Nasi uciążliwi sąsiedzi. Jak sobie z nimi poradzić?

Czytaj dalej
Fot. zdjęcie z arch. prywatnego
Anna Wołosz

Nasi uciążliwi sąsiedzi. Jak sobie z nimi poradzić?

Anna Wołosz

Ostrołęka. Wielu mieszkańców bloków doświadczyło uciążliwości ze strony sąsiadów. Gdy ktoś słucha za głośno muzyki, to pół biedy. Gorzej, gdy wszczyna awantury lub podkłada ogień...

Mieszkańcy osiedla Centrum zapewne zapamiętają ten dzień na długo. 16 lipca rano zobaczyli dym. Nie tylko oni - widać go było z odległości kilku kilometrów. Palił się balkon i mieszkanie na trzecim piętrze bloku przy ul. Madalińskiego. Strażacy stwierdzili celowe zaprószenie ognia. Gryzący dym przedostał się na klatkę schodową. Trzeba było ewakuować ludzi z lokalu na czwartym piętrze. Lokatorkę palącego się mieszkania zabrano do szpitala.

Jeden pokój był wypalony, reszta pokryła się sadzą. Sąsiednie lokale też ucierpiały. „Dosyć tego!” - powiedzieli sąsiedzi oraz zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej Centrum.

„To nie był przypadek” - tuż po tych wydarzeniach napisała do nas mieszkanka tego bloku, pragnąca zachować anonimowość. - „Lokal zajmuje rodzina patologiczna. Ich syn, kiedy się napije, staje się agresywny, rzuca ciężkimi przedmiotami, trzaska drzwiami, krzyczy „będzie się działo” - żeby nas uprzedzić. (...) Mieszkańcy bloku zgłaszali to na policję i do spółdzielni. Czekamy na decyzje, które skończą nasze męczarnie. Chodzi o życie nasze i małych dzieci, które tu mieszkają. Dzięki Bogu, nie wybuchł gaz, który by nas pozabijał. Kochana redakcjo, pomóżcie”.„To nie był przypadek” - tuż po tych wydarzeniach napisała do nas mieszkanka tego bloku, pragnąca zachować anonimowość. - „Lokal zajmuje rodzina patologiczna. Ich syn, kiedy się napije, staje się agresywny, rzuca ciężkimi przedmiotami, trzaska drzwiami, krzyczy „będzie się działo” - żeby nas uprzedzić. (...) Mieszkańcy bloku zgłaszali to na policję i do spółdzielni. Czekamy na decyzje, które skończą nasze męczarnie. Chodzi o życie nasze i małych dzieci, które tu mieszkają. Dzięki Bogu, nie wybuchł gaz, który by nas pozabijał. Kochana redakcjo, pomóżcie”.

Ci państwo już tu nie mieszkają

Rodzina, której obawiali się sąsiedzi, już opuściła mieszkanie. Główną przyczyną wypowiedzenia członkostwa były zaległości w opłacie czynszu, ale rada nadzorcza spółdzielni „Centrum” uwzględniła i inne powody. Wzięła pod uwagę skargi mieszkańców. Zdarzenia z 16 lipca „pomogły” pchnąć sprawę do przodu.

- Byliśmy przy tym, spędziliśmy niedzielę pod blokiem na Madalińskiego, aż do zakończenia akcji służb - mówi Ryszard Sowa, prezes spółdzielni „Centrum”. - Lokatorzy utracili swoje prawa, a zarazem mieszkanie, ze względu na ich bezpieczeństwo zabraliśmy im klucze i zamknęliśmy lokal. Dostali propozycję zamieszkania w noclegowni przy ul. Przemysłowej, ale odmówili. Twierdzili, że wyniosą się do altanki na działce, ale sąsiedzi spotykali ich w piwnicy. Trudno było z nimi rozmawiać, dopóki nie wytrzeźwieli.

Od prezydenta Ostrołęki pogorzelcy otrzymali propozycję zamieszkania w lokalu socjalnym. Poszli tam, zabierając z mieszkania swoje rzeczy. Spółdzielnia sporządziła protokół przejęcia lokalu, pomogła w przeprowadzce. Mieszkanie przeszło kontrolę nadzoru budowlanego, zostało odmalowane, wymieniono okno, zabezpieczono barierkę w loggii, trzeba je jeszcze pomalować. Sąsiednie okopcone loggie też już są odświeżone. Za kilka dni nie powinno być śladu po pożarze i pracach remontowych, a mieszkanie trafi na sprzedaż. Uciążliwi lokatorzy zniknęli z życia sąsiadów.

Karaluchy nasze wspólne

Wzniecenie pożaru czy grożenie jest może skrajnym przykładem dokuczania sąsiadom, ale nie brakuje i innych. Na przykład gromadzenie śmieci w mieszkaniu. W przekonaniu właściciela są to cenne skarby, ale sąsiedzi dostrzegają tylko brud, odór i robactwo. Karaluchy rozchodzą się po całym bloku.

- Niedawno wywieźliśmy z mieszkania w bloku przy ul. Kleeberga dwie ciężarówki takich „zbiorów” - mówi prezes Sowa.

Karaluchy, osy, mrówki i inne niepożądane stworzenia są przez spółdzielnię usuwane z części wspólnych, jak korytarze, schody, pralnie. Z mieszkań - na koszt mieszkańców. Gorzej, gdy ktoś nie chce zapłacić firmie za usługę. To 125 zł, ale niektórym szkoda lub nie mają skąd wziąć tej kwoty.

Częstym powodem kłopotów jest choroba psychiczna mieszkańca. Mimo najszczerszych chęci, bliscy nie zawsze mogą go dopilnować. Zdarzyło się, że ktoś odkręcił wodę i pozwolił się jej lać, aż przeciekło do sąsiadów. Jeden pan zaczął rozbierać ścianę, prawdopodobnie szukając podsłuchów. Podejrzenie inwigilacji jest najczęściej spotykanym motywem działań osób z zaburzeniami. Przychodzą na skargę, że są podsłuchiwani, obserwowani, słyszą tajemnicze stuki.

Od rozmowy do komornika

W przypadku zniszczenia mienia spółdzielni, lokator musi ponieść koszty naprawy. Gorzej, gdy nie ma pieniędzy. To kolejny problem spółdzielni mieszkaniowych. Na szczęście, coraz mniejszy.

- 10 lat temu zaległości sięgały 10 procent, dzisiaj to jest 4 procent. Ludzie mają większą świadomość, czym grozi posiadanie zaległości. Ponadto poprawiła się sytuacja materialna mieszkańców. Kolejna przyczyna to skuteczne działania windykacyjne naszych pracowników - mówi prezes SM „Centrum”. - Zdarzało się w spółdzielni, że lokal dłużników został zlicytowany na wniosek banku, który udzielił kredytu. Jednak po spłacie kredytów i innych długów w bankach dla nas nie wystarczało. Dochodzimy swoich wierzytelności, ale to trwa. Taki koszt solidarności spółdzielczej. Na ogół jednak mieszkańcy potrafią się ze sobą i z nami porozumieć i nie stwarzają problemów. Mamy w zasobach 4,5 tys. ludzi. Osiedle Centrum to małe miasteczko.

Proces rozwiązywania problemów wygląda tak: po pierwsze, istnieje regulamin, z którym się każdy zapoznaje i decyduje, czy mu odpowiada mieszkanie w tej spółdzielni, czy nie. Jeśli wystąpi problem, sąsiedzi mogą go zgłaszać do zarządu spółdzielni. Najlepiej na piśmie. Zgłaszać należy też policji, bo biuro jest czynne w dni powszednie, więc np. o awanturze w weekend nie będzie kogo poinformować. Powiedzmy, że problemy są poważne i nie ustają. Jeśli chodzi o mieszkanie lokatorskie, to zarząd występuje do rady nadzorczej z wnioskiem o wykluczenie ze spółdzielni. Gdy lokal jest własnościowy lub jest własnością wyodrębnioną, zarząd wstępuje na drogę sądową i wówczas są mu potrzebni świadkowie. Jeśli jest wyrok na „tak”, uzyskuje on klauzulę wykonalności i wkracza komornik (chociaż może to potrwać, bo od wyroku przysługuje odwołanie). Potrzeba jest wycena, potem mieszkanie trafia na licytację. Bywa że z... lokatorami w środku.

Gdy sąsiad żyć nie daje

Z problemem lokatorów, którzy nie dają żyć sąsiadom, a często stanowią dla nich realne zagrożenie, zmaga się także największa w mieście Ostrołęcka Spółdzielnia Mieszkaniowa. Jej prezes, Janina Zambroń, ciężko wzdycha słysząc pytanie, czy łatwo spółdzielni poradzić sobie z takim - uprzykrzającym życie innych - lokatorem.

- Niestety, nie. Procedury są długotrwałe. Powiem tylko, że w spółdzielniach występują trzy rodzaje tytułów prawnych do mieszkań: spółdzielcze lokatorskie prawo do mieszkania, spółdzielcze własnościowe prawo do mieszkania i prawo odrębnej własności. I w każdym z tych przypadków działania spółdzielni wobec uciążliwego lokatora przebiegają inaczej i w oparciu o inne przepisy - tłumaczy Janina Zambroń.

Procedury są na tyle skomplikowane, że OSM pomaga czasem małym spółdzielniom, w rozwiązywaniu takich problemów. W OSM obecnie prowadzonych jest 15 postępowań eksmisyjnych. Z różnych przyczyn. Jedna z tych spraw dotyczy lokatora, który - bez żadnych wątpliwości - nie nadaje się do mieszkania w bloku wielorodzinnym. Przyczyną jest, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, alkohol. Sprawa toczy się - przynajmniej formalnie - od 2014 roku. I jeszcze trochę potrwa. Prezes Zambroń pokazuje nam teczkę z dokumentami (pismami, skargami, wnioskami, decyzjami zarządu OSM) dotyczącymi tylko tej sprawy i tego lokatora. Już na podstawie lektury kilku pism można sobie wyobrazić, z czym muszą się borykać jego sąsiedzi. Skargi na fetor na całej klatce schodowej, pluskwy w mieszkaniu, zalewanie mieszkania poniżej - to codzienność. Żeby tylko wodą! Zdarzało się, że sam lokator, a pewnie i jego „goście” załatwiali swoje potrzeby po prostu na podłogę, tworzyły się plamy na suficie mieszkania piętro niżej…

W takich przypadkach często słyszy się opinie, że „spółdzielnia nic nie robi”. Pytamy prezes Zambroń, czy do niej też wpływają takie sygnały.

- Sąsiedzi, którzy są oczywiście najbardziej zainteresowani sprawą, są o wszystkich naszych działaniach informowani na bieżąco i zdają sobie sprawę, że procedury są długotrwałe - mówi prezes OSM. - My też oczywiście doskonale wiemy co się dzieje w takich sprawach, jak choćby w tym przypadku sprawy eksmisyjnej, którą się aktualnie zajmujemy. I staramy się, do formalnego zakończenia sprawy, robić wszystko, żeby uciążliwości sąsiadów były jak najmniejsze. Odcięliśmy w mieszkaniu gaz, bo istniało realne niebezpieczeństwo, że może zdarzyć się coś złego; wielokrotnie dokonywaliśmy dezynfekcji dezynsekcji mieszkania - dodaje Janina Zambroń.

To działania, w pewnym sensie, doraźne. Najwięcej czasu zajmują formalne sprawy sądowe. Nie wnikając w prawne zawiłości postępowania, można podać choćby taki przykład:

- W tym przypadku jest wielu właścicieli mieszkania, nie uregulowane są sprawy spadkowe. A nie można eksmitować jednej osoby, eksmisja dotyczy wszystkich współwłaścicieli. Musieliśmy więc czekać na decyzje sądu w tej sprawie. Żeby nie opóźniać sprawy zawieźliśmy nawet do sądu tego naszego lokatora - mówi Janina Zambroń.

Kiedy jego sąsiedzi odetchną z ulgą? Trudno powiedzieć.

- Doprowadzimy tę sprawę do końca, choć, powtarzam, procedury są długotrwałe - zapewnia prezes OSM. - Powiem tylko, że w podobnym przypadku, który niedawno zakończyliśmy eksmisją, sprawa trwała dziewięć lat. Tam też główną przyczyną był alkohol - dodaje.

Co w takim razie mogą robić mieszkańcy - nie tylko członkowie OSM, ale także innych spółdzielni mieszkaniowych, którzy mieszkają obok takich, którzy ewidentnie do życia we wspólnocie się nie nadają?

- Informować - odpowiada szybko Janina Zambroń. - Powiadamiać spółdzielnię o sytuacji, o wszystkich niebezpiecznych zdarzeniach. Także policję czy straż miejską. Wszystkie takie, udokumentowane interwencje, mogą pomóc i przyspieszyć procedury eksmisyjne. Sąd na pewno będzie brał je pod uwagę.

Wracamy do tematu sprzed roku

Wystarczy jeden uciążliwy sąsiad, aby zatruć życie całego bloku. Dobrze to wiedzą mieszkańcy dwóch budynków przy ul. Psarskiego. Ostrołęczanie z jednego z nich być może wkrótce będą mieć problem z głowy: kłopotliwy sąsiad nie płacił czynszu, dług urósł do takiej kwoty, że sąd wydał nakaz sprzedaży mieszkania. Kilka bloków dalej mieszka jego kolega, o którym pisaliśmy w TO w 2016 roku.

- Urządził sobie melinę w mieszkaniu - mówił nam jego sąsiad. - Alkohol, hałasy, wizyty szemranego towarzystwa - na porządku dziennym. Człowiek chce po pracy, w weekend odpocząć, wyspać się i nie może. Już dawno powinno się go eksmitować!

Problem w tym przypadku jest jednak bardziej złożony, ponieważ czynsz jest regularnie opłacany. Jest jednak szansa na zmianę sytuacji: pełnomocniczka właścicielki mieszkania wniosła do sądu o eksmisję ostrołęczanina. Sprawa odbędzie się w pierwszej połowie sierpnia.

Anna Wołosz

Zaczynałam w "Gazecie Współczesnej", równolegle pracując w liceum, jako polonistka. Służbowo interesuje mnie wszystko, co dotyczy problemów wsi. Dlatego równie często, jak za biurkiem, można mnie spotkać gdzieś w polu.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.