Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młody mężczyzna chciał popełnić samobójstwo. Jest w stanie wegetatywnym

(mb)
sxc.hu
Rodzina mocno wierzy, że Mariusz powróci do życia. Medycyna nie daje mu jednak wielkich szans.

25 maja wieczorem Mariusz S. z Ostrowi Mazowieckiej próbował sobie odebrać życie. Sznur, na którym chciał się powiesić, odcięła żona, a lekarze pomyślnie reanimowali 35-letniego mężczyznę. Trafił na OIOM ostrowskiego szpitala, ale z powodu niedokrwienia mózgu do dziś nie odzyskał świadomości. Jest w stanie wegetatywnym. W medycznym żargonie o takich ludziach mówi się "roślinka".

- Pacjent oddycha samodzielnie, ale nie ma świadomości - mówi Andrzej Sawoni, dyrektor szpitala w Ostrowi.

Przez pierwsze tygodnie rodzina oswajała się z myślą, co się stało. Spędzali czas przy jego łóżku, modlili się o zdrowie, ale zadawali sobie wciąż pytanie, dlaczego nie chciał żyć. Potem przyszła nadzieja, że Mariusz ma szansę.

- Lekarze tego nie widzieli, ale my widzimy, że Mariuszek robi postępy - zapewnia żona. - Dlatego konieczna jest rehabilitacja w odpowiednim szpitalu. W Ostrowi takiej możliwości nie ma.

Żona i matka Mariusza twierdzą, że szpital nie dość aktywnie zabiegał o znalezienie dla pacjenta odpowiedniej placówki. Po rozmowie z dyrektorem szpitala trafił na oddział rehabilitacyjny szpitala w Przasnyszu, ale po dwóch dniach przewieźli go z powrotem, bo okazało się, że Mariusz trafił tam z infekcją.

- To był tylko pretekst, żeby odesłać pacjenta - twierdzi Andrzej Sawoni, dyrektor szpitala w Ostrowi. - Tak naprawdę pacjent nie rokuje i dlatego przywieziono go z powrotem.

Tym razem umieszczono go na oddziale wewnętrznym. Leży sam w dwuosobowej sali.

Ostatnio rodzina dostała od lekarki informację, że jest w Warszawie odpowiednia placówka opiekuńczo-lecznicza, w której można będzie umieścić Mariusza S., ale trzeba ponad pół roku czekać na miejsce.

- Ostatnio sugerują nam, żeby zabrać go do domu - mówi żona. - Ale jak my sobie damy radę? Skąd weźmiemy pieniądze na zakup odpowiedniego materaca i innych przedmiotów? A ponadto, w mieszkaniu, które wynajmujemy, jest pięcioro małych dzieci. Jeśli nie wyleczą go z tej infekcji, to jest to groźne dla dzieciaków.

- To pacjent bardzo ciężko chory ze złymi rokowaniami - mówi dr Wojciech Krzyżanowski, ordynator oddziału wewnętrznego. - Jego stan jest obecnie stabilny. On nie jest leczony i w tej chwili nie ma czynnej infekcji. Naprawdę najlepszy dla niego byłby pobyt w domu i powiedziałem to rodzinie. To nie jest tak, że my chcemy się pozbyć pacjenta. Zabiegi pielęgnacyjne z pomocą pielęgniarki można wykonywać także w domu, gdzie pacjent jest bezpieczniejszy, bo nie naraża się go na szpitalne infekcje. W szpitalu jego życie jest naprawdę bardziej zagrożone niż w domu. To tam powinien przebywać do czasu umieszczenia w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Rodzina otrzyma wszelką niezbędną pomoc od nas oraz innych placówek do tego powołanych.

Nie wiemy, czy argumenty lekarzy przekonają rodzinę Mariusza S. Wiemy natomiast, że najbliżsi wierzą, że Mariusz S. będzie żył.

Więcej o tym przeczytasz w najbliższym papierowym wydaniu TO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki