Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Martyna Ciok: Nie wyobrażam sobie życia bez śpiewania

Beata Modzelewska
Archiwum prywatne
Oglądaliśmy ją w ostatnich latach w kilku telewizyjnych konkursach, festiwalach, jesienią ubiegłego roku wydała debiutancki singiel, a niebawem wystąpi w„Mam Talent”. Martyna Ciok sięga po marzenia.

Muzyka to jej pasja, ale też chleb codzienny. Pochodząca z Ostrołęki Martyna Ciok spełnia swoje kolejne muzyczne marzenia.

- Robię to, co kocham - mówi z przekonaniem.

Absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Ostrołęce (klasa skrzypiec) oraz Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie (wydział wokalny - sekcja piosenki). Zadebiutowała w 2010 roku na 47. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Jest finalistką muzycznego programu telewizyjnego „Śpiewaj i Walcz”. Uczestniczyła także w programie „The Voice of Poland” w drużynie Andrzeja Piasecznego. Występowała z różnymi artystami polskiej sceny muzycznej. Od 2012 roku współpracuje z Filharmonią Narodową w Warszawie jako wokalistka w koncertach edukacyjnych. Śpiewa też w zespole Shakerband (obsługa wesel, eventów - red.). Na brak zajęć więc nie narzeka, również w weekendy, a do tego stale kształci swój głos.

- Właśnie skończyłam drugi rok studiów na wydziale wokalistyki estradowej Akademii Muzycznej w Łodzi - mówi 26-letnia wokalistka.

Co dalej?

Jesienią będziemy ją mogli oglądać w TVN-owskim „Mam Talent”. W czerwcu wzięła udział w castingu.

- Miałam dłuższą przerwę od castingów do telewizyjnych programów. Stwierdziłam, że to chyba jeszcze nie mój czas. Wydaje mi się, że byłam za młoda na to wszystko. A teraz... teraz będę mogła pokazać coś swojego. W listopadzie ukazał się mój debiutancki singiel (pt. „Dlaczego”, teledysk można zobaczyć na YouTube - red.), do którego napisałam słowa, a muzykę stworzyłam wspólnie z Patrykiem Huńkowskim. To był trudny debiut, bo wszystko zorganizowałam sama. Chciałabym się teraz pokazać w „Mam Talent”. Z jak najlepszej strony, oczywiście. Zapraszam do oglądania programu jesienią, nie mogę zdradzić nic więcej - uśmiecha się tajemniczo.

Choć ma sceniczne obycie, casting do „Mam Talent” dostarczył jej emocji.

- Takie występy się przeżywa - podkreśla. - Gdy stajesz na scenie, wiesz, że będziesz oceniana przez jurorów, którzy decydują o twoim dalszym losie w programie. Jeżeli chcesz dobrze wypaść - bo przecież każdy kto tam przychodzi chce wygrać - pojawia się adrenalina. Jest to na pewno przygoda, ale myślę, że takie programy mogą też otworzyć jakieś drzwi i warto z takiej szansy korzystać. Nie było łatwo, a co dalej? Zobaczymy.

Zdradza, że zgłosiła się równolegle do „The Voice of Poland” i zakwalifikowała się do precastingu, ale wybrała „Mam Talent”.
Bardzo dużym osiągnięciem, jak podkreśla, jest dla niej angaż w Filharmonii Narodowej.

- Cztery lata temu filharmonia podjęła współpracę z wokalistami rozrywkowymi. Był casting, zgłosiło się wiele osób. Wybrali wtedy dwie dziewczyny, w tym mnie. To był dla mnie wielki sukces. Praca jest ciężka, ale przynosi satysfakcję. Mamy próby w wakacje, podczas których przygotowujemy się do sezonu, który trwa od września do czerwca. Wtedy pięć dni w każdym miesiącu trwają trasy po Polsce. Gramy pięć, sześć, a czasem nawet siedem koncertów dziennie. Przyznam, że tydzień w trasie jest bardzo wyczerpujący (w ramach jednej z tras są też koncerty w Ostrołęce - red.). Do tego na deskach filharmonii mamy dwa razy w roku koncert. Jest mi dobrze w filharmonii, chcą mnie z roku na rok i to jeż jest dla mnie wyróżnienie - zaznacza.

To jest mój zawód

Martyna nie wyobraża sobie życia bez muzyki.

- To jest mój zawód, mam muzyczne wykształcenie. I chcę robić swoją muzykę: z pogranicza soulu i popu. To nie jest łatwe dzisiaj, bo wytwórnie nie zawsze chcą inwestować w propozycje artystów. Chciałabym iść swoją ścieżką, ale zdaję sobie sprawę, że bez wsparcia będzie trudno.

Od 10 lat Martyna mieszka w Warszawie. W stolicy zameldowała się po gimnazjum. Skończyła tam liceum muzyczne i renomowaną Szkołę Muzyczną im. Fryderyka Chopina.

Zaś to, że zaczęła śpiewać, to był czysty przypadek.

- W szkole muzycznej w Ostrołęce grałam na skrzypcach. Byłam przeciętna i nauczycielka odradziła mi drugi stopień edukacji. Zmieniłam więc instrument na obój. W tym akurat byłam dobra, lecz gra na oboju to mnie była istna katorga. Ale szkoda było tych lat nauki. Potem były lekcje perkusji. Okazało się, że to też nie dla mnie. Konsternacja. Co robić? Nauczycielka Urszula Napiórkowska postanowiła więc sprawdzić, czy potrafię śpiewać. Zaśpiewałam wtedy, pamiętam to doskonale, „Jestem kobietą” Edyty Górniak. Nauczycielka szeroko otworzyła oczy i orzekła: „Tak, to jest wielki talent, wzywamy rodziców”. To była końcówka gimnazjum. Rodzice pojawili się w szkole, nauczycielka powiedziała im o moich zdolnościach, znalazła liceum muzyczne w Warszawie, trafiły tam moje dokumenty i w taki sposób wylądowałam w stolicy. A konkretnie u mojej babci w Pruszkowie, gdzie mieszkałam przez sześć lat. Było ciężko, ale dałam radę. Pewnie dlatego, że już wtedy wiedziałam, że chcę śpiewać! A rodzina zawsze mnie wspierała.

Martyna miała moment zwątpienia.

- Po programach telewizyjnych, po konkursie w Opolu, wiedziałam, że muzyka to ciężki kawałek chleba. Wtedy postanowiłam poszukać alternatywy. Przez rok studiowałam logopedię. Szło mi dobrze, ale w końcu uznałam, że jednak nie mogę muzyki traktować jako hobby, bo nic z tego nie będzie. Rzuciłam więc logopedię. Uważam że nic się nie dzieje bez przyczyny.

W rodzinnym mieście bywa rzadko. Praca i studia wypełniają jej często siedem dni w tygodniu.

- Ale kiedy tylko mogę przyjeżdżam do Ostrołęki, bo tu mieszkają moi rodzice. Odwiedzam ich jednak nie tak często jak kiedyś.

W czerwcu Martyna Ciok zaręczyła się. Wybranek jej serca, Artur, pochodzi z Lubelszczyzny. Planują ślub.

- Nie uzgodniliśmy jeszcze konkretnej daty, ale myślimy o przyszłym roku - zdradza osobiste plany. - A że bronię licencjat w czerwcu czy lipcu, to bierzemy pod uwagę bardziej jesienne miesiące, albo maj 2018. Ale na razie chcę się nacieszyć pierścionkiem zaręczynowym - śmieje się sympatyczna młoda kobieta.

Zaręczyny były bardzo romantyczne. I były dla Martyny ogromną niespodzianką. W czerwcu, Martyna i Artur wraz ze znajomymi pojechali na wakacje do Chorwacji.

- Pierwszy przystanek - Jeziora Plitwickie. Cudowne miejsce - wspomina Martyna. - A nad największym wodospadem Artur oświadczył mi się. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Okazało się, że moi towarzysze podróży wspólnie to ukartowali. Pierścionek miała moja koleżanka. W pewnym momencie znajomi postanowili wrócić do samochodu, po wodę utlenioną, bo niby dziecko się przewróciło. Coś mi nie pasowało, ale nie wnikałam, bo przecież różne sytuacje się w życiu zdarzają. A tymczasem Artur poprosił mnie o rękę. Tego się wówczas kompletnie nie spodziewałam. To zdecydowanie były moje najwspanialsze wakacje - mówi Martyna.

Życzymy Martynie realizacji wszystkich planów: zawodowych i prywatnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki