Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od Pecyny poprzez Wyszków do...

Tadeusz Franciszek Machnowski
Jeszcze nie przebrzmiało echo poprzedniego tomu poetyckiego Józefa Bułatowicza pt. "Echa myśli - echa zdarzeń", a już oto zbiór następny. Jeszcze pojemniejszy, obficiej ilustrowany, na tym samym znakomitym poziomie literackim i bardzo pokrewny tematycznie tamtej książce sprzed zaledwie kilku miesięcy. Dola i niedola pisarzy dzisiejszych. Jednakże takiej "niedoli", która stała się udziałem naszego literata z Wyszkowa, należałoby życzyć każdemu piszącemu w naszym kraju i nie tylko u nas.

Józek Bułatowicz, choć literacko zadebiutował już we wczesnej młodości, to jednak książkowo - niespełna przed dwudziestoma laty. A książek tych ma już w swoim dorobku ponad dwadzieścia. Niektóre: zwłaszcza te o krótkiej i zwartej formie (satyryczno-humorystyczne almanachy i antologie) nieznacznie tylko objętościowo ustępują Biblii. Co rok to prorok, i to jeszcze z kawałkiem. Tylko zielenieć z zazdrości...
Ale wróćmy do tematu. W tej pięknie wydanej przez warszawską Ludową Spółdzielnię Wydawniczą księdze poetyckiej Józefa, grubo ponad dwustustronicowej, znajdziemy aż dziesięć różnych cyklów tematycznych: nieco historii, fragmentów miejskich i nadbużańskich legend, niezapomnianych postaci, szczerych i serdecznych uczuć, spraw bardzo osobistych, codziennych głębokich refleksji i obrazów oglądanych z ukosa (by nie powiedzieć - zezem) a także najzupełniej legendarno-bajecznych. Jednym słowem tyle tematów co przykazań boskich, gdyż i akcenty religijne nie należą tutaj do rzadkości.
Jeśli mam być szczery, to mimo niezwykle ponętnej szaty graficznej samych już okładek, trochę się na początku przestraszyłem: czy tam w Wyszkowie nie zaczęli czasami stawiać kilkusetmetrowych wieżowców i nasz przyjaciel literat może chce się na gwałt nimi pochwalić. A ja jak na złość - podwójny antyurbanista, zalękniony zarówno gmachami wszelakimi, jak i człowiekiem o podobnym nazwisku, nie miałbym tutaj wiele do powiedzenia.
Na szczęście autor zaledwie w kilkunastu wierszach zaakcentował ten temat i to jedynie z punktu widzenia pamiątek-pomników architektury zabytkowej, sakralnej lub związanej z najwyższym sentymentem mieszkańców tej części Puszczy Białej. Właśnie Puszczy Białej. I w tym momencie jeszcze raz powracam do poprzedniego tomu. Bo chociaż "Wyszkowskie impresje" są oddzielnym i osobnym tomem poetyckim w dorobku naszego poety, to jednak znajomość jego rodzinnych progów, znacznie ułatwiłaby nam odbiór i wzbogaciła te oto impresje najświeższe.
Zachęcam więc za przykładem drugiego naszego przyjaciela-literata, a dokładniej "Wincentego Kadłubka" ukochanej Puszczy Białej całym sercem jej oddanego kronikarza - Wincentego Szydlika, do odwiedzin także tomu poprzedniego. Poezja ta, momentami zahaczająca o nurt i akcenty twórczości ludowej w najlepszym tego słowa znaczeniu, jest właściwie do zrozumienia dla wszystkich. Od prostaczka do intelektualisty i od lat kilku do kilkudziesięciu.
Chciałoby się przytoczyć w tym miejscu choć kilka wierszy albo przynajmniej fragmentów, jak np. ten oto z utworu pt. "Bezpańskie psy".
"Kąt ciemny mają za mieszkanie
jadalnią dla nich są śmietniki.
Tych psów nie pyta nikt o zdanie,
nie użalają się przed nikim.
Dokładnie wiedzą co to bieda,
nigdy nie chciani przez nikogo.
Dobrego słowa nikt im nie da,
niczego pewni być nie mogą.
Po ciele przykry deszcz zacina,
zimą doskwiera mróz dotkliwy.
Gdzie ma się podziać biedna psina
na świecie tak nielitościwym?"
Czy w tych zaledwie kilku dopiero co przeczytanych zwrotkach, nie pobrzmiewa głos i serce pewnego Pięknego Człowieka z Asyżu?
Na zakończenie więc jeszcze tylko to maleńkie pytanie i prośba do autora, który jest mi ogromnie bliski nie tylko z racji sąsiedztwa urodzenia, kilkumiesięcznej dziecięco-pecyńskiej historii związanej z wyzwalaniem mojego zakątka (końcówka 1944, początek 1945 r.), a także wspólnego umiłowania przyrody.
Nieomal wszystkie wiersze (ok. 300) zawarte w tych obu, nieomal bliźniaczych tomach, powstały jeśli nie w latach osiemdziesiątych, to na początku lat dwutysięcznych. A cóż się stało z nie mniej sympatycznymi latami dziewięćdziesiątymi?
Dlatego więc z niecierpliwością czekamy na trzeci tom tej niezwykle urokliwej trylogii poetyckiej o naszej równie pięknej Puszczy Białej. Od Pecyny i Wyszkowa aż po… Gdyż Trylogia, a choćby tylko trylogia, brzmi najpiękniej!
Jeżeli szanowny Autor nie pisał wierszy w tej niewdzięcznej dla literatury polskiej ostatniej dekadzie dopiero co minionego stulecia, niechże zechce łaskawie nadrobić to w najbliższym czasie. Czego serdecznie i szczerze życzy cała Zielona Puszcza z również znakomitym, satyryczno-lirycznym naszym orłem: Alfredem Sierzputowskim oraz ten od swojej Legendy Narwi - mysikrólik Puszczy Białej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki