1 maja minęło 10 lat od śmierci Zdzisława Skoczka - ostrowskiego rzeźbiarza i malarza, autora pomników upiększających Ostrów, Małkinię i Wąsewo, a także Wyszków, Przasnysz i Warszawę. Był przez wiele lat plastykiem wojewódzkim w Ostrołęce jako doradca architekta.
Zdzisław Skoczek urodził się w 1942 roku we wsi Gołębie-Leśniewo. Wraz z rodzicami mieszkał w Ostrowi Mazowieckiej, a młodość spędził w Warszawie, gdzie ukończył studia na Wydziale Rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych. Wkrótce po studiach wrócił do Ostrowi, aby zamieszkać tu z żoną i dziećmi.
Kocham cię. Marynara
Znajomość pani Anny z panem Zdzisławem rozpoczęła się w miejscowości Soczewka pod Płockiem. Pani Anna przyjechała tam z koleżanką na wakacje na obóz studencki, a pan Zdzisław stacjonował niedaleko z rodzicami, którzy prowadzili dom wczasowy. Od kilku lat odwiedzał obóz studencki, aby spędzić czas z rówieśnikami.
- I wpadł jak śliwka w kompot. Poznaliśmy się rano, a wieczorem po tańcach, kiedy siedzieliśmy na molo powiedział, że zostanę jego żoną - opowiada pani Anna. - On się o to wcale nie pytał, po prostu mi to oświadczył. Oczywiście go wyśmiałam. Potem się spotykaliśmy, rozmawialiśmy, pływaliśmy kajakiem, ale przyszedł koniec obozu i rozstaliśmy się. Jakimś sposobem zdobył mój adres i przysłał na imieniny telegram do Teresina. To był krótki telegram: "kocham cię". I podpis: "Marynara", bo taką miał ksywę. A że Teresin był małą mieściną, zaraz poszła plotka, że napisał do mnie jakiś marynarz.
W październiku zaczął się rok studencki, więc pani Anna i pan Zdzisław zaczęli się widywać. Wkrótce pan Zdzisław oświadczył się, jak na artystę przystało, nie pierścionkiem ze srebra, czy złota, ale... ze słomy. Dla pani Anny to było bardzo miłe i romantyczne. Wkrótce, po półrocznej znajomości, wzięli ślub.
- To był rok 1969, Maryla Rodowicz zaczynała wtedy karierę - wspomina pani Anna. - Byliśmy na studiach, ja w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (dziś SGH), a on na Akademii Sztuk Pięknych. Mieszkaliśmy w różnych akademikach i gdy wzięliśmy ślub zaczęła się walka o jeden z pierwszych pokoi studenckich, małżeńskich. Udało się: zamieszkaliśmy razem, oficjalnie jako małżeństwo. Mieliśmy nieduży pokoik, ale było sympatycznie. Długo w nocy siedzieliśmy i rozmawialiśmy...Choć takich karaluchów jak tam to nigdy w życiu nie widziałam.
Zanim państwo Skoczkowie przeprowadzili się do Ostrowi, mieszkali jeszcze przez chwilę w Teresinie, a potem w Warszawie na Ząbkowskiej 28, w oficynie, której dziś już nie ma. W międzyczasie urodziła się pierwsza córka, Miłosława. Gdy na świat przyszedł syn, Mieszko, rodzina postanowiła przenieść się do Ostrowi, żeby w spokoju wychowywać dzieci. Już w Ostrowi na świat przyszło trzecie dziecko państwa Skoczków - Domosława.
On artysta, ona budowlaniec
Pan Zdzisław poświęcił się sztuce, a pani Anna została nauczycielem języka niemieckiego w Zespole Szkół nr 2.
- Zawsze podziwiałam Zdzicha za to, co robił - mówi pani Anna. - Dla mnie był jakimś objawieniem, słowo daję! Był osobą zdecydowaną i konkretną, a jednocześnie potrafił być romantyczny, obsypywał mnie kwiatami. Ale nie lubił, gdy wyjeżdżałam, zaraz do mnie dzwonił. Chyba był zazdrosny. Poza tym lubił, gdy cała rodzina była razem. Był bardzo gościnny: drzwi się nie zamykały, bywało u nas dużo ludzi. Gdy mieliśmy gości to Zdzisio był duszą towarzystwa. Ja specjalnie nie musiałam zabierać głosu, co czasami mnie denerwowało, bo też chciałam być ważna - śmieje się pani Anna.
Cały tekst przeczytasz jutro w Tygodniku w Ostrowi
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?