Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto nie lubi wójta

Aldona Rusinek
Antoni Cymbalak
Antoni Cymbalak Fot. A. Rusinek
Antoni Cymbalak, wójt gminy Andrzejewo budzi w środowisku skrajne emocje. Jedni go chwalą, twierdząc że jest świetnym gospodarzem, dba o rolników, prowadzi inwestycje, ściąga do gminy pieniądze. Inni uważają za despotę, który na samorządowym stołku uprawia przede wszystkim prywatę. Najbardziej zagorzała przeciwniczka wójta, była radna Monika Zakrzewska mówi, że z Cymbalaka tylko egzorcysta mógłby wypędzić wszelkie zło. I że nie spocznie w spokoju, póki Cymbalak będzie na urzędzie. Zakrzewska prawie co tydzień bywa w naszej redakcji z niesamowitymi opowieściami o Antonim Cymbalaku, którym raczej trudno dać wiarę.

Antoni Cymbalak
(fot. Fot. A. Rusinek)

Antoni Cymbalak jest wójtem Andrzejewa od 1992 roku. W ostatnich, bezpośrednich wyborach pokonał Józefa Polaka z PSL, wicestarostę ostrowskiego. Jego przeciwnicy uważają, że wygrał, bo ludzie głosowali na niego ze strachu, choć trudno zrozumieć, czego można się bać w tajnych wyborach. W obecnej radzie z wójtem próbuje walczyć peeselowska opozycja, która jednak pozostaje w znacznej mniejszości. Zarzuty, jakie wpłynęły do redakcji, pomijając osobiste fobie Moniki Zakrzewskiej, dotyczyły wycięcia drzew w starym parku, problemów służby zdrowia, wykorzystywania stanowiska wójta dla załatwiania prywatnych interesów.

