Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepokoje w Naszym Domu

Mieczysław Bubrzycki
Po odwołaniu Andrzeja Tyborowicza funkcję prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej Nasz Dom wkrótce obejmie Mirosław Przastek z Ostrowi Mazowieckiej, wyłoniony w drodze konkursu. Będzie to dziewiąta w ostatnich trzech latach zmiana na stanowisku prezesa lub wiceprezesa spółdzielni Nasz Dom. - Czyżbyśmy szykowali się do pobicia rekordu Guinnessa? - zastanawia się jeden ze spółdzielców.

Trafiony, zatopiony

26 maja rada nadzorcza Spółdzielni Mieszkaniowej Nasz Dom w Ostrowi Mazowieckiej odwołała prezesa zarządu Andrzeja Tyborowicza, którego dwa lata wcześniej wyłoniono w drodze konkursu.
- Wniosek o odwołanie prezesa postawiono znienacka - mówi Wojciech Laskowski, ówczesny przewodniczący rady nadzorczej. - Przerwałem obrady i poinformowałem członków rady, że jeśli podjęta będzie uchwała w tej sprawie, to będzie ona bezprawna, ponieważ w ustalonym porządku obrad rady nadzorczej nie było punktu dotyczącego odwołania prezesa, a zgodnie z regulaminem rady nadzorczej, uchwały można podejmować tylko w sprawach objętych porządkiem obrad.
- To nieprawda - mówi Waldemar Rakowski, członek rady, a obecnie prezes spółdzielni. - Pięciu członków rady 20 maja złożyło wniosek o umieszczenie w porządku obrad punktu "Ocena pracy i składu zarządu". Znalazł się on w końcu w porządku obrad, co dawało podstawę także do odwołania prezesa. Nasza radczyni prawna potwierdziła na piśmie, że wszystko jest w porządku.
Członkowie rady nie posłuchali przewodniczącego i kontynuowali obrady, mimo że przewodniczący Laskowski, członek rady Czesław Parys oraz prezes Tyborowicz wyszli. Pod ich nieobecność zarządzono głosowanie i za odwołaniem prezesa Tyborowicza była większość członków rady (ośmiu z jedenastu).
Na tym samym posiedzeniu rady nadzorczej jej członkowie oddelegowali do czasowego pełnienia funkcji prezesa jednego ze swoich kolegów - Waldemara Rakowskiego. W kilka tygodni później rada nadzorcza odwołała Wojciecha Laskowskiego z funkcji przewodniczącego. Odwołany Laskowski złożył do zebrania przedstawicieli członków, które obradowało 25 czerwca, odwołanie od uchwały rady nadzorczej w sprawie odwołania prezesa.

Za co odwołali prezesa

Główny zarzut, jaki postawiono prezesowi, był taki, że spółdzielnia w tym roku zapłaci miastu zbyt duże opłaty za wieczyste użytkowanie gruntów. Wzrosły one znacznie, gdyż - zgodnie z nowymi przepisami - miasto zleciło wycenę gruntów rzeczoznawcy i naliczyło spółdzielni jako opłatę 1 proc. wyliczonej wartości. To było dużo więcej niż w zeszłym roku. Spółdzielnia odwołała się od tej decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, przed którym doszło do ugody, w wyniku której miasto obniżyło opłatę o 20 proc. Większość członków rady nadzorczej uznała, że to zbyt mały upust i zarzuciła prezesowi złą wolę.
- To jest zaniedbanie, które odbija się na kieszeni członków spółdzielni, bo opłaty za użytkowanie wieczyste są znacznie wyższe niż dotychczas i wzrosną o 52 tys. zł rocznie - twierdzi Mieczysław Pasztaleniec, wiceprzewodniczący rady nadzorczej, który udowadnia, że prezes mógłby, gdyby chciał, doprowadzić do korzystniejszej ugody.
- Pan prezes nic nie uczynił, żeby ta opłata była niższa - mówi Pasztaleniec. - On ma bardzo miłe kontakty z miastem.
Andrzej Tyborowicz, b. prezes spółdzielni Nasz Dom, zarzuca Pasztaleńcowi, że mówi nieprawdę. Twierdzi, że w razie nieprzyjęcia warunków ugody zaproponowanych przez miasto pozostałaby droga sądowa, która obarczona jest jednak dużymi opłatami, a nie ma gwarancji, że przyniosłaby spodziewany skutek.
Większość członków rady nadzorczej stawia Tyborowiczowi szereg innych zarzutów, które jednak eks-prezes odpiera.
- Mogę się tylko domyślać, dlaczego zostałem odwołany - mówi Tyborowicz. - Na pewno powodem nie była sytuacja finansowa spółdzielni. Część członków rady nadzorczej chciała zarządzać spółdzielnią z drugiego rzędu, co nie należy do ich obowiązków, bez brania odpowiedzialności. Próbowano ubezwłasnowolnić pracę zarządu. Domagano się zwolnienia głównej księgowej i osoby związanej z rozliczaniem kredytów. Nie chciałem im się podporządkować i za to zostałem zwolniony.
- Zarzuty postawione prezesowi nie mogły być powodem jego odwołania - twierdzi Wojciech Laskowski. - To rzetelny człowiek, który dobrze wypełniał swoje obowiązki.
Inni członkowie rady są zupełnie odmiennego zadnia.
- Odwołanie prezesa powinno odbyć się pół roku wcześniej - mówi Mieczysław Pasztaleniec, zastępca przewodniczącego rady nadzorczej. - Nie mam do niego nic jako do człowieka, ale on zupełnie nie nadawał się na to stanowisko i nie wywiązywał się ze swojej roli.
- To zwyczajny populizm, ale mam nadzieję, że niedługo potrwa - twierdzi Andrzej Tyborowicz.
- Nam chodzi tylko i wyłącznie o dobro członków - zapewnia Mieczysław Pasztaleniec. - Tego nie można powiedzieć o byłym prezesie.
Eks-prezes Tyborowicz złożył w sądzie pracy pozew przeciwko radzie nadzorczej, bo w dniu, gdy odwoływano go, był na zwolnieniu lekarskim. Tego dnia był jednak także w pracy, choć nie podpisał listy obecności. Zwolnienie dostarczył na drugi dzień.

Przerwane walne

25 czerwca, jak co roku o tej porze, w Spółdzielni Mieszkaniowej Nasz Dom w Ostrowi Mazowieckiej obradowało walne zebranie przedstawicieli członków. Wiadomo było, że zebranie będzie interesujące, ale mało kto przewidział, że trzeba będzie je przerwać.
Aby podejmowane na walnym zebraniu postanowienia były prawomocne, w głosowaniu musi brać udział więcej niż połowa wszystkich delegatów. W Naszym Domu jest ich 61, na piątkowe zebranie przyszło 37. Wystarczyło więc, aby siedem osób wyszło z sali i już brakowało tzw. quorum.
Podczas ustalania porządku obrad usiłowano wprowadzić do niego rozpatrzenie odwołania b. przewodniczącego rady nadzorczej Wojciecha Laskowskiego od uchwały rady nadzorczej w sprawie odwołania prezesa Tyborowicza. Gdy miało dojść do głosowania, większość członków rady nadzorczej oraz grupka osób im sprzyjających wyszła z sali i nie było tzw. quorum, czyli nie można było niczego głosować.
Po półgodzinie obrady wznowiono. Sprawa odwołania na razie nie była poruszana. Odbyły się głosowania nad sprawozdaniami. Większość delegatów głosowała za przyjęciem sprawozdania finansowego i sprawozdania zarządu za rok 2003. Większości głosów nie dostało natomiast sprawozdanie rady nadzorczej.
Większość osób opowiedziało się za udzieleniem absolutorium prezesowi Tyborowiczowi. Absolutorium uzyskał też wiceprezes Marek Gaiska odwołany przez radę nadzorczą w październiku ub. roku, nie uzyskał go natomiast wiceprezes Leopold Rydzewski, który zrezygnował z funkcji w maju br.
Po serii głosowań padła propozycja zwołania nadzwyczajnego walnego zebrania, na którym zajęto by się oceną pracy rady nadzorczej, no bo przecież nie przyjęto jej sprawozdania. Gdy przyszedł czas głosowania nad zgłoszonym wnioskiem, członkowie rady nadzorczej plus ich zwolennicy wyszli z sali i znów nie było quorum. Ponieważ nie wrócili już na salę obrad, przewodniczący obrad zmuszony był je przerwać.
Znaczna część delegatów jest głęboko przekonana, że wychodzenie delegatów z sali obrad w newralgicznych punktach obrad to nic innego jak manipulacja.
- Tu nie było żadnego celowego wychodzenia - przekonuje Wojciech Radomski, członek rady. - Była już późna noc i część ludzi, zwłaszcza starszych, była zmęczona i poszła do domu. Ja też nie wytrzymałem i wyszedłem.
- Z tamtej strony było dużo osób zwerbowanych i dużo krzykaczy - mówi Irena Czajkowska, przewodnicząca rady nadzorczej. - Nie pytano, dlaczego odwołano prezesa i przewodniczącego rady, tylko od razu były głosy, że to rada rządzi.
- Ja w końcu bardzo źle się poczułem na tym zebraniu - mówi Mieczysław Pasztaleniec, wiceprzewodniczący rady. - Sprawy spółdzielcze nie obchodziły części osób, które tam przyszły. Ich nie obchodziły sprawy spółdzielni i zaniedbań w niej. Oni przyszli z hasłem: "Oddajcie nam naszego człowieka". Mieli na myśli byłego prezesa. Nic innego ich nie obchodziło. Zjednoczyli się w walce o pieniądze, które są do wzięcia w spółdzielni.
- My walczymy o członków i ich pieniądze - przekonuje Kazimierz Duda, członek rady nadzorczej. - Nam zależy, żeby płacili za mieszkania jak najmniej.
Zupełnie inaczej wyglądało to z drugiej strony.
- Na tym przerwanym zebraniu dominowały sprawy personalne - ocenia Elżbieta Połończyk, delegat na zebranie przedstawicieli. - Jak zauważyłam, rada nadzorcza uzurpuje sobie prawo do zarządzania spółdzielnią, a przecież oni powinni kontrolować zarząd, a nie rządzić spółdzielnią. Niestety, na zebraniu w ogóle nie mówiło się o rozwoju spółdzielni, co jest przecież sprawą najważniejszą.

Kto tu rządzi?

Obecna rada nadzorcza działa od połowy 2001 roku. Znalazło się w niej 10 nowych osób, w starej radzie był tylko Czesław Parys. Rada od razu była w opozycji do ówczesnego prezesa Śniadały, który wraz z całym zarządem został odwołany. Przez krótki czas prezesem był Józef Parafiańczyk - członek rady nadzorczej. Potem, w połowie 2002 roku, prezesem z konkursu został Andrzej Tyborowicz, wieloletni kierownik Urzędu Rejonowego w Ostrowi Mazowieckiej. Sytuacja finansowa spółdzielni była wtedy wciąż zła. W ub. roku zmniejszono zarząd spółdzielni z trzech do dwóch osób i odwołano prezesa Marka Gaiskę. 26 maja odwołano nie tylko prezesa Tyborowicza, ale - w wyniku rezygnacji - odwołano też wiceprezesa Rydzewskiego i powołano na jego miejsce wybraną w konkursie Mirosławę Wachowiak, która do Ostrowi sprowadziła się z Katowic.
- W 2001 roku, gdy zostałem przewodniczącym rady nadzorczej, wypłacalność spółdzielni wynosiła zaledwie 3,8 proc. - mówi Wojciech Laskowski, b. przewodniczący rady nadzorczej. - Obecnie przekracza 80 proc. Po raz pierwszy od wielu lat spółdzielnia w wyniku oszczędnego gospodarowania i prawidłowego zarządzania uzyskała bardzo dobre wyniki gospodarcze i finansowe.
- Obecny stan finansowy spółdzielni to przede wszystkim zasługa członków, którzy płacą wyższy czynsz, dzięki czemu zaległości płatnicze zostały zlikwidowane - mówi Waldemar Rakowski, obecny prezes spółdzielni. - To oni spłacili długi, które miała spółdzielnia. Nikt inny nie powinien sobie przypisywać tych zasług.
- To, co dzieje się w naszej spółdzielni, to poważny objaw choroby na władzę - twierdzi Elżbieta Połończyk.
- Nam nie zależy na władzy - protestuje obecny prezes Waldemar Rakowski. - Nie chciałem zostać prezesem, ale ktoś musiał pełnić tę funkcję do czasu wyłonienia nowego prezesa. Będę nim jeszcze do końca lipca i przekażę swoje obowiązki nowemu prezesowi.
- W naszej spółdzielni do tej pory rada nadzorcza była raczej radą podrzędną - twierdzi Irena Czajkowska, przewodnicząca rady nadzorczej.

Rekord Guinnessa?

Jak wylicza Wojciech Laskowski, mające niebawem nastąpić powołanie nowego prezesa będzie dziewiątą zmianą na stanowisku prezesa lub wiceprezesa spółdzielni za tej rady, co ma być zasługą obecnej rady nadzorczej.
- Czyżbyśmy szykowali się do pobicia rekordu Guinnessa? - zastanawia się.
- To przesada - mówi Waldemar Rakowski, obecny prezes. - Pierwsze odwołanie całego zarządu to był skutek decyzji walnego zgromadzenia. Także nie wszystkie pozostałe zmiany wynikały z inicjatywy rady nadzorczej. Niektórzy sami rezygnowali. Ja też odejdę niebawem i nikt nie będzie mnie odwoływał.
Czy obecne zmiany są ostatnimi w tej kadencji rady, która potrwa jeszcze rok?
- Mamy nadzieję, że to będzie ostatnia zmiana na stanowisku prezesa - mówi Kazimierz Duda.
- Będziemy zmieniać dotąd, aż będzie dobry zarząd - twierdzi Mieczysław Pasztaleniec. - Zarząd musi działać w interesie członków. Chodzi o to, żeby czynsze nie rosły, a ludziom żyło się coraz wygodniej na naszych osiedlach.
- Nam nie chodzi o rządzenie - zapewnia Wojciech Radomski. - Coraz częściej dochodzę do wniosku, że niepotrzebnie pchałem się w to bagno. Lepiej byłoby nie być w radzie nadzorczej i nic nie wiedzieć o tym, co dzieje się w spółdzielni.

Co dalej?

Nie udało nam się skontaktować z Mirosławem Przastkiem, który po wygranym konkursie będzie prezesem spółdzielni od 1 sierpnia. Jak nam powiedziano w spółdzielni, wyjechał za granicę na urlop.
Spytaliśmy obecnego prezesa, co już załatwił w spółdzielni i jakie są jeszcze najważniejsze sprawy do załatwienia w najbliższym czasie?
- Najważniejsze jest odzyskanie ciepłowni, którą zabrano nam w stanie wojennym - twierdzi Rakowski. - Prezes Tyborowicz nie kiwnął palcem w tej sprawie. Gdy ciepłownia wróci do spółdzielni, dzięki niepłaceniu podatku VAT spółdzielcy zapłacą mniej za ciepło.
Ciepłownią zawiaduje obecnie Zakład Energetyki Cieplnej - miejska spółka - ale toczy się w tej sprawie od kilku lat spór pomiędzy miastem i spółdzielnią. Obecnie sprawa czeka na rozstrzygnięcie w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie.
Prezes Rakowski wymienia też decyzje, które podjął do tej pory. We wtorki spółdzielnia pracuje teraz nie od 7.00 do 15.00, lecz od 9.00 do 17.00, aby sprawy mogli załatwić także ludzie pracujący. Odebrano pracownikom spółdzielni bardzo korzystne dodatki stażowe (za każdy rok pracy w spółdzielni przysługiwało 1,5 proc. dodatku bez żadnych ograniczeń, obecnie jest to 1 proc., ale maksymalnie do 20 proc.), ograniczono też wypłacanie tzw. bilansówki, a niebawem każdy z pracowników będzie nosił identyfikator, aby członkowie wiedzieli, z kim mają do czynienia.
Będzie się także ukazywał biuletyn informacyjny, w którym opisywane będą plusy i minusy działalności spółdzielczej.
- Ostatnie zebranie przedstawicieli pokazało, że popełniliśmy błąd, nie docierając na czas do ludzi z informacjami na temat zarzutów w stosunku do prezesa i sytuacji w spółdzielni - mówi Mieczysław Pasztaleniec. - Takich błędów nie powinniśmy więcej robić.

PS. Nadzwyczajne zebranie przedstawicieli członków, na którym ma być m.in. oceniona praca rady nadzorczej, odbyć ma się w połowie sierpnia. Zwołane będzie na pisemny wniosek 32 delegatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki