Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lakiernik z wilczym biletem

(AS)
Mirosław Traczyk z Krasnego twierdzi, że dyscyplinarnie zwolniony z pracy tylko dlatego, że upomniał się o wypłacenie zaległej pensji.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy do redakcji "Tygodnika" wciąż napływały prośby o interwencję w sprawie zaległych wypłat dla pracowników makowskiego Mafametu. Włodzimierz Ferenc, dyrektor zakładu uspokajał: "Informujemy, że w ostatnim okresie faktycznie mamy problemy z terminowymi płatnościami pensji pracowniczych. Niestety wynika to wyłącznie z ogólnej sytuacji gospodarczej panującej w naszym kraju. Podjęliśmy ostatnio starania mające na celu odzyskanie starych należności oraz rozpoczęliśmy rozmowy z bankiem w sprawie uruchomienia dodatkowego kredytu. Są to typowe działania prowadzone w ramach normalnej działalności każdego przedsiębiorstwa. Jesteśmy przekonani, że w niedługim czasie uregulujemy wszystkie nasze zobowiązania".

Traczykowa krzywda

Jeden z głosów proszących o interwencję należy do Mirosława Traczyka, wieloletniego pracownika makowskiego zakładu.
- Gdy przez trzy miesiące nie dostałem wypłaty, poprosiłem o 1,2 tys. zł, bo musiałem opłacić córce szkołę - opowiada mieszkaniec Krasnego - ale zamiast pieniędzy dostałem dyscyplinarkę.
Gdy zapytaliśmy Ferenca, czy to prawda, odpisał: "Dziwi fakt, że pracownicy informują o swoich problemach prasę, a nie kierownictwo zakładu. Jest absolutnie bzdurą twierdzenie, że ktokolwiek został zwolniony tylko z tego powodu, że upomniał się o wynagrodzenie. Przypominamy, że w Polsce działają nadal, i to dobrze, sądy pracy i każdy pokrzywdzony może tam dochodzić swoich praw. Jak dotąd nikt z tych ?pokrzywdzonych? nie wystąpił przeciwko Mafametowi ma drogę sądową, co powinno być dla Państwa przynajmniej powodem do zastanowienia. Proponujemy rozmowę z pracownikami, którzy chcą nadal pracować w naszej firmie i wiążą z nią nadzieje na przyszłość. Jesteśmy przekonani, że już wkrótce sytuacja zmieni się diametralnie".

Ludzki koszt

Dyrektor być może nie wie, że sądowi pracy Mafamet nie jest obcy, a Traczyk jest już drugim pracownikiem Mafametu, który korzysta z usług Ryszarda Czosnka, radcy prawnego z Przasnysza.
- Sprawa pana Traczyka została skierowana przed dwoma miesiącami do sądu pracy w Ostrołęce - powiedział nam na początku października Ryszard Czosnek. - Problemy firmy Mafamet są powszechnie znane, więc nie dziwi, że jego właściciele imają się każdego sposobu by jak najmniejszym kosztem pozbyć się ludzi. Po prostu wykorzystali pretekst, by pana Traczyka zwolnić.
Jaki był ten pretekst? Traczyk mówi, że gdy został bez pieniędzy (i nie miał nawet na dojazd do pracy) postanowił dorobić. Zwolnił się więc u swojego kierownika z jednego dnia pracy.
- Zawsze tak było i nie było problemu, mogłem odrobić te kilka godzin w inne dni - opowiada Traczyk. Tym razem było inaczej. Nazajutrz 21 sierpnia mieszkaniec Krasnego został zwolniony w trybie natychmiastowym bez wypowiedzenia, zarzucono mu nieprzestrzeganie dyscypliny pracy. - Postąpiono ze mną jak z bydlakiem, bo teraz nie mam ani zasiłku ani żaden szef mnie z wilczym biletem do pracy nie przyjmie - denerwuje się Traczyk.

Z perspektywy osy

Z opowieści Mirosława Traczyka, który przepracował w makowskim Mafamecie 5,5 roku (najpierw remontował biura, potem przeszedł na stanowisko lakiernika) wyłania się jeszcze jedna ciekawa historia. Dotyczy ona warunków pracy. - Kiedyś jak do lakierni wpadła osa, to pożyła kilka minut - mowi 42-letni lakiernik. - A ja tam przez trzy lata pracowałem z synem. Jak przychodziła kontrola, to nam kazali iść do domu. Na lakierni powinny być nawiewy z góry, na dole rynsztoki, woda ze ścian powinna płynąć, by to wszystko zabierała i jakaś utylizacja powinna być. A tam nic. Ja na miesiąc czasu używałem 400 litrów rozpuszczalnika, 100 litrów benzyny i lakieru nitro 50-60 litrów. Żadnej wentylacji, jak przyszły upały to do picia mieliśmy hydrantówę. A jak się u nas jeden spawacz upomniał o wodę do picia, to mu pan prezes (Włodzimierz Bujak - przyp. red.) zjechał ze stawki o 1,2 zł i premii mu zabrał 20 procent, tak, że stracił około 500 zł.
Ponownie więc skierowaliśmy nasze kroki do pana Ferneca.
- Nie mieliśmy spraw w sądzie pracy od trzech lat - stwierdził stanowczo.
Nazwiska wymienionych przez nas pracowników: pana O. i Mirosława Traczyka (klientów prawnika Ryszarda Czosnka) dyrektorowi Mafametu były znane. - Sprawa pana O. nawet nie weszła na wokandę, a w sprawie pana Traczyka nie dotarło do nas żadne zawiadomienie - powiedział Ferenc.
Wyjaśnienia na temat warunków pracy w lakierni były już mniej przejrzyste. Po stanowczym stwierdzeniu, że lakiernia jest nieczynna, dyrektor dodał, że praca tam nie jest łatwa i mało się tam robi, bo większość robi się proszkowo.
Optymistycznie zabrzmiała za to odpowiedź na pytanie kiedy firma zacznie płacić pracownikom.
- W najbliższy wtorek (15 października - przyp. red.) pracownicy otrzymają wypłaty za lipiec i sierpień, a za pozostały okres będziemy starać się uregulować do końca października - zapewnił Włodzimierz Ferenc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki