Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na basen bez komórki

Magdalena Mrozek
Ponad trzydzieści osób, które były podejrzane o kradzież telefonu na basenie nie usłyszało słowa "przepraszam", kiedy okazało się że właścicielka komórki zapomniała po prostu aparatu zabrać z domu.

W piątkowy wieczór 4 marca, na basen w Ostrołęce o godz. 18.35 weszło ponad trzydzieści osób. Wśród nich były dzieci, i dorośli. Po trzydziestopięciominutowej zabawie w wodzie, wysuszeniu się i ubraniu pływacy nie mogli opuścić budynku. Do miejskiej pływalni przyjechali policjanci, którzy zarządzili przeszukanie. Jedna z kobiet, ostrołęczanka Ewa S., która przyszła na basen, zaalarmowała pracowników pływalni, że ktoś ukradł jej telefon komórkowy.
- Sugerowałam tej pani, żeby jeszcze raz poszukała aparatu, może jest w którejś kieszeni kurtki, a może wypadł w samochodzie albo po prostu zapomniała zabrać go z domu - opowiada nam pracownica MOSiR-u, która była w tym czasie w pracy. - Ale ta pani uparcie twierdziła, że na pewno nie. Upierała się, że rozmawiała przez komórkę, wchodząc do budynku pływalni. Chciała, by koniecznie wezwać policję. I tak zrobiliśmy.

Do przyjazdu policjantów, na ich polecenie nie wolno było nikomu opuścić budynku.
- Ludzie denerwowali się, niektórzy mieli przecież umówione spotkania. Poza tym w budynku pływalni są też różne biura, do których chcieli dostać się ludzie - opowiada pracownica basenu.
Znamy też relację zdarzenia jednej z "podejrzanych", nauczycielki, która na basenie była z dziesięcioosobową grupą uczniów. Wzburzona przysłała do redakcji maila.
"Po przybyciu policji, po około pół godzinie, zarządzono przeszukanie wszystkich, około 50 osób, znajdujących się na pływalni. Najmłodszy "podejrzany" miał trzy lata. Nie wiem kto to zrobił, ponieważ żaden z panów policjantów nie przedstawił się ani nie okazał legitymacji służbowej, zresztą w ogóle niewiele nam wyjaśniano. Byłam na pływalni w charakterze opiekuna dzieci z klasy piątej, 10-osobowej grupy. Te dzieci, jak i ich rodzice, którzy przybyli je odebrać po zajęciach pływania i nie mieli możliwości dokonania kradzieży, również zostali poddani rewizji osobistej, łącznie z penetracją kieszeni oraz plecaków. Kiedy jako opiekun protestowałam, dowiedziałam się, że utrudniam śledztwo. Z jednej strony cieszę się, że byli rodzice i oni podjęli decyzję o zgodzie na przeszukanie dzieci, bo ja bym się pewnie nie zgodziła i sądząc po nastawieniu pana policjanta spędziłabym tę noc w areszcie, ale naprawdę nie wiem, co jako pedagog mam tym dzieciom w poniedziałek powiedzieć, ani tym bardziej jak nadal budować ich zaufanie do policji. Po tym jak się okazało, że cała sytuacja była nie śmieszną pomyłką. Policjanci bez słowa sobie poszli, nikt ani pani zgłaszająca kradzież, ani obsługa pływalni a tym bardziej policja nie pokusili się nawet o "przepraszam zaszła pomyłka" - poskarżyła się nam nauczycielka.
Najprzytomniej w tym zamieszaniu zachowała się pracownica pływalni, która poprosiła właścicielkę "skradzionej" komórki o numer tego telefonu i zadzwoniła. Po drugiej stronie zgłosił się mężczyzna.
- Zapytałam go skąd ma ten telefon - opowiada. - A on zaskoczony pyta mnie, "a pani to kto?" Wyjaśniam więc, że dzwonię z pływalni, zginęła komórka, właśnie ta na którą dzwonię. Okazało się, że telefon odebrał mąż tej pani. Ale jakby tego było mało to ona mi podała numer komórki męża, nie swojej, tej rzekomo skradzionej. Za chwilę więc telefonuję znowu, ale już pod właściwy numer, dzwonię ze swojego aparatu. Bo pomyślałam, że jeśli ktoś ukradł telefon, albo on gdzieś wypadł po prostu, to odezwie się dzwonek i tak do niego trafimy. Nikt się nie zgłaszał, nie było też słychać dzwonka. Po krótkiej chwili ktoś oddzwonił do mnie z poszukiwanego telefonu. Mąż tej pani, który znalazł zostawioną przez żonę w domu komórkę. Sprawa się więc wyjaśniła.

Od pracownicy basenu i nauczycielki wiemy, że właścicielka telefonu nie przeprosiła nikogo za zamieszanie.
- Wzruszyła ramionami, że nic takiego się przecież nie stało. Może i nie, tylko myślę, że czterech policjantów mogło w tym czasie być zupełnie w innym miejscu, gdzie działo się coś naprawdę ważnego - dodaje pracownica basenu.
Przy kasie na pływalni, na drzwiach dużymi, drukowanymi literami możemy przeczytać napisać, że MOSiR nie odpowiada za pozostawione w szatni wartościowe przedmioty. Możemy je zostawić w depozycie w administracji pływalni.
A pracownikom basenu i przede wszystkim wszystkim, którzy w piątek przyszli na pływalnię się zrelaksować w wodzie, należą się od pani, która zamęt spowodowała przynajmniej przeprosiny. Nie tylko za przeszukanie przez policję, co z pewnością jest stresujące ale przede wszystkim za podejrzenie o kradzież.

PS. O komentarz komendanta policji poprosimy, w weekend był niedostępny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki