Z proboszczem nie rozmawiam, ani po kolędzie go nie przyjmuję, bo zaraz będzie mi truł głowę, żebym się ze wszystkiego wycofał. A ja nie ustąpię. Na miejscu mojego kościoła ma być zbudowana wielka świątynia. Tak powiedział mi Bóg i tak ma się stać. I stanie się, bo ja to od Boga wiem. A do kościoła w Obierwi nie pójdę, bo Pan Jezus i Matka Przenajświętsza mi tego robić nie pozwalają - mówi Wiśniewski.
Witold Wiśniewski z Aleksandrowa w gminie Lelis od trzydziestu trzech lat modli się we własnym kościele, który wystawił sobie na podwórku obok domu. Ma tam ołtarz, zakrystię, a nawet konfesjonał. Mężczyzna chce, żeby jego kościół stał się oficjalną świątynią, w której będą odprawiane msze. Za największą przeszkodę na drodze do realizacji tego planu uważa kościół w sąsiedniej Obierwi, dlatego nie odwiedza go, ani nie chce kontaktować się z tamtejszym proboszczem. Wiśniewski szczerze wierzy, że jego marzenie na pewno się spełni, bo jak twierdzi, obiecał mu to sam Bóg.
Mówili, że my jehowe
Kościół stanął na podwórku Wiśniewskiego w 1975 roku. Mężczyzna wybudował go w ciągu kilku tygodni, w podziękowaniu za to, że uniknął śmierci w wojskowym areszcie, do którego trafił za śpiewanie politycznych piosenek podczas pełnienia służby. Jak sam opowiada, mocno go w areszcie pobito. Tak mocno, że ledwie przeżył.
- Wystawiłem ten kościół w podzięce za to, że Bóg pozwolił mi dalej żyć. Kiedy go budowałem, to wszyscy uważali mnie za jakiegoś maniaka, myśleli, że coś mi się w głowie porobiło. Mówili, że my z żoną jesteśmy jehowe, ale się tym nie przejmowałem. Potem czekałem osiem lat, aż mi mój kościół księża poświęcą. Stało się to w 1983 roku, kilka dni przed drugą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Przyjechali do mnie z kurii łomżyńskiej i poświęcili, decyzję o tym podjął biskup Zawistowski - mówi Wiśniewski.
Jednak znajomi mężczyzny podają zupełnie inny powód postawienia kościoła.
- Kiedy mieli budować kościół w Obierwi, to on chciał, żeby świątynia stanęła na jego ziemi. Ale ksiądz się na to nie zgodził. Wtedy on się obraził i obok domu wystawił sobie sporą drewnianą kaplicę, gdzie się modli. A do kościoła od tamtej pory nie zagląda, bo ma swój prywatny. Podobno tylko świątynię w Niepokalanowie odwiedza, bo uważa, że tu są księża niedobrzy - mówi jedna z osób, która dobrze zna Wiśniewskiego.
Więcej w najnowszym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?