Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Modne wożenie jedzenia

Aneta Kowalewska
Wyszkowscy gastronomowie skarżą się, że ich lokale świecą pustkami. Wojciech Chodkowski, właściciel restauracji "Nowa Wyszkowianka" obserwuje, jak z roku na rok coraz mniej ludzi w Wyszkowie chadza do restauracji. - W "Nowej Wyszkowiance" jest i bar, i restauracja. Jeszcze trzy lata temu z restauracji miałem czterdzieści procent dziennego obrotu, a z baru sześćdziesiąt. W tej chwili w ciągu dnia w restauracji pojawiają się dwie, trzy osoby - mówi Wojciech Chodkowski.

Chodkowski był prekursorem cateringu w Wyszkowie. Teraz dowozi jedzenie prawie po kosztach, byleby utrzymać się na rynku. - Zauważyliśmy, że ludzie chętnie by zjedli coś z restauracji, ale nie chce im się wychodzić, więc postanowiliśmy dowozić jedzenie do domu. Za naszym przykładem poszli inni, też postanowili w ten sposób się ratować. I niebawem także ta forma usług przestanie być opłacalna. Chcąc sprostać konkurencji firmy rezygnują z pobierania opłat za dowóz i opakowania jednorazowe. Byleby tylko utrzymać i zachęcić klienta - tłumaczy Wojciech Chodkowski. Dlaczego ludzie nie chodzą do restauracji? Czyżby wyszkowianie stracili ochotę na zabawę? - Ludziom żyje się gorzej - mówi Chodkowski. - Wielu nie stać dziś na pójście do restauracji. Ludziom, których może i byłoby stać na pójście do restauracji, też nie chce się balować i bywać. Zniechęceni do wszystkiego nie przychodzą na spotkania z ciekawymi ludźmi, imprezy kulturalne, koncerty, a nawet ze znajomymi do restauracji. Bo szkoda im czasu i pieniędzy. Innym się nie chce, bo wychodząc trzeba coś lepszego na siebie włożyć, zrobić fryzurę, makijaż, mieć z kim zostawić dzieci itd. * Bożena Włoszczyńska w gastronomii pracuje od przeszło dwudziestu lat, obecnie jest właścicielką dwu wyszkowskich lokali, między innymi "Muzycznej" w Domu Kultury. - Ewidentnie ludzie w Wyszkowie ubożeją i nie stać ich na chodzenie do restauracji - mówi zdecydowanie Włoszczyńska. - Obroty spadają na łeb, jeszcze dwa lata temu można było mówić o inwestowaniu, planach na przyszłość, rozwijaniu firmy, ale w tej chwili, zastanawiam się, czy nie zamknąć tego wszystkiego na cztery spusty. Jest gorzej niż tragicznie. Także i w przypadku "Muzycznej" catering był sposobem na ratowanie finansów firmy. - Ludzie są wygodni, nie chce im się wychodzić z domu - uważa Włoszczyńska. - Dla nas catering to pewna forma reklamy, wyjścia do klienta. Nie mamy innej możliwości, musimy jakoś się ratować. - Obserwuję, jak niektórzy zamawiają tylko zupę, albo ziemniaki z surówką, bo na więcej ich nie stać - mówi Bożena Włoszczyńska. * Restauracja "Kugiel" lokalizację ma świetną, tuż obok wyszkowskiego dworca PKS, ale młodzieży dojeżdżającej do wyszkowskich szkół nie stać nawet na barowe obiady. - Zamiast obiadu kupują bułkę z oranżadą - mówi właściciel "Kugla" J. Załuska. - W ogóle ludzie z roku na rok biednieją. Od dwóch lat nie jestem w stanie podnieść cen, chociaż koszty utrzymania mam wyższe. Z "Kugla" dowożone są obiady do wielu wyszkowskich firm i instytucji. - Catering to dla nas forma reklamy, zysku wielkiego z tego nie ma, bo nawet za dowóz posiłku nie możemy doliczyć. Ale jak ktoś raz zje i mu posmakuje, może zamówi znowu, lub przyjdzie do restauracji - mówi właściciel "Kugla". Catering stanowi około 20 proc. obrotu. - Ludzie nie chodzą do restauracji, bo ich nie stać, albo nie mają czasu. Ja obsługuję głównie tych, którzy muszą zamówić jedzenie, bo nie mogą np. wyjść z pracy, a chcą zjeść coś ciepłego - tłumaczy. - Nie wiem, co będzie dalej, mam nadzieję, że ten kiepski czas kiedyś się skończy i robię wszystko, żeby jakoś go przetrwać - mówi właściciel "Kugla". * Jednym z najczęściej odwiedzanych przez młodzież wyszkowskich lokali jest "Manhattan". Tu właściciele na brak klienteli nie narzekają - wręcz przeciwnie - ale i tu widać, że wyszkowianie biednieją. - Nasza klientela jest raczej określona, choć staramy się oczywiście być uniwersalni, ale przychodzą do nas głównie młodzi ludzie, a ci muszą gdzieś wyjść i pobawić się, nawet, jeśli niewiele mają w kieszeni. A mają rzeczywiście niewiele. Widać to po tym, co zamawiają - mówi współwłaściciel "Manhattanu" Jacek Pogorzelski. Mimo to masowo pojawiają się w "Manhattanie" i w tej sytuacji właściciele zdecydowali się na powiększenie lokalu. - Oczywiście sytuacja nie jest łatwa, żeby się utrzymać na rynku, trzeba bardzo zabiegać o klienta. My nie tylko nie podnieśliśmy cen w ostatnich dwóch, trzech latach, ale wręcz przeciwnie, musieliśmy je obniżyć i dostosować do możliwości finansowych miejscowej młodzieży. To nie Warszawa, trzeba pracować w miejscowych realiach - mówi Jacek Pogorzelski. Jego zdaniem przyczyna pustki w wyszkowskich restauracjach może być i taka, że nie ma zwyczaju, tradycji chodzenia do restauracji, zwłaszcza u ludzi w średnim i starszym wieku. Traktuje się to jak przywilej młodzieży. Także "Manhattan" dowozi ludziom posiłki do domu i do pracy. - To dla nas sposób na zdobywanie rynku - nie ukrywa Jacek Pogorzelski. Restauratorzy zgodnie są co do jednego: wyszkowianie, którzy mają pieniądze na przyjemności, wolą je wydać w Warszawie i innych dużych miastach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki