Dziś mogłoby być tak: idę po ulicy Grunwaldzkiej. Wchodzę do sklepu Sokołowera na rynku, bo muszę jeszcze kupić mięso na obiad. Po drodze spotykam mojego kolegę ze szkoły, Icchaka Segała. Idziemy razem chwilę, rozmawiamy. W końcu on skręca na Ogrodową - gdzie mieszka najwięcej Żydów chorzelskich. Mogłoby być tak. Ale nie jest. Dziś w Chorzelach Żydów już nie ma. Pamiętać o tym warto zwłaszcza 27 stycznia, gdy obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Holokaustu. Data ma też szczególny związek z historią Chorzel. Od niedawna bowiem Komitet Ziomkostwa Chorzelskiego w Izraelu uznał 27 stycznia za Dzień Pamięci ku Czci Zgładzonej Ludności Żydowskiej Chorzel.
Nie wiadomo jak potoczyłyby się losy chorzelskich Żydów, gdyby nie piekło II wojny światowej. W 1939 roku było ich tu ok. 1,3-1,5 tys. - prawie połowa wszystkich mieszkańców miasteczka. Chorzelskich Żydów pamiętają jedynie najstarsi mieszkańcy miasta. A jedynym namacalnym dowodem ich obecności jest to, co pozostało z dawnego kirkutu żydowskiego. Przy ulicy Ogrodowej stoi pomnik, odsłonięty ku czci Żydów chorzelskich w 1991 roku. Ale w ostatnią niedzielę stycznia nie było tu kwiatów, nie było zniczy... A przecież oni tu byli. Chodzili po chorzelskim bruku. Sprzedawali i kupowali na rynku, siedzieli w szkolnych ławkach obok polskich dzieci, zasiadali w lokalnych gremiach. A jednocześnie mieli swój własny świat: religijny, kulturalny... Mieli swoją bóżnicę przy dzisiejszej ulicy Witosa. Mieli swoje biblioteki, domy kultury, mieli w końcu swój świat, choć zawsze było to miejsce wygnania. Ale dla wielu z nich to był ich "stetl" - rodzinne miasteczko, które głęboko zapada w pamięć i staje się niemal drugą ojczyzną - obok mitycznego Izraela. n
MichaŁ Wiśnicki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?