Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto zajmuje się Twoim dzieckiem, czyli cała prawda o ostrołęckich nianiach

(km)
Fot. sxc.hu
Kto chce zająć się Twoim dzieckiem? Maturzystki, które nie mają pomysłu na dalsze życie, palaczki bojące się obserwowania przez kamerę. Starsze panie, zwolenniczki surowych metod wychowawczych, byłe kierowniczki, marzące o kierowniczej pensji i panie szukające... męża.

Lidka urodziła Szymona pół roku temu. To jej pierwsze dziecko. Wykorzystała już urlop macierzyński i kilka dni zaległego z ubiegłego roku i musi wracać do pracy.
- Spłacamy kredyt na mieszkanie i z jednej pensji nie dalibyśmy rady się utrzymać - mówi.
Nie może liczyć na pomoc babć, bo jedna mieszka w Lublinie i pracuje, ta z Ostrołęki też jeszcze pracuje.

Zostaje z wnukiem w weekendy.
- Nie mam wyjścia. Muszę zostawić synka z opiekunką - martwi się młoda mama.
A tej, jak mówi, postanowiła szukać przez ogłoszenie, bo wydawało jej się, że tak będzie najszybciej i że znajdzie kogoś np. z wykształceniem pedagogicznym.

Telefony się urywają

Napisała ogłoszenie: "Szukam niani dla półrocznego niemowlaka. Odpowiedzialnej, niepalącej, z doświadczeniem, mile widziane wykształcenie pedagogiczne."

Pierwszy raz telefon zadzwonił zaraz po ukazaniu się ogłoszenia. I dzwonił tak przez kolejnych kilka dni, non stop i w różnych godzinach, nawet o 7.10 rano i po 22.00. Wydawałoby się więc, że znalezienie opiekunki dla półrocznego dziecka nie będzie wielkim problemem, skoro chętnych jest aż tyle. W tym jeden mężczyzna! Nic bardziej mylnego.

W Ostrołęce "etatowa niania" to wydatek w granicach 600-800 zł za samą opiekę nad dzieckiem. Dużo i niedużo. Niedużo jak na tak odpowiedzialną pracę i dużo, gdy kwota ta jest dla mamy połową jej zarobków.
Nie ze wszystkimi zdecydowała się spotkać.
- Najwięcej telefonów dostałam od osób, które nawet nie zapytały o płeć dziecka, jego imię, tylko w pierwszych słowach pytały "za ile". To dyskwalifikowało je na starcie.

Wyczekiwanie na sobotnią imprezkę

Sporo też było telefonów od bardzo młodych osób, dziewczyn, które miały około 20 lat i chyba zajmują się głównie wyczekiwaniem na sobotnie imprezy, bo gdy pytałam czy gdzieś się uczą, mówiły, że po maturze odpoczywają, robią sobie przerwę itp. Jakoś nie do końca potrafiłam im zaufać i grzecznie dziękowałam mówiąc, że szukam kogoś z doświadczeniem. Zgodnie z prawdą, zresztą. Z tej grupy dzwoniących zdecydowała się zaprosić do domu pięć pań i jednego pana, którzy zrobili na niej najlepsze wrażenie. Jak się później okazało, tylko przez telefon.

Szuka pracy i… męża

Pani numer 1 ma niewiele ponad trzydzieści lat. Wychowuje samotnie dziecko, 12-letnią córkę i jak mówiła, nie wróciła do pracy zawodowej, bo zależało jej by być jak najdłużej z córką. A potem powrót już nie był możliwy, dlatego postanowiła robić to, co jak twierdziła, daje jej największą satysfakcję, wychowywać dzieci, cudze. Obecnie szuka partnera na życie, bo w pojedynkę żyć ciężko. Tyle zdążyła o sobie naopowiadać, nie zadając ani jednego pytania o dziecko, którymi miałaby się zaopiekować. Po czym zapytała czy w mieszkaniu jest Internet.

- I w tym momencie podjęłam decyzję - mówi Lidka. - Wolałam nie sprawdzać czy pani zajmowałaby się moim dzieckiem, czy szukaniem męża.

Pani numer 2 to nauczycielka na emeryturze.
- Rozmowa była bardzo konkretna. Pani wypytywała o zwyczaje Szymka, o to co lubi, jak spędzamy czas itd. Nie mogłam się jednak do niej przekonać. Była jakaś taka sroga, szorstka - szuka właściwego określenia. - Sytuacja była jasna, gdy zwróciła uwagę mężowi, że nie powinien cały czas trzymać synka na rękach, zwłaszcza, gdy nie płacze, bo dzieci szybko przyzwyczajają się do rąk. Ale my chcemy, by nasz syn był jak najdłużej noszony, tulony, całowany, rozpieszczany. Dzieci tak szybko rosną i później już wcale nie chcą się przytulać do rodziców. No i na tą panią też się nie zdecydowaliśmy, bo pomimo jej ogromnego doświadczenia, miałabym obawy, czy nie będzie zbyt mocno dyscyplinować naszego synka.

Proszę pani, ja byłam kierowniczką!

- Pani numer 3 była totalnym nieporozumieniem - Lidka uśmiecha się na samo wspomnienie.
Zadbana, wygadana, sympatyczna, robiła naprawdę dobre wrażenie. Odchowała trójkę swoich dzieci. Już prawie się zdecydowali, gdy doszło do ustalenia wysokości zapłaty.

- Powiedziałam, że możemy zapłacić 600 zł plus po 10 zł za każdą dodatkową godzinę, gdy np. będziemy musieli dłużej zostać w pracy, albo gdy będę chciała coś załatwić w mieście. Na co pani powiedziała nam, "proszę pani, ja byłam kierowniczką w firmie i tyle mam zarabiać, po takim stanowisku?". Zapytaliśmy, ile chciałaby, żebyśmy jej zapłacili. Powiedziała, że 1500 zł. No a że nas na taką kwotę nie stać, podziękowaliśmy pani za fatygę.

Fleje i pantoflarz

Pani numer 4, jak się okazało, była bardzo doświadczoną nianią. Wyliczyła nam imiona dzieci, którymi się opiekowała: Ania, Ewa, Krzyś, Natalka, Damian. Przy każdym dodawała: to dziecko doktorów (tacy niby wykształceni ludzie, ale jakie fleje. Nawet sobie pani nie wyobraża, że ludzie mogą być takimi brudasami), a to dziecko tego pana dyrektora (taki pantoflarz z niego, że szok. W pracy słyszałam, że bohater, wyżywa się na ludziach, a w domu zdania racji nie ma). W dodatku w lodówce wiecznie pusto, nawet kanapki nie było z czego sobie zrobić, a w ciągu ośmiu godzin można zgłodnieć.

Słuchaliśmy tego wywodu z mężem w osłupieniu. Spojrzeliśmy na siebie i byliśmy pewni, że nie chcemy być tematem opowieści pani numer 4 u kolejnych rodziców szukających opiekunki. Podziękowaliśmy więc za wizytę.

Za kamerę podam do sądu

Od Pani numer 5 od progu poczuliśmy papierosy. Powiedziałam od razu, że szukamy osoby niepalącej. Oboje z mężem nie palimy, nie pozwalamy palić w mieszkaniu i nie chcemy, by opiekunka naszego syna paliła. Pani się zmieszała i szybko zaczęła tłumaczyć, że ona nie pali, ale podwoziła ją do nas samochodem koleżanka, która paliła w aucie i stąd od niej zapach tytoniu. Nie uwierzyliśmy jednak, bo widać było charakterystyczne żółte ślady na palcach. W trakcie rozmowy Pani powiedziała, że może zaopiekować się naszym synem, za 600 zł, pod jednym warunkiem. Nie zgadza się na to, by w domu, w trakcie jej pracy działała kamera.

Jeśli odkryję, że jestem nagrywana, podam Państwo do sądu - zapowiedziała i przyznała, że w jednym z domów, w którym opiekowała się dzieckiem była obserwowana przez kamerę. Sprawa wyszła na jaw, bo rodzice sami się do tego przyznali. Pani nr 5 powiedziała nam, że z tego właśnie powodu rozstała się z poprzednimi pracodawcami. Co takiego rodzice zobaczyli przez tę kamerę, tego już powiedzieć nie chciała.

Pan spłaca kredyt

Numerem 6 był mężczyzna - pięćdziesięciokilkuletni. Przyznaję, że umówiliśmy się z nim przede wszystkim z czystej ciekawości.

Pan Tomasz był bardzo szczery. Powiedział, że od kilku lat jest na rencie, nie może sobie znaleźć lekkiej fizycznie pracy, żeby dorobić. Pieniądze są mu potrzebne, bo ma do spłacenia kredyt za wesele syna. Wychowałem czwórkę swoich dzieci, na porządnych ludzi, więc chyba się nadaję na opiekuna - powiedział nam. Bardzo sympatycznie nam się rozmawiało, tak o życiu.

- Nie zdecydowaliśmy się zatrudnić żadnej z osób, z którą się spotkaliśmy. Nie wzbudziły naszego zaufania na tyle, by codziennie zostawić bez obaw nasze dziecko. Może jesteśmy przewrażliwieni, ale uważam, że mamy do tego prawo. W końcu to nasze pierwsze dziecko - mówi z uśmiechem Lidka. Ich problem rozwiązał się niespodziewanie sam. Na rentę chorobową przechodzi ciotka Lidki i ona zostanie z Szymkiem.

- Musimy jakoś dotrwać do trzech lat synka, a potem zapiszemy go do przedszkola. Jakoś bardziej ufam wychowaniu dziecka w grupie rówieśników niż z nianią z ogłoszenia - dodaje młoda mama.

A jakie są Wasze doświadczenia z nianią? Zapraszamy do dyskusji na forum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki