Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa świata siatkarzy 2018. Bułgaria nie taka rozbita. Polacy przypomnieli sobie halę w Warnie

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Polscy siatkarze po udanych meczach sparingowych są już w Warnie.
Polscy siatkarze po udanych meczach sparingowych są już w Warnie. Andrzej Szkocki/Polska Press
MISTRZOSTWA ŚWIATA SIATKARZY 2018. REPREZENTACJA POLSKI. Jeśli ktoś myślał, że kłopoty Bułgarów przed mistrzostwami świata negatywnie odbiją się na ich wynikach, to mecz otwarcia pokazał, że tak nie jest. Prawdopodobnie to z nimi Polacy zmierzą się o pozostanie w Warnie. W meczu, na który nie ma już biletów.

W niedzielę przeciwko Finlandii Bułgarzy tylko na początku pierwszego seta wyglądali na nieco spiętych. Przez moment nawet przegrywali, ale wtedy jakby stres z nich opadł. Bardzo mocno zaczął zagrywać Georgij Seganow. Dobrze zaczęła się układać współpraca rozgrywającego ze środkowymi. Jeden z nich, Wiktor Josifow, do skutecznych ataków dołożył asa. W drugiej partii świetną zagrywką wyróżniał się Nikołaj Nikołow i przyjmujący Todor Skrimow i najlepiej punktujący Walentin Bratojew (15), a w trzeciej znów błysnął Josifow.

Gładkie 3:0 (w setach do 21, 19 i 22) przeciwko Finlandii, mimo grania u siebie, może nieco zaskakiwać. Po pierwsze rywal potrafił w ostatnich latach potrafił napsuł krwi mocniejszym przeciwnikom. W mistrzostwach Europy rok temu zajął 12 miejsce, tylko dwie pozycje niżej od Biało-Czerwonych. Po drugie, choć ważniejsze, trener reprezentacji Bułgarii Plamen Konstantinow musiał rozwiązać kilka problemów, a niektóre stworzył.

Przez kontuzje z kadry wypadli rozgrywający Georgi Bratojew, atakujący Bojan Jordanow i największa gwiazda drużyny - także grający na ataku - Cwetan Sokołow. Tego ostatniego ma zastąpić Nikołaj Uczikow. Ten w meczu otwarcia spisał się nieźle. Był drugim najlepiej punktującym nie tylko w swoim zespole, zdobywając 12 punktów. Skuteczny okazał się szczególnie w trzeciej partii, w której skończył kilka trudnych akcji, dzięki którym Bułgarzy uciekli rywalom i odebrali im chęci do gry.

Jakby kłopotów z urazami było mało, Konstantinow wdał się w konflikt z szykowanym na pierwszej libero Władisławem Iwanowem. W trakcie jednego ze sparingów z Belgią trener kilka razy ganił zawodnika za popełniane błędy. Choć siatkarz nie zgadzał się z krytyką, to raz, drugi, trzeci znosił słowa szkoleniowca. W końcu jednak miarka się przebrała i po jednej z przerw… nie wrócił na boisko, samemu odmawiając dalszej gry. - Nie chcesz, to nie. Wyjdź stąd żałosny skur… - cytują Konstantinowa bułgarskie media.

Iwanow kadrę opuścił. Choć w środowisku pojawiły się pomysły, by trener i zawodnik zakopali topór wojenny, to nic z tego nie wyszło. - Nie zachowałem się jak sportowiec, ale nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z Konstantinowem. Moja matka nie zasłużyła, by ją obrażać. Tu sprawa honoru - wyjaśnił 31-letni libero.

Z kolei trener tylko wzruszył ramionami. W kadrze został mu jeszcze Teodor Salparow, libero, któremu nic nie brakuje, by wziąć udział w mistrzostwach. Do tego stronę Konstantinowa trzymają władze bułgarskiej federacji. Ta razem z organizatorami mistrzostw świata próbowała uszczuplić meczowe kadry zespołów z 14 do 12 graczy (dwóch zawodników siadało by na trybunach), ale po protestach pozostawiono pierwszą wersję.

Mimo problemów w kraju na Konstantinowa nikt złego słowa nie powie. Ma tu status legendy. W pierwszej dekadzie wieku był uznawany za jednego z najlepszych siatkarzy na świecie. W Bułgarii wygrywał plebiscyty popularności. Swego czasu był popularniejszy niż Dymitar Berbatow, który strzelał gole dla Manchesteru United. Od kilku lat to autorytet i ktoś, kto ma osiągnąć z kadrą sukces.

Początek jego pracy to 14. miejsce w mistrzostwach świata cztery lata temu w Polsce. W mistrzostwach Europy rok później, które były rozgrywane we Włoszech i w Bułgarii, zajął czwartą pozycję, rok temu szóstą. Ta rozpoczęta w niedzielę ma być udana.

Wierzą w to też jego rodacy, którzy w niedzielę wypełnili Pałac Kultury i Sportu w Warnie. W trzecim co do wielkości mieście w Bułgarii co przystanek trener i kolejni gracze zachęcają do wsparcia. Na latarniach łopocą flagi, a ratusz miejski przystrojony jest w wielki baner. Choć nie ma szaleństwa, co wydawałoby się przy mistrzostwach świata, to widać, że coś się dzieje. Swoje robią też turyści, którzy mimo zakończenia sezonu przechadzają się w sandałach po nadmorskim kurorcie.

Z okna pięciogwiazdkowego hotelu widzą to reprezentanci Polski, którzy do Warny dotarli w niedzielę po całodniowej podróży. W poniedziałek rano trenowali na siłowni, po której organizatorzy nie zadbali o autokar dla naszej drużyny. - Wróciliśmy sobie taksówkami, więc fajnie, wygodnie - śmiał się atakujący Dawid Konarski. - Trener uczulał nas na takie numery i nie ma sensu tracić na to energii.

Wieczorem po raz pierwszy ćwiczyli na meczowej hali. - NiczyM nas nie zaskoczy, bo wielokrotnie na niej graliśmy - stwierdził z kolei libero Paweł Zatorski. - Po remoncie widzę, że krzesełkom na trybunach przybyły poduszeczki, więc kibice będą mieli wygodnie.

Polacy pierwszy mecz zagrają w środę przeciwko Kubie. - Grę rywala będziemy analizować we wtorek. To nic nadzwyczajnego, że tak późno. Najważniejsze, żebyśmy my zagrali swoje - zaznaczył Zatorski.

Vital Heynen selekcjonerem siatkarskiej reprezentacji Polski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mistrzostwa świata siatkarzy 2018. Bułgaria nie taka rozbita. Polacy przypomnieli sobie halę w Warnie - Portal i.pl

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki