Jest piątek, 17 września, ostatni dzień przed weekendem. Ludzie załatwiają mnóstwo spraw, robią zakupy na weekend. Mimo to na ciasnych uliczkach w centrum Meppen nie ma korków. Jeździ tu po prostu bardzo mało samochodów. Głównym środkiem transportu jest rower. Tych w mieście zatrzęsienie. Przed każdym sklepem, każdą instytucją są stojaki na jednoślady. Wieczorami okolice knajpek w centrum miasta dosłownie oblepione są rowerami. A uchodzące za najlepsze w mieście katolickie gimnazjum wygląda na pierwszy rzut oka jak fabryka rowerów. Plac przed szkołą gęsto zastawiony jest rowerami. W całym mieście wyznaczone są drogi dla rowerzystów. Ci zaś nie przeszkadzają ani pieszym, ani kierowcom, choć w centrum bywa naprawdę ciasno. Wielu miejskich radnych porusza się rowerami. Gdy jest ciepło, regularnie 8-9 rajców dojeżdża na posiedzenia rowerami, a czterech zapaleńców pedałuje również zimą. Radna Maria Feige-Osmers, z którą rozmawiamy o rowerach i rowerzystach, dziwi się, gdy mówimy, że w Ostrołęce żaden z radnych ani miejskich urzędników nie dojeżdża do pracy rowerem.
Meppen lubi dzieci
Kilka ulic w centralnej części Meppen wyłączonych jest z ruchu samochodowego. W sklepach w tej części miasta panuje największy ruch. W staromiejskie uliczki wciskają się straganiarze, bo tu są największe utargi. Gdy pytamy włodarzy Meppen, czy kupcy nie żądają dla klientów możliwości wjazdu samochodami pod sklepy, ci robią okrągłe ze zdziwienia oczy. Wręcz przeciwnie: klienci chętnie przychodzą tu robić zakupy, wchodzą do sklepów, zostawiają dzieci na ulicy bez obaw, że wpadną pod samochód. Dzieci mają czym się zająć, gdy rodzice robią zakupy. Na deptakach w Meppen władze miasta ustawiły zabawki dla najmłodszych.
Burmistrz lubi Meppen
Na środku rynku stoi ratusz. Władze miasta urzędują jednak gdzie indziej. W historycznym ratuszu znajduje się tylko sala ślubów i kawiarnia. Burmistrz Meppen Heinz Jansen, gdy przechodzi tamtędy, zawsze wylewnie wita się z właścicielem, zagaduje o pogodę i interesy, potem idzie dalej do pracy. Kawiarnia jest przytulna w każdym znaczeniu tego słowa i w każdym miejscu, nawet w toaletach. Na półkach pod lustrami leżą kompozycje z ziół, a między pisuarami zasuszona łodyga kukurydzy wraz z liśćmi i kolbami. Nikt tego nie niszczy, nie podpala, nie wrzuca do sedesu. W sali ślubów historycznego ratusza odbyło się pierwsze spotkanie dla uczczenia dziesięciolecia partnerstwa. Gdy delegacja z Ostrołęki dochodziła do dawnej siedziby miejskich władz, zastała burmistrza Jansena przechadzającego się po rynku z łańcuchem - insygnium władzy na ramionach i gazetą pod pachą. W "Meppener Tagespost" właśnie ukazał się artykuł o partnerstwie obu miast.
Kto rządzi Meppen
Lampką szampana wzniesioną w sali ślubów, w której na ścianie wisi umowa partnerska między oboma miastami, zaczęły się oficjalne obchody dziesięciolecia współpracy Meppen i Ostrołęki. Heinz Jansen jest pierwszym burmistrzem wybranym w bezpośrednich wyborach. Wcześniej w Dolnej Saksonii obowiązywała organizacja lokalnych władz ustanowiona jeszcze przez władze okupacyjne po drugiej wojnie światowej. Miastem rządził dyrektor wybierany przez radę, a funkcje reprezentacyjne pełnił burmistrz, również wybierany przez radę, ale ten swoje stanowisko sprawował społecznie. W ostatnich wyborach lokalnych, podobnie jak w Polsce, mieszkańcy wybierali i radnych, i burmistrza. Rada Miejska Meppen liczy aż 39 osób, ale w pełnym składzie zbiera się tylko 4-5 razy do roku. Bezpośrednio miastem zarządza 11-osobowa komisja administracyjna i burmistrz. Miastem Meppen rządzi koalicja CDU (20 radnych) i FDP (1 radny) czyli chrześcijańskiej demokracji i partii liberalnej. SPD (10 radnych), Partia Zielonych (2 radnych), Niezależny Komitet Wyborców (4 radnych), oraz Chrześcijańska Unia Społeczna (1 radny) pozostają w opozycji. Miejski samorząd w Meppen ma znacznie mniej zadań niż w Ostrołęce. Nie rozwiązuje aż tylu problemów, z iloma muszą się zmagać lokalne władze w Polsce. Przedszkola prowadzą organizacje społeczne. Ubogim mieszkańcom Meppen pomagają zamożniejsi mieszkańcy zrzeszeni w organizacjach zajmujących się zwalczaniem biedy. W miejskim muzeum nie jest zatrudniony ani jeden pracownik. Klucze do budynku ma były burmistrz Wilhelm Mevenkamp, który społecznie dogląda zbiorów i udostępnia je zwiedzającym. Meppeńskie Centrum Kultury zatrudnia na etatach trzech pracowników.
Meppen postawiło na średnich
Meppen jest miastem, które nie musi obawiać się o swoją przyszłość. Dwa najważniejsze problemy - bezrobocie i przyrost naturalny - rozwiązało bardzo skutecznie. - Postawiliśmy na rozwój małych i średnich firm - mówi burmistrz Jansen. - One znacznie bardziej elastycznie niż wielkie przedsiębiorstwa reagują na koniunkturę i dekoniunkturę w gospodarce. Nie mamy takiego problemu, że wielki zakład w pewnym momencie zwalnia tysiąc osób naraz, co jest wielkim ciosem dla rynku pracy. Meppen jako miasto było kilkakrotnie nagradzane za to, jak radzi sobie z bezrobociem. Największymi pracodawcami są tutaj wojsko i szpital. Na pobliskim poligonie pracę ma około tysiąca mieszkańców i tyle samo w nowoczesnym miejskim szpitalu. Szpital zatrudnia bardzo dużo pracowników, bo standardy medyczne w Niemczech są wysokie. Na oddziałach rehabilitacji i intensywnej terapii na każdy pokój dla chorych przypadają 2-3 pielęgniarki. Zważywszy, że pokoje są dwuosobowe, wynik wydaje się imponujący. Niemcy kłopoczą się o przyszłość swojego narodu, bo od lat więcej ludzi umiera, niż się rodzi, społeczeństwo się starzeje, a nie ma komu pracować na ludzi starych i zniedołężniałych. Meppen ten problem nie dotyczy. Rodzi się tu najwięcej dzieci w regionie, wskaźnik przyrostu naturalnego należy do najwyższych w całej Dolnej Saksonii. Przyczyniły się do tego również władze miejskie, które stawiają rodziny z dziećmi na bardziej uprzywilejowanej pozycji niż pozostałych obywateli. Na przykład rodziny posiadające dzieci, które chcą wybudować sobie domy, mogą kupić od miasta grunt po cenach znacznie niższych od rynkowych.
Meppen bez supermarketu
Za trzy miesiące Meppen zostanie połączone z Zagłębiem Ruhry nowoczesną autostradą, a największą miejską inwestycją jest obecnie park rozrywki. Starą elektrownię gazową holenderski inwestor zamierza przekształcić w atrakcyjne miejsce, które przyciągnie do Meppen jeszcze więcej turystów. Współpraca Meppen z Holendrami sięga jeszcze dalej, bo planują wspólnymi siłami wybudować port nad Kanałem Dortmundzkim. Z prywatnych inwestycji, w przyszłym roku na bardzo atrakcyjnej działce w centrum miasta zostanie wybudowany hotel na ponad sto łóżek. Do miasta pchają się supermarkety, ale władze konsekwentnie odmawiają wydawania lokalizacji dla dużych sklepów w centrum miasta. Jedyne centrum handlowe w mieście to Kaufland. Pozostałe supermarkety, jeśli chcą, muszą budować się na przedmieściach. I budują się. Dużą część klienteli centrów handlowych pod Meppen (nawet około 40 procent) stanowią Holendrzy.
Meppen jest dumne ze szpitala
W ogóle w Niemczech życie zorganizowane jest trochę inaczej. U nas szpitalem zajmuje się województwo, u nich miasto. U nas wywóz i składowanie śmieci to obowiązek miast i gmin, tam - powiatów. Powiaty zajmują się w Niemczech… utrzymaniem kościołów (remonty, prąd, ogrzewanie), a wierni utrzymują duchownych, odpisując na nich część swego podatku. Miejski szpital w Meppen to duma władz. Nawet jak na niemieckie warunki jest nowoczesny i bogato wyposażony. Dwuosobowe pokoje, łóżka sterowane elektrycznie, materace przeciwodleżynowe, w każdym pokoju telefon, telewizor i łazienka. Pokoje pielęgniarek na oddziałach wyposażone w komputery. Żeby odczytać wskaźniki pacjenta podłączonego do aparatury, pielęgniarka nie musi ruszać się ze swojego pokoju, bo wszystko widzi na monitorze komputera. Szpitalne komputery pracują w sieci. Siostry nie biegają między oddziałami z karteczkami. Oddziałowa nie musi czekać na wyniki badań z laboratorium, bo może otrzymać je poprzez sieć komputerową. W szpitalu w Meppen pracuje sporo polskich pielęgniarek i nieliczni lekarze. Jedną z lekarek jest pochodząca z Bydgoszczy Iwona Rokitiańska pracująca na oddziale rehabilitacji. Rokitiańska pracuje w Niemczech od dwudziestu lat, ale po wejściu Polski do Unii Europejskiej w niemieckich szpitalach pojawia się coraz więcej lekarzy i pielęgniarek z Polski. Cóż się dziwić? Roczna pensja niemieckiego lekarza wynosi 70 tys. euro rocznie, czyli 26 tys. zł miesięcznie, a pielęgniarki 40 tys. euro rocznie, czyli 14,6 tys. zł miesięcznie. Zarobki jak na polskie warunki niebotyczne, ale trzeba na nie naprawdę ciężko zapracować. Niemieccy lekarze skarżą się, że choć mają zapisane w kontraktach ośmiogodzinne dni pracy, w rzeczywistości pracują znacznie dłużej i nikt im nie płaci za nadgodziny. - Nie ma dnia, żeby mąż pojawił się w domu przed dwudziestą - skarży się małżonka jednego z niemieckich lekarzy. Z drugiej strony wielu polskich doktorów zapewne chętnie przystałoby na darmowe nadgodziny i na obcinanie pensji, gdy się śpi na nocnym dyżurze, żeby tylko zarabiać 26 tys. zł miesięcznie. Cóż, bieda i bogactwo w różnych krajach wyglądają rozmaicie. W każdym razie Meppen jest znacznie zamożniejsze od Ostrołęki. Zniszczone w czasie wojny tylko w 30 procentach (Ostrołęka w 80 proc. - przyp. red.), rozwijało się po wojnie korzystając z planu Marshalla, gdy Polska pozostawała pod rządami rujnującego centralnego sterowania w gospodarce. Władze Meppen uatrakcyjniają turystycznie swoje miasto, władze Ostrołęki zmagają się z brakiem kanalizacji w części miasta.
Ostrołęka-Meppen - pojednanie
Jak w takich warunkach, przy takich różnicach możliwe jest partnerstwo i kto na nim korzysta? Samorządowcy z Meppen, z którymi rozmawialiśmy, niezależnie od politycznej przynależności, zgodnie stwierdzają: już sam fakt, że kontakty są regularne, że rozmawiamy ze sobą, spotykamy się, jest wystarczającą korzyścią, dla której warto było nawiązać współpracę. Wszak między Polakami i Niemcami wciąż tkwią zadry i uprzedzenia będące pozostałością II wojny światowej. W czasie uroczystej sesji połączonych Rad Miejskich Meppen i Ostrołęki burmistrz Heinz Jansen, którego ojciec zginął pod Stalingradem, w niebywale emocjonalnym przemówieniu kilkakrotnie powracał do spraw polsko-niemieckiego pojednania. Kilkakrotnie nawiązywał do publikacji Władysława Bartoszewskiego. - Wypędzono Niemców z Pomorza i Śląska i nazwano to wysiedleniem, ale też Polacy doświadczyli okrucieństwa wywózek, bo byli wywożeni na roboty do Niemiec - mówił Jansen. - Polacy myśleli o sprawiedliwości, Niemcy tak samo. Należy być wdzięcznym tym, którzy przyczynili się do porozumienia i być może przebaczenia między obydwoma narodami. Cieszę się, że nasze miasta nawiązały współpracę. W przemówieniu w czasie sesji połączonych rad Ostrołęki i Meppen, burmistrz Jansen kilkakrotnie odnosił się do narastającej obecnie dyskusji między częścią Niemców i Polaków na temat zadośćuczynienia za wojenne krzywdy. Tego samego dnia rano na łamach "Meppener Tagespost" ukazała się jego wypowiedź, w której mówił, że "z obu stron toczy się zbędna dyskusja na ten temat, ważniejsze jest wspólne życie, współistnienie w zjednoczonej Europie". Myśl, że partnerstwo Ostrołęki i Meppen ma wielkie znaczenie w pojednaniu niemiecko-polskim, pojawiała się kilkakrotnie w czasie pobytu ostrołęckiej delegacji w niemieckim mieście. Poprzedni burmistrz Wilhelm Mevenkamp, który zainicjował kontakty obu miast, również doświadczył okrucieństw II wojny światowej. Widać to po nim do dziś, ponieważ nie ma prawej ręki. - Gdy skończyła się wojna, miałem 18 lat - mówił Mevenkamp. - Zostałem ranny koło polskiej granicy. Poprzysiągłem sobie wtedy, że zrobię wszystko, aby taka wojna więcej się nie powtórzyła. Niestety, żelazna kurtyna przez pięćdziesiąt lat uniemożliwiała pojednanie, ale gdy tylko stało się to możliwe, nawiązaliśmy kontakty z polskim miastem Ostrołęką.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?