Wójt to silna konkurencja

Antoni Cymbalak, poza tym że jest wójtem, jest także właścicielem 20-hektarowego gospodarstwa i stawów rybnych. Jego żona Hanna prowadzi piekarnię, a także największy w Andrzejewie sklep spożywczy, otwarty kilka miesięcy temu. Jego otwarcie wywołało niepokój wśród właścicieli kilku mniejszych sklepów prosperujących dotychczas w Andrzejewie. Sklep jest wielobranżowy, można w nim kupić artykuły spożywcze i przemysłowe. - Obawiamy się, że wójt będzie dążył, do zniszczenia konkurencji, na przykład przez odbieranie koncesji na alkohol - mówi Jarosław Pszczołowski, właściciel sklepu po drugiej stronie parku, naprzeciwko "supersamu" Hanny Cymbalakowej. - Niedawno mieliśmy spotkanie na temat respektowania przepisów ustawy antyalkoholowej, zakazu picia piwa w sklepie czy pod sklepem. Ja nie jestem za takimi obyczajami, ale dlaczego nagle teraz, kiedy żona wójta otworzyła sklep, taka troska o przepisy? Obawiam się, że mogą za tym pójść inne restrykcje. Niektórzy właściciele sklepów podejrzewają, że rygory związane z handlem alkoholem to także efekt otwarcia w starym budynku GS-u klubu. - Klub oficjalnie jest zarejestrowany na kogoś obcego, ale kto wie, czy to nie osoba podstawiona przez Cymbalaka - spekuluje jeden ze sklepikarzy, dodając że po otwarciu "wójtowego" pawilonu obroty w sklepie znacznie mu spadły, a po otwarciu klubu sprzedaż piwa znów się zmniejszy. Bogumiła Michałowska z Rosochatych, właścicielka klubu zapewnia, że wójt Cymbalak z jej lokalem nie ma nic wspólnego, poza tym, że ona od gminy dzierżawi pomieszczenia klubowe. - Ja o plotkach i domysłach nie będę dyskutował. Każdy, kto chciał mógł sobie otworzyć klub czy sklep w byłej restauracji GS-u. Budynek wykupiony od spółdzielni wiele lat temu wciąż czeka na inwestorów. Zgłosili się młodzi ludzie, którzy chcieli coś zrobić dla andrzejewskiej młodzieży. Mam nadzieję, że i młodzież i oni są zadowoleni - mówi krótko wójt Cymbalak. Marianna Polak ma niewielki sklep naprzeciwko Urzędu Gminy. Jest kuzynką Józefa Polaka, który przegrał z Cymbalakiem w wyborach. - Nie mam nic przeciwko sklepowi żony wójta. Gdybym miała pieniądze, też może próbowałabym taki sklep otworzyć. Pewnie, że małym sklepikom w takiej miejscowości jak Andrzejewo trudno jest się utrzymać. Ja mam sklep we własnym domu, nie płacę więc za lokal, ale opłaty za prąd, wynagrodzenie pracowników, podatek pochłaniają ok. 3 tys. zł miesięcznie. Mimo to wciąż się utrzymuję. A konkurencja dużego sklepu? No cóż, na wolnym rynku każda konkurencja jest dozwolona. Takie są czasy, że każdemu wolno dbać o własne interesy - mówi właścicielka sklepu. - Dobra konkurencja powinna mobilizować innych. Nikt nie może zabronić mojej żonie prowadzenia interesów. Na budowę sklepu wzięła ogromny kredyt, ryzykując utratę pieniędzy, bo taki sklep we wsi wielkości Andrzejewa to niebezpieczny interes. Dała ludziom miejsca pracy. Haruje od rana do wieczora, po kilkanaście godzin dziennie. Każdy może podjąć się takiego trudu - odpiera ataki konkurentów sklepu żony wójt Cymbalak. Nie uważa też, aby piekarnia (również żony) stanowiła konkurencję dla piekarni geesowskiej. - Oni mają swoich odbiorców, my swoich. Piekarnia funkcjonuje od 10 lat, sprzedaje pieczywo także w innych gminach, nie wchodzimy geesowi w drogę - zapewnia wójt. Paweł Sołowiński, prezes Gminnej Spółdzielni uważa jednak, że zarówno prywatna piekarnia jak i nowe prywatne sklepy są dla spółdzielni silną konkurencją. Gminna spółdzielnia od dłuższego czasu boryka się z kłopotami finansowymi. - Płacimy bardzo wysokie podatki do gminy, 130 tys. zł rocznie. Staraliśmy się o zmniejszenie podatków, bezskutecznie. Wójt, który ma we wsi największy sklep i piekarnię nie jest zainteresowany we wspieraniu konkurencji - mówi prezes geesu. Wójt twierdzi, że w ubiegłym roku umorzono część podatku gminnej spółdzielni. - Gminna Spółdzielnia złożyła w tym roku wniosek o umorzenie podatków, ale Rada Gminy nie wyraziła na to zgody. Umorzono tylko odsetki za kwiecień - informuje Ryszard Skłodowski, przewodniczący Rady Gminy. - Gminnej Spółdzielni nie niszczy konkurencja ani podatki, ale przerost biurokracji i brak inwencji kierownictwa - uważa Cymbalak.

Park

Ludzi w Andrzejewie zbulwersował fakt, że z otwarciem sklepu Hanny Cymbalak, dziwnym trafem zbiegła się budowa parkingów wokół zabytkowego parku i wycięcie starych topoli w tymże parku. - Drzewa zostały wycięte, by nie zasłaniały widoku na sklep wójtowej, a parking powstał, żeby był dobry dojazd. Co wójt opowiada, że parking jest dla interesantów urzędu? Przez dziesięć prawie lat się o nich nie troszczył, parkowali, gdzie się dało przed Urzędem Gminy, a nagle taką troskliwością zapałał? - powątpiewają ludzie w argumentację Antoniego Cymbalaka. - Kiedy jeszcze pracowałam w geesie i chcieliśmy przy parku zrobić parking, nie pozwolono nam, bo był to obiekt zabytkowy. Jak teraz wójt może niszczyć zabytek, nie mam pojęcia - mówi Helena Szwarc. - Projekt parkingu w planach zagospodarowania był naniesiony w 1990 roku, zanim objąłem stanowisko wójta - odpiera zarzuty Cymbalak. - A modernizację parku podjęliśmy wtedy, gdy znalazły się na to pieniądze. Zostały wycięte stare topole, będą posadzone nowe drzewa ozdobne. Chcemy zrobić plac zabaw dla dzieci. Andrzejewo na pewno nie straciło na nowych parkingach, nowym sklepie, odrestaurowanym parku - argumentuje wójt. Dodaje, że parkingi zrobiono także po drugiej stronie parku, przed innymi sklepami. - Zdrowie przez to straciłem, tyle razy były te zatoczki przebudowywane, wszystko z dużą beztroską za pieniądze podatników - macha ręką Jarosław Pszczołowski, przed którego sklepem wyłożono niewielki parking. Co niektórzy są przekonani, że przy okazji budowy parkingów za pieniądze gminne została wyłożona kostka przed sklepem wójtowej. Hanna Cymbalak pokazuje faktury na zakup kostki z zupełnie innej firmy niż ta, w której kupowano kostkę dla gminy. Opiewają na ponad 20.000 złotych. Budowa parkingów wokół parku kosztowała gminę 78.000 zł. Topole w parku wycięto kilka miesięcy temu. Dotychczas nie posadzono jednak ani jednego nowego drzewa. - Zgłosiliśmy już koncepcję zagospodarowania parku do nadzoru budowlanego. Pozostaje wyłonić jak najtańszego wykonawcę - informuje sekretarz gminy Andrzej Molenda.

Krowy mają lepiej od ludzi

Niektórzy mieszkańcy Andrzejewa zgłaszają pretensje do poziomu opieki zdrowotnej. W ośrodku zdrowia przyjmuje od lat ten sam lekarz, emerytowany już dzisiaj Eugeniusz Krzepicki, który ma kontrakt lekarza rodzinnego. Jednym opieka doktora Krzepickiego odpowiada, inni sarkają, że krowy w Andrzejewie mają lepiej niż ludzie, bo weterynarzy jest pięciu i można wybrać najlepszego. Część mieszkańców gminy korzysta więc z opieki lekarzy w innych ośrodkach zdrowia - w Mroczkach, Zarębach, Jasienicy - także dlatego, że tam mają po prostu bliżej. Z dziećmi jeżdżą do pediatrów w Czyżewie albo w Ostrowi Mazowieckiej. Niezadowolenie z opieki zdrowotnej i potrzebę drugiego lekarza zgłaszali mieszkańcy na spotkaniach przedwyborczych. Wójt w swoim programie wyborczym zobowiązał się starać o dodatkowego lekarza. - Doktor Krzepicki miał już kontrakt na lekarza rodzinnego, zawarty z Kasą Chorych, gdy przejmowaliśmy ośrodek zdrowia od zambrowskiego ZOZ, po reformie administracyjnej. W tej chwili ośrodek jest własnością gminy, doktor Krzepicki dzierżawi od nas pomieszczenia na gabinet. Pozostałe pomieszczenia dzierżawi dwóch stomatologów, którzy mają nowoczesne gabinety i zapewniają należytą opiekę stomatologiczną. Nie ma w ośrodku miejsca na jeszcze jeden gabinet i w tym tkwi problem. Kilka miesięcy temu daliśmy ogłoszenie w "Gazecie Lekarskiej", że poszukujemy lekarzy. Zgłosiło się sześciu z różnych stron Polski - Łodzi, Poznania, Katowic, Białegostoku. Nie mamy jednak dla nich w tej chwili lokalu. Nie mamy też podstaw do wypowiedzenia umowy dzierżawnej doktorowi Krzepickiemu. Wystąpiliśmy do Komendy Głównej Policji, do wojewody i do starosty o przejęcie na przychodnię budynku po posterunku policji, oferując na posterunek pomieszczenia w budynku Urzędu Gminy. Policja w tej chwili mieści się w urzędzie, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi z Komendy Głównej - informuje wójt. O zmianę lekarza, podobnie jak o zmianę wójta najaktywniej zabiega znów Monika Zakrzewska, która alarmowała w tej sprawie nie tylko w naszej redakcji, ale i w Mazowieckiej Kasie Chorych (obecnie NFZ) a nawet w Ministerstwie Zdrowia, wypowiadając się rzekomo w imieniu mieszkańców gminy, choć od lat w tej gminie już nie mieszka. Skargi Zakrzewskiej do dyrektora MRKCh napływały od 1999 r. - Robiliśmy kilkakrotnie kontrolę w przychodni prowadzonej przez doktora Krzepickiego - mówi Ryszard Zaborowski dyrektor ostrołęckiej delegatury NFZ. - Nigdy nie dopatrzyliśmy się jakichkolwiek poważniejszych uchybień. Od trzech lat ma on właściwie stałą liczbę pacjentów, około 2500 osób. W ubiegłym roku zaledwie 46 pacjentów zrezygnowało z jego opieki, to bardzo niewiele w porównaniu do innych lekarzy rodzinnych. Wybór lekarza przez pacjenta jest najlepszą weryfikacją. Jeżeli ludzie oczekują drugiego lekarza, a samorząd gminy zapewni odpowiednie warunki dla nowej przychodni, nie ma żadnych przeciwwskazań do jej otwarcia. Doktor Eugeniusz Krzepicki ma II stopień specjalizacji i wieloletnie doświadczenie. - Leczę ludzi w tej gminie od 30 lat. Znam wszystkie rodziny, dziadków i wnuki. Nie lekceważę swoich pacjentów, w miarę możliwości pomagam im sam. Zawsze, jeśli trzeba, kieruję na badania czy zabiegi do szpitali w Ostrowi lub Warszawie. Jeśli ktoś ma do mnie pretensję, powinien mi to powiedzieć, zawsze wszystko można sobie wyjaśnić - uważa lekarz.

Niewygodny radny

Na sesji Rady Gminy 30 marca tego roku stwierdzono wygaśnięcie mandatu radnego Andrzeja Grzywny. Powód był jak najbardziej oficjalny, wynikający z ustawy o samorządzie terytorialnym, która zakłada, że radni nie mogą prowadzić działalności gospodarczej z wykorzystaniem mienia komunalnego. Andrzej Grzywna zaś, lekarz weterynarii, od 1993 roku dzierżawi od gminy lecznicę dla zwierząt. Dzierżawa kończy mu się w październiku tego roku. Grzywna respektuje uchwałę radnych, bowiem z ustawowymi prawami trudno dyskutować. Uważa jednak, że prawdziwe powody pozbawienia go funkcji radnego były zupełnie inne. - W tej gminie nie ma miejsca dla radnych, którzy mają własne zdanie, chcą wypełniać swoje obowiązki z pełną odpowiedzialnością, znają się na przepisach samorządowych i chcą patrzeć władzy, czyli wójtowi, na ręce - twierdzi, zarzucając obecnej radzie bezwolne podporządkowanie wójtowi, brak krytycyzmu, akceptację w manipulowaniu protokołami z sesji i brak dostępu do materiałów potrzebnych radnemu do rzetelnej pracy. Jako przykład podaje, że 36-stronicowy projekt budżetu na rok 2003 radni otrzymali chwilę przed sesją, a on sam nie mógł się go wcześniej doprosić u sekretarza gminy. - Jak można ad hoc głosować z pełną odpowiedzialnością nad takim dokumentem? Nie rozumiem, dlaczego radnym to nie przeszkadzało - dziwi się Grzywna. Andrzej Grzywna wraz z Antonim Cymbalakiem do pierwszych wyborów samorządowych w 1992 roku szli razem (jako przyjaciele - mówi wójt Cymbalak). Obaj w wyborach przeszli. Cymbalak został wójtem, Grzywna przewodniczącym Rady Gminy. - Dostał w tej pierwszej kadencji decyzję rady na dzierżawę lecznicy, kupił budynek mieszkalny przy lecznicy i potem już do następnych wyborów nie startował. Miał w tamtej kadencji sprawę w sądzie o sfałszowanie uchwały gminy. Uchwała dotyczyła dzierżawy lecznicy właśnie - mówi wójt Cymbalak. Andrzej Grzywna informuje, że uchwały żadnej nie sfałszował, tylko wysłał do wojewody projekt zamiast oryginału. Postępowanie wyjaśniające zakończyło się umorzeniem sprawy. Ale ten właśnie zarzut wyciągnięto przeciwko niemu w obecnej kadencji, gdy został zgłoszony przez klub radnych PSL na członka komisji rewizyjnej. Zgodnie z ustawą samorządową do komisji rewizyjnej obligatoryjnie wchodzi radny zgłoszony przez klub. W statucie Rady Gminy Andrzejewo przewidziano jednak zastrzeżenie, iż "na kandydata na członka komisji rewizyjnej proponuje się osobę, która daje rękojmię właściwego wykonywania zadań komisji rewizyjnej, posiadającą nieposzlakowaną opinię i wysoki autorytet społeczny". Nad każdą kandydaturą więc głosowano. Przed głosowaniem przewodniczący rady poinformował, że przeciwko Andrzejowi Grzywnie toczy się sprawa karna z powództwa gminy. Rzecz idzie o najazd samochodowy (kanał do sprawdzania samochodów), znajdujący się na terenach lecznicy, nabytych kilka lat temu przez Grzywnę i drugiego weterynarza. Nabywcy twierdzą, że kupili działki wraz ze znajdującymi się na nich obiektami: wychodkiem, garażami, kanałem samochodowym. Ponieważ kanał im przeszkadzał, sprzedali go kilka lat temu. - Przed wyborami wójt wyciągnął sprawę tego najazdu. Toczy się teraz w sądzie - mówi Andrzej Grzywna. - Ale żadnego bezprawia mi na razie nie udowodniono i przewodniczący rady nie miał prawa wyciągać tej sprawy jako argumentu przeciwko mnie. Niemniej radni głosami dziewięciu do sześciu wysekowali Grzywnę spośród kandydatów na członka komisji rewizyjnej. Grzywna zaskarżył tę uchwałę do samorządowego kolegium odwoławczego, które uznało, że jest ona sprzeczna z ustawą samorządową. Ale na następnej sesji Rady Gminy, przechodząc do porządku dziennego wobec decyzji kolegium odwoławczego Andrzeja Grzywnę pozbawiono mandatu radnego. - Wszystkie zarzuty, jakie mi stawiano, były tylko pretekstem. Tak naprawdę od początku chodziło o to, żeby pozbyć się mnie z rady, bo byłbym radnym zbyt dociekliwym - uważa Grzywna. Antoni Cymbalak zaś twierdzi, że Grzywna zaczął "szemrać" odkąd gmina nie wyraziła zgody na ulgi podatkowe i na wykup lecznicy. A ostatnio jeszcze wynikła ta sprawa z najazdem. - Pan Grzywna - mówi o dawnym przyjacielu wójt - chciał zawsze przy pomocy gminy załatwiać własne interesy, a kiedy mu się to nie udało, mnie oskarża o prywatę. Dodaje, że ma w gminie kilku innych opozycjonistów, którzy walczą o własne interesy. - Ale ludzie w wyborach jednak mnie wybrali na koleją kadencję. Może docenili to, co udaje nam się robić dla gminy: nowe gimnazjum, 130 gnojownic dla rolników, modernizacja hydroforni w Bolędach, budowa sali gimnastycznej w Ruskołęce, budowa dróg. To na pewno większy dorobek niż w wielu innych gminach - mówi wójt. Jeżeli mieszkańcy gminy nie lubią wójta Cymbalaka, mieli najlepszą szansę pozbyć się go w bezpośrednich, tajnych wyborach. Za wójtem zagłosowało 1481 mieszkańców gminy Andrzejewo, kontrkandydat otrzymał 927 głosów, a w ostatnich wyborach wypowiedziała się większość, prawie 69 procent uprawnionych obywateli gminy Andrzejewo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki