Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy do pracy, szkoły, sklepu muszą płynąć łódką

Magda Mrozek
Miesiąc temu Fiszor wystąpił ze swoich brzegów. Rzeka zalała łąki, pola i odcięła ich gospodarstwa od stałego lądu. Mieszkańcy uważają, że gmina niewiele im pomaga. Wójt odpiera zarzut. I mówi: wiem, że sytuacja jest bardzo uciążliwa, jeśli chcą się wydostać, to łódki nie odmówię.

Dziewięć gospodarstw oraz domki letniskowe nie zostały zalane, ale wokół nich wszędzie znajduje się woda. Żeby mogli dostać się do domów, muszą przeprawiać się łódką..
Ktoś, kto chciałby odwiedzić znajomego, który mieszka w Młynarzach Kolonii, w pewnym miejscu musi się zatrzymać i zostawić swój samochód. Czeka na niego przeprawa przez wodę. Pierwszy odcinek może pokonać w woderach. Kolejny jest nieco rozleglejszy, więc łódka jest niezbędna. Mieszkańcy transportują siebie nawzajem do gospodarstw. Dzwonią do siebie i ta osoba, która akurat ma łódkę, przeprawia się przez wodę.

- Chcemy, żeby gmina nam trochę pomogła. Wójt był u nas tylko raz czy dwa razy. W gazetach czytamy, że gmina pomaga, ale my tego nie widzimy. Przez pierwszy tydzień od rozlania wody dzieci nie chodziły do szkoły, bo strażacy nie chcieli się do nas przeprawiać. Mówili, że prąd jest zbyt duży. W drugim tygodniu wozili dzieci motorówką. Trzeci tydzień dzieci chodziły po lodzie. Teraz strażacy przewożą dzieci raz na trzy dni, a w inne dni musimy radzić sobie sami - opowiadają nam mieszkańcy.
Dodają, że woda w studniach zupełnie nie nadaje się do picia, a żadnej innej nie dostali z gminy. Wodę do celów spożywczych muszą kupować w sklepach, albo brać oligoceńską.
- Sytuacja powtarza się co roku, a gmina niewiele robi. Kilka razy dała na, wodery, ale przeciekały. Człowiek wraca po pracy do domu i nie wie, czy będzie ktoś, kto go przewiezie przez wodę - żalą się mieszkańcy.
Zastanawiają się przy tym, czy nie dałoby się zbudować choć prowizorycznego przejścia przez część wody.
- Przydałaby się jakaś kładka czy wał z worków. Wtedy można chociaż przejść pieszo. Teraz nie mamy żadnej drogi, żadnego dostępu do naszych posesji. Jesteśmy odcięci - mówią.

Wójt gminy Zabrodzie, Adam Ołdak tłumaczy, że każdy mieszkaniec Młynarzy ma do niego telefon i w każdej sprawie może do wójta zadzwonić, ale prawie nikt tego nie robi. Ma jedynie kontakt z dwoma mieszkańcami.

- Nikt więcej do mnie nie dzwonił. Ja od każdego telefon odbieram - zapewnia. W Młynarzach rozwieszaliśmy obwieszczenia, instrukcje, jak się zachowywać w czasie powodzi i był tam numer telefonu. Jeśli mieszkańcy mają oczekiwania wobec mnie czy urzędu, to powinni je sprecyzować - powtarza wójt Ołdak.

Dodaje, że łódka była posyłana do Młynarzy w miarę potrzeb mieszkańców.
- Gdy potrzebowali, żeby dostarczyć dzieci do szkoły, to wysyłałem łódkę i dzieci nią przepływały. Dochodziło czasami do absurdów, że pani szła w woderach i przeszłaby w nich na drugą stronę, ale je zdejmowała i prosiła o łódkę. Na każdy wniosek mieszkańców Młynarzy kierowałem tam łódkę. Niektórzy z nich mają łódki, które dostali z gminy. Ponadto część mieszkańców ma własne łódki, ale jak potrzebują jeszcze, to powinni zgłosić.

Nieprawdą jest, że odwiedziłem ich raz, bo w Młynarzach w tym roku byłem około 20 razy. Na zebraniu wiejskim mieszkańcy pytali, po co ci strażacy przyjeżdżają. Tłumaczyłem zatem, że muszą monitorować poziom wody. Do Kolonii nie zachodziłem osobiście, ale utrzymywałem kontakt przez jednego z mieszkańców. Osobiście dzwoniłem do prawie każdej rodziny, żeby zapytać, co zrobić ze szkołą. Mówiłem, że będą strażacy i będą dzieci przewozić. Przez kilka dni przewozili dzieci, a później rodzice zaczęli sami je przeprowadzać, więc strażacy przestali być potrzebni. Mieszkańcy muszą brać pod uwagę, że do takiej przeprawy jest potrzebnych kilku strażaków, przynajmniej dwóch czy trzech. Całodzienny pobyt strażaków do godz. 15.00 czy 16.00, daje 10 godzin, po 15 zł, czyli wydatek rzędu kilkuset złotych dziennie. Wiem, że ta sytuacja jest uciążliwa, ale w woderach można przejść. Jeśli ktoś mieszka nad wodą, musi się liczyć, że wodery musi mieć - tłumaczy wójt gminy.
- Co roku rozdajemy wodery. Ale przyjeżdżam w następnym roku i widzę, że są obcięte na krótko do gumaków i mieszkańcy mówią, że się zniszczyły. Ja co roku woderów dawać nie będę, gdy widzę, że ludzie ich szanują.

Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu GW

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki