Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie będzie odpowiadał za zabójstwo Roberta Czajkowskiego

Robert Majkowski
sxc.hu
Za nieumyślne spowodowanie śmierci i krótkotrwałe uszkodzenie ciała Roberta Czajkowskiego, a nie za zabójstwo - jak chciałaby rodzina nieżyjącego, zasiadł na ławie oskarżonych 23-letni Sebastian G.

Proces mający wyjaśnić okoliczności głośnego zaginięcia i śmierci młodego wyszkowianina rozpoczął się 25 lutego przed wyszkowskim Sądem Rejonowym. Odpowiadając na wnioski pełnomocnika rodziny Czajkowskich, sędzia zastrzegła, że na każdym etapie procesu może nastąpić zmiana kwalifikacji czynu i przekazanie sprawy do rozpatrzenia sądowi wyższej instancji.

Zobacz: Eksperyment procesowy z udziałem podejrzanego. Tam, gdzie zginął Robert Czajkowski

Na dziś sąd nie widział do tego podstaw. Innego zdania jest rodzina zmarłego, która domagała się nawet zwrotu akt ponownie do prokuratury celem uzupełnienia materiału dowodowego. Na rozprawie padło pod adresem oskarżyciela wiele zarzutów o zaniechania podczas śledztwa.

Zobacz: Pogrzeb tragicznie zmarłego Roberta Czajkowskiego (zdjęcia)

Jako pierwszy miał zeznawać oskarżony, ale Sebastian G. skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania. Nie przyznał się także do zarzucanych mu czynów. Sędzia odczytała jego wcześniejsze zeznania złożone w prokuraturze. Sebastian G. wyjaśniał, że bawił się ze znajomymi w klubie Odysey, gdy około godz. 3.00 zaczął go zaczepiać Robert Czajkowski.

Zobacz: Znana przyczyna zgonu Roberta Czajkowskiego. Prokuratura nadal ma wątpliwości

- Czepiał się do mnie, chciał ze mną wyjść i chyba chodziło mu o dziewczyny. Wyszliśmy, on mi ubliżał, ja jemu później też. Powiedział "ty frajerze, nie będziesz mi odbierał...". Był pijany, ja też. Włącza mi się agresja, gdy ktoś tak do mnie mówi i się zaczepia. (…) Od roku trenuję boks. (…) Robert Czajkowski dostał cios, potem zaczął uciekać, zapytałem, czy nie chce się już bić, a on powiedział, że ma już dość. Był jeszcze jeden cios. Szarpaliśmy się. On uciekł w stronę parku, a ja wróciłem. Powiem prawdę. On po ostatnim uderzeniu wbiegł do wody, popłynął, mówił coś "ja ją kocham". Mówiłem, żeby wyszedł z wody. Zrozumiałem, że ma dość, wróciłem do Odysey. Ja go nie wrzuciłem, ani nie wepchnąłem do wody. Sam wbiegł, stał, nie wiem, czemu powiedziałem, że popłynął. Nie wszedłem do wody, bo on nie potrzebował pomocy. Potem wróciłem nad rzekę, żeby zobaczyć, czy wyszedł z wody. Słyszałem jakieś głosy z parku.

Kolejna rozprawa 25 marca.

Więcej na ten temat przeczytasz w aktualnym wydaniu Głosu Wyszkowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki