realizować w zawodzie aktora. Chociaż w tej chwili w pewien sposób całkowicie odłożyłem na bok aktorstwo, a zająłem się bardziej muzyką, którą od zawsze kochałem i staram się zrobić coś więcej w tym kierunku, spełniać swoje marzenia.

Zaczęliście już nagrywać drugą płytę. I trzeba będzie zacząć koncertować, by ją promować. Nie boisz się, że zabraknie ci na to czasu? Że nie dasz rady pogodzić tego z aktorstwem?
- Myślę, że nie. Przez wakacje sporo koncertowaliśmy i jakoś udawało mi się godzić to z moją pracą. Wpadłem w nałóg występowania na żywo i mam nadzieję, że trudno mi będzie z niego wyjść.

Jednak nie zawsze tak intensywnie koncertowaliście…
- Nie jest żadną tajemnicą, że nie tylko nie miałem czasu, ale też trochę bałem się koncertowania. Cały czas uczę się tej sztuki. Dopiero od pewnego momentu czuję, że mam to już w swoim krwioobiegu i staje się to dla mnie naturalne. Nie mogę się doczekać następnego koncertu, adrenaliny z tym związanej. Fascynuje mnie to, że każdy występ jest wyjątkowy, niepowtarzalny - nigdy nie wiemy jak zagramy, ani jak na to zareaguje publiczność.

Wzorujesz się na kimś podczas koncertowania?
- Jestem fanem muzyki właściwie od urodzenia, ale jakbyś zapytała mnie, na ilu koncertach byłem, to ze smutkiem odpowiem - na niewielu. Na większości koncertów, na których chciałem być, nie byłem ze względu na moje zajęcia teatralne. Nie staram się jakoś specjalnie podpatrywać innych na scenie. Mam własny pomysł na pokazanie siebie. Tylko raz próbowałem kogoś naśladować, w dodatku z całkiem niezłym skutkiem.

Wypuszczasz nas?
- To stara historia. Kiedyś z kolegami z podwórka postanowiliśmy nagrać teledysk do Achtung Baby zespołu U2. Ja byłem basistą. Mieliśmy z tego świetną zabawę. Wszystko nagra_liśmy kamerą, a niedługo potem U2, za pośrednictwem brytyjskiego MTV, ogłosiło konkurs na najlepszy amatorski klip do tego utworu. Nagrodą był wyjazd na ich koncert w Rzymie i kolacja z zespołem.

Jak wam poszło?
- Nasz teledysk wygrał!

Chcesz powiedzieć, że jadłeś kolację z U2?!
- Niestety, to zbyt piękne, by było prawdziwe. Warunkiem wyjazdu było osiągnięcie pełnoletniości. A mi do_skończenia 18 lat zabrakło zaledwie kilku miesięcy. Koledzy pojechali, byli nawet na scenie podczas występu, a ja musiałem zadowolić się oglądaniem relacji z koncertu i kolacją w domu (śmiech). A mój kolega, który na tym teledysku udawał Bono (wokalista U2 - przyp. red.), dostał od niego jego słynne okulary, które miał tylko JP II, Bono i właśnie mój kolega Piotrek. Niesamowite okulary - pasują na każdą twarz!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki