Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oddał życie za dziesiątki niewinnych ludzi. Tajemnicza katastrofa lotnicza w Bieszczadach

Wojciech Zatwarnicki/ Nowiny 24
Fot.sxc.hu
Wszyscy mamy w pamięci katastrofę jaka rozegrała się pod Smoleńskiem w kwietniu tego roku. Mało jednak kto wie, że niewiele brakło, aby w Bieszczadach zginęły dziesiątki niewinnych ludzi.

Wszyscy mamy w pamięci katastrofę jaka rozegrała się pod Smoleńskiem w kwietniu tego roku. Mało jednak kto wie, że niewiele brakło, aby w Bieszczadach zginęły dziesiątki niewinnych ludzi.

W 1988 roku w Olszanicy koło Ustrzyk Dolnych rozbił się sowiecki samolot szturmowy. Najprawdopodobniej pilot uratował szkołę w Olszanicy i uczniów przed katastrofą, a sam zginął.

Gainie Tdinow, z pochodzenia Tatar, w ostatniej chwili podniósł dziób swojego Su-25, unikając uderzenia w budynek szkoły w Olszanicy koło Ustrzyk Dolnych. Jego samolot roztrzaskał się w lesie, na wzgórzach okalających miejscowość.

Gainie miał 22 lata, młodą żonę i rodzinę. Jego śmierć widział inny pilot rosyjski przelatujący wraz z nim nad Olszanicą. Później długo krążył w górze, ściągając ekipy ratunkowe. Obaj piloci brali udział w ćwiczeniach pod kryptonimem "bieszczadzkie doliny". Działo się to 26 kwietnia 1988 roku.

- Z pilota nie było co z niego zbierać - wspomina Zbigniew Socha z Olszanicy. - W reklamówce by się pewnie zmieścił. - Zostały z niego jedynie strzępy na pasach lotniczej uprzęży - dodaje Edward Staszewski, starszy sierżant milicji, który jako pierwszy dotarł na miejsce katastrofy.

- Widziałem jak spadł samolot. Wyglądało to jak wybuch małej bomby atomowej. Taki grzyb. Potem usłyszałem jeszcze dwie eksplozje - pewnie wybuchały pociski albo paliwo. Byłem już wówczas bardzo blisko, sto, może dwieście metrów.

Spadochron nad głowami

Na miejsce katastrofy dotarłem również i ja. Byłem wtedy uczniem liceum w Ustrzykach Dolnych. Na wieść że spadł samolot, zabrałem aparat fotograficzny i wraz z kolegami zrobiliśmy sobie wagary. Razem z Markiem Podkalickim, kolegą ze szkolnej ławki, znaleźliśmy kawałki kości, chyba ręki . Cały Las śmierdział paliwem. Pilot pewnie zrzucił zapas przed katastrofą.

Pamiętam również że staliśmy nad potężnym wykopem w środku lasu. Dookoła pełno sowieckich żołnierzy i gapiów, a tuż nad naszymi głowami resztki spadochronu…

Wrażenie robił też na nas Mi- 26 największy transportowy śmigłowiec świata. Sowieci pozwalali, nam nawet wejść do kabiny pilotów i robić w niiej zdjęcia, których niestety duża część zaginęła..

22 lata później

Gorące przedpołudnie, dwadzieścia lat później. Wspinamy się na wzniesienie, gdzie rozbił się Su-25. Nic nie mogę sobie przypomnieć. Zresztą wtedy była wczesna zimna wiosna, a dziś pełne lato, i minęło ponad 20 lat. Wreszcie, jest. Mały grób - pomnik, otoczony metalowym płotkiem, zarośnięty paprociami, nad którymi góruje srebrzysta sowiecka gwiazda.

- Był czas, ze przyjeżdżały tu żona lotnika i jego matka, ale teraz już nie - opowiada Staszewski. - Mogiłą opiekowali się też uczniowie ze szkoły. Staszewski wraca myślami do dnia katastrofy:

- Kilka godzin po upadku samolotu przyleciały cztery helikoptery. W tym jeden generalski, VIP-owski. Przybył generał Biełow, członek Rady Wojennej Związku Radzieckiego. Pułkownicy rosyjscy, którzy wcześniej wraz z żołnierzami zabezpieczali teren, meldowali mu wszystkie fakty. Rosjanie zachowywali się w porządku.

- Tuż po wypadku najechało się mnóstwo żołnierzy rosyjskich - wspomina Zbigniew Socha. - Pracowałem wówczas w tutejszym POM-ie i pamiętam, że ich dowódca chciał pożyczyć koparkę. U nas była, ale zepsuta. Wtedy sprowadzili własną. Przyleciała na pokładzie największego helikoptera transportowego świata MIG-26. Śmigłowiec wyglądał jak latająca szafa. Taki ogromny!

Mógł się katapultować

Czy Gainie Tdinow uratował szkołę i uczniów przed katastrofą? Czy dzięki niemu nie zginęli mieszkańcy Olszanicy?

- Znam się na samolotach i jestem pewien, że pilot mógł się katapultować - uważa Socha, który jest pilotem szybowcowym. - Słyszałem, że coś w silnikach tego samolotu nawala, bo był całkiem inny dźwięk. Pilot wykonał manewr skręcania i kierował się na las. W innym przypadku, ajprawdopodobniej, wpadłby na domy lub na szkołę. Dlaczego się nie katapultował? Być może wolał zginąć, niż tłumaczyć się ze zniszczenia supernowoczesnego samolotu szturmowego, który wówczas Rosjanom służył w Afganistanie.

Gainie Tdimow pochodził z miasta Ufa w radzieckiej republice Baszkiri. Jako lotnik służył w jednostce myśliwców pod Lwowem.

Nie chcieli postawić pomnika

Jak pamięta Staszewski, z początku Rosjanie nie zamierzali w ogóle stawiać w Olszanicy pomnika swojemu lotnikowi. Że był za młody i za mało zasłużony.

- No to powiedzieliśmy generałowi, że sami za własne pieniądze go postawimy - opowiada Staszewski. - Generał na to: nie nada. I za kilka dni przywieźli pomnik śmigłowcem.

Wątpliwe pamiątki

Na miejscu katastrofy ludzie zbierali na pamiątkę fragmenty rozbitego samolotu. Niektórzy sądzili nawet, że kadłub samolotu powleczony jest platyną.

- Ja znalazłem pocisk odpalany elektronicznie. Lekko pognieciony - wspomina Socha.
Jeszcze raz pochylamy się nad grobem Gainie Tdinowa. Dlaczego się nie katapultowałeś? Czy dlatego skierowałeś maszynę nad las, bo chciałeś ocalić ludzi?

Wypowiedzi świadków katastrofy pochodzą z roku 2008.

Źródło: Nowiny24 Tajemnicza katastrofa w Bieszczadach. Pilot oddał życie za uczniów z Olszanicy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